fot. Gniewko Głogowski
Reprezentantka ekipy Breaknuts mówi nam o udziale w pierwszym światowym finale Red Bull BC One dla b-girls, ciężkich treningach i o tym, że ewentualna porażka nie ma znaczenia.
W filmie „Rise of the B-Girls” powiedziałaś: „W moim domu nie przelewało się. Było naprawdę ciężko, ale breaking był tą jedną rzeczą, która napędzała mnie do działania”. Mogłabyś to rozwinąć?
Breaking od zawsze sprawia, że zapominam o wszystkich zmartwieniach. Wchodzę na salę i problemy zostają za drzwiami. Mimo że w dzieciństwie miałam dużo na głowie i musiałam mierzyć się z większymi problemami niż rówieśnicy, to miałam swoją odskocznię, taką bezpieczną przystań, która sprawiała mi dużo radości, pozwalała się wyrażać i poznawać ludzi z podobnym uosobieniem. Odcinek dokumentu, o którym mówisz, miał opowiadać o moim życiu, a nie tylko o tańcu i momentach zwycięstw. Zdecydowałam się podzielić całą swoją historią, bo to jestem ja – takie, a nie inne doświadczenia mnie ukształtowały. Myślę, że jeśli jesteś w spokojnym i wdzięcznym momencie życia, to akceptujesz przeszłość również z jej negatywnymi aspektami. Staram się szukać we wszystkim dobrych cech i lekcji, jakie dane zdarzenia nam przynosi. Moja przeszłość ukształtowała mnie i mój charakter. Jeżeli choć jedna osoba zainspirowała się tym dokumentem i film popchnął ją, mimo przeciwności losu, do działania, to jestem szczęśliwa.
Jakie cenne lekcje otrzymałaś w początkowych latach breakingowej drogi?
Takich lekcji było kilka. Najbardziej utkwiło mi w głowie to, bym poszukiwała swojego stylu, starała się wyróżniać i tworzyć oryginalne, unikatowe rzeczy – tak, by po latach ludzie widząc mój tańczący cień, od razu wiedzieli, że to ja. Inne lekcje, które pamiętam to: rozwijać swoje wrodzone predyspozycje, uczyć się podstaw tańca i później je personalizować – przelewając w nie swoją osobowość. Należy być kompletnym tancerzem i skupiać się na każdym elemencie swojego tańca. Ważne jest też to, by na sali treningowej najwięcej czasu spędzać na elementach, które są trudne i w których nie jesteśmy dobrzy. Od zawsze byłam w ekipach z b-boyami, co nauczyło mnie, że nie ma taryfy ulgowej i muszę ciężko pracować, by im dorównać. Moim celem było dojście do momentu, w którym podczas walki będę dla nich pewnym ogniwem – osobą, która wygrywa sety dla ekipy i na której można polegać np. podczas dogrywek.
Dalszy ciąg naszej rozmowy znajdziecie tutaj.