Wiem, że nieraz mi się zdarzało, ale tym razem naprawdę nie chcę wyśmiewać wyborów polskich artystów, ani tym bardziej naparzać ich kijem pogardy. Niech każdy sobie nagrywa z kim tylko chce i płaci za zwrotki, ile ma akurat wolnych pieniędzy w kieszeni. Śmiało. Enjoy. Przecież nie ma niczego złego w tym, że amerykański raper dostaje przelew z Polski czy Niemiec. Dla mnie to normalne. Muzyka była, jest i będzie biznesem. Stać cię? Brawo. Kupuj. Jeśli jesteś na takim poziomie albo/i masz taki bajer, że ktoś nagrywa ci za darmo, to jeszcze większe brawa. Gratuluję.
Jednak totalnie nie jestem w stanie zrozumieć, jak można cieszyć się z tego, że ktoś sprzedał ci dokładnie taką samą zwrotkę, jaką sprzedał iluś tam innym osobom. Ba, nawet nie sprzedał sam artysta, a ludzie, którzy zarabiają szmal na – no przepraszam – naiwnych ludziach. Dla mnie to wielka ściema. A piszę o tym, bo kilka dni temu podjarałem się współpracą Sponsa i Kościeya z Ghostfacem Killah i… dałem się nabrać, bo po chwili okazało się, że żaden GFK im się nie dograł. Nie wie nawet o ich istnieniu. Nie zamienili z nim słowa, a zwrotka była już wcześniej użyta gdzieś indziej. To słabe. To pójście na łatwiznę i nic innego jak manipulacja – reklamowanie swojej płyty featem z gigantem nowojorskiej sceny. Jednak to nie jest feat z członkiem Wu-Tangu. To trochę tak, jakbym teraz napisał do byłego naczelnego magazynu Klan i zapytał go, czy mogę użyć ich fragmentu wywiadu z B-Realem, a później wrzucił owy fragment na Dusty i napisał, że mam wywiad z członkiem Cypress Hill… Przecież to jest jakiś, kurwa, żart. Nie stać cię na zwrotkę od ludzi pokroju Ghostface czy Conwaya? To nie udawaj kinga, z którym tacy ludzie rzekomo chcą współpracować. Szczerze ci życzę, by ten GFK kiedyś naprawdę ci się dograł na album, bo dla mnie w „Patrz, komu ufasz 2.0”, go nie ma. To niepoważne.