fot. Mateusz Skwarczek
Mam pewną niechęć do podobania się i przymilając się do publiczności czułabym, że umieram” – mówi Dorota Masłowska, autorka tegorocznej płyty „Wolne”.
Przeczytałem przed naszą rozmową kilka wywiadów z tobą i wyłania się z nich obraz Doroty Masłowskiej, która była trochę zaskoczona hejtem, jaki się na nią wylał. Naprawdę spodziewałaś się, że fani przyjmą cię z otwartymi ramionami? Przecież nagrałaś coś zupełnie innego, niż to, co tworzyli wcześniej reprezentanci tej wytwórni. A ich słuchaczy nie podejrzewałbym o to, że wolą słuchać czegoś innego, niż sprawdzoną już wcześniej muzykę.
Oczywiście przeszło mi to przez głowę. Byłam pogodzona z tym, że może mieć to taki koszt, że mój eksperyment i ta szalona akcja godzi w to, do czego ci ludzie są przyzwyczajeni – w ich tabu i ograniczenia. Wiedziałam, że to wzbudzi szok. Nie spodziewałam się jednak, że spotkam się z tak prymitywną nienawiścią. Wiedziałam, że w SBM ukazują się płyty artystów, którzy robią zupełnie inne rzeczy niż ja i że w tej – nazwijmy to – głównej części wytwórni nie mam czego szukać. Natomiast interesował mnie eksperyment, w ramach którego biorę ich formę i wypełniam ją własną, niekompatybilną treścią. Dla mnie ani przez chwilę nie było to niespójne. Uważam to za naprawdę ożywczy eksperyment.
Na jaki odbiór liczyłaś?
Pomimo tego, że doszło do gigantycznego wypadku w zetknięciu mojego albumu z odbiorcami wytwórni, to okrężną drogą trafił do publiczności, która go zrozumiała. Spotkałam wielu ludzi, którzy w tę płytę bardzo głęboko weszli. Feedback, który otrzymałam był w dużej mierze świetny. Nie mówię oczywiście o tej prymitywnej fali hejtu i ludziach, którzy mnie obrażali w ekstremalnie głupi sposób. To oczywiście jest po ludzku przykre, bo to czyste i bezsensowne zło. Ale brak aprobaty środowiska hiphopowego nie był dla mnie druzgocący, bo wiedziałam, że zrobiłam to, co chciałam. Płyta „Wolne” jest prawdziwa i spójna. To mi wystarczy.
Zapytam wprost – czym najbardziej wkurzyłaś fanów hip-hopu?
Szkoda mi trochę tej rozmowy na takie rozkminy. Że seplenię, jestem stara? Że nie rapuję tak, jak uważane jest za fajne? To o co pytasz, nie jest meritum sprawy. Najważniejsze jest, że odmienność budzi aż taką nienawiść, agresję i wk*rw. Że osoba, która czegoś nie rozumie, chce to zaatakować, zniszczyć, że poświęca temu tak dużo czasu i uwagi. Ta prymitywna siła z jednej strony wydaje się ekscytująca, ale i ciemna. Przemówiła trochę taka dzika Polska – kryptokonserwatywna, kryptokatolicka, nieświadoma, bo przecież wiele osób nie wiedziało nawet, co atakuje. Ślepa, nakręcająca się nienawiść. Trochę to straszne, bo przecież to dzieciaki pisały głównie te komentarze.
Cały wywiad jest tutaj.