Rakim podczas występu w Radio City Music Hall w 2023 roku.
Po sieci rozlała się ostatnio informacja o tym, że w lipcu usłyszymy nowy album Rakima. Na ten moment nie wiadomo jednak jeszcze, czy sam Rakim pojawi się na krążku „G.O.D’s Network (REB7RTH)” w innej roli niż producenta wszystkich utworów. Pierwsza odsłona projektu zostanie zaprezentowana w tym miesiącu, gdy na streamingi wleci wspólny kawałek Kurupta i Masta Killa (przyznaję, że jest to dość osobliwy wybór jak na pierwszy singiel). Poza nimi na płycie usłyszymy jeszcze między innymi – DMX’a, Snoopa, Kool G Rapa i Method Mana.
I to tyle, jeśli chodzi o wiadomości, które każdy z was może sobie wygooglować. Teraz trochę prywaty, bo zalega mi w głowie pewien temat, a jakoś wcześniej nie było pretekstu, by go poruszyć. Podobnie, jak większość słuchaczy wkurwiłem się, kiedy okazało się, że Rakim znów odwołał swój przyjazd do Polski, bo chciałem zobaczyć na żywo, w jakiej formie na scenie jest ten blisko 60-letni facet z Wyandanch w stanie Nowy Jork. Nie mam zamiaru prowadzić dochodzenia, kto jest odpowiedzialny za odwołanie jego koncertów w (nie tylko) naszym kraju, ani – tym bardziej – nikogo bronić, bo to tak naprawdę nie ma dla mnie większego znaczenia. Na razie nie zobaczymy go w Polsce i tyle. Nie będę z tego powodu lamentować, wyrzucać jego płyt i przekreślać wszystkich dokonań. Jakoś nie potrafię. Za dobrze pamiętam te wszystkie momenty, kiedy włóczyłem się po blokowisku, podróżowałem koleją, zarywałem noce z „The 18th Letter ” na słuchawkach. A piszę o tym, bo zauważyłem, że czasem ze zbytnią łatwością przychodzi nam plucie na osoby, których muzyka kiedyś była/nadal jest dla nas ważna.