Najbardziej utytułowany polski b-boy opowiada nam o sukcesach naszych tancerzy na arenie międzynarodowej, udziale w programie „Mam talent!” i wydarzeniach, które pamięta do dziś. Poniżej fragmenty, a na dole link do całej rozmowy.
Program okazał się rzeczywiście fajną przygodą?
Myślę, że tak. Zobaczyliśmy, jak ten świat wygląda od kuchni. Ekipa z „Mam talent!” miała dużo pomysłów na nasz wizerunek. Wiedzieli, jak chcą nas przedstawić i pokazać. Jednak nie skorzystaliśmy z ich pomysłów. Pokazaliśmy się po swojemu. Wiesz, nie sugerowali nam, co mamy mówić, ale jak mamy wyglądać już tak. (śmiech) Na szczęście postawiliśmy na swoim. Koniec końców, udział w programie nie zmienił w znaczący sposób naszego życia. Pojawiło się tylko kilka zaproszeń i współprac. Przyznaję, że nie na taką skalę, jak sobie na początku wyobrażaliśmy. Wydaje mi się, że największą realną korzyścią, która wypłynęła z udziału w programie była radość naszych rodzin. Nasze mamy i ciocie mogły zobaczyć nas w telewizji. Dla nich to było ważne i super było czuć ich dumę. Nie staliśmy się jednak gwiazdami. (śmiech)
Ale staliście się nimi później. (śmiech) W którym momencie w polskim breakingu pojawił się konkretny hajs?
Jest go coraz więcej, ale jeśli mam być szczery to… wciąż nie ma go konkretnego. W porównaniu do innych krajów nadal tu odstajemy, ale już nie tak bardzo jak miało to miejsce jeszcze 10 lat temu. Zbliżamy się do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Pojawienie się breakingu na takiej imprezie wpłynie bezpośrednio na zwiększenie popularności tańca, a co za tym idzie, zwiększą się możliwości na zdobycie hajsu. Więc on pewnie stopniowo będzie się pojawiał. Czuję, że tak właśnie się stanie. Już widać to w innych krajach, bo tam pieniędzy w świecie breakingu jest coraz więcej. Żebyś mnie dobrze zrozumiał – ja utrzymuję się z b-boyingu jakoś od 2008 roku. Oczywiście nie utrzymuję się z samych występów na zawodach, ale z iluś tam projektów na raz. Mam na myśli dille z markami, pokazy, zajęcia z dzieciakami czy po prostu tańczenie na rynku w Krakowie. Często jestem też zapraszany na imprezy za granicą, gdzie jestem sędzią czy prowadzącym warsztaty. Z czasem zaczęliśmy też sami organizować eventy.
Czwartą część historii polskiego breakingu znajdziesz tutaj.