Zadzwoniłem kilka tygodni temu do Sir Micha, by zadać mu kilka pytań. A że Sir Mich to gość z ogromną pasją do muzyki, chętnie mi na nie odpowiedział. Zapis naszej rozmowy znajdziecie poniżej.
Teraz, jak patrzysz na muzykę? Wciąż chcesz robić rzeczy nowatorskie?
W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że ludzie oczekują prostych kawałków rozrywkowych, które puszczą sobie na imprezie. Tak bardzo jaram się muzyką, że działam obecnie w taki sposób, że robię rzeczy odmóżdżające – łupanki, ale i bardzo skomplikowane, w których jest 15 akordów na takt. Pracuję w tej chwili na przykład nad projektem jazzowym, który na pewno nie zarobi pieniędzy. (śmiech) Nie patrzę na to wszystko, jak niektórzy muzycy, którzy uważają, że rzeczy proste są chujowe i liczą się tylko te w pełni dopieszczone i skomplikowane. To duży błąd w postrzeganiu muzyki. Po latach doszedłem do takiej konkluzji, że zajebiste rzeczy są po prostu zajebiste! Nie ma znaczenia, czy utwór powstał w godzinę, czy w osiem dni. Jeśli ktoś się zafiksował i robi tylko kawałki trapowe, to… no po roku można wylądować na lewym skrzydle. Skupienie się na jednej dziedzinie, nie pozwala łapać oddechu i spojrzenia na własną twórczość w obiektywny sposób. Uważam wręcz, że słuchanie muzyki powinno opierać się o przeróżne gatunki, bo to rozszerza ilość bodźców, jakie otrzymujemy. Jeśli ktoś słucha tylko rapu no to… strasznie mu współczuję. (śmiech) Warto obracać się w różnych środowiskach, bo to po prostu rozwija i wzbogaca. Czasami puszczam sobie np. folklor z Nigerii czy z Japonii. Robię takie wycieczki po internecie i docieram do naprawdę zajebistych, inspirujących rzeczy.
Jak muzycy ze świata jazzu reagują na twoje kawałki z TDF-em?
Bardzo różnie. Muzyków zawodowych można podzielić na dwie grupy. Ortodoksów, którzy uważają, że jest na świecie tylko pięciu artystów zajebiście grających, a reszta może co najwyżej próbować. Jest też druga grupa, która niekoniecznie jara się naszą twórczością, ale kumają mój przelot i jest to w jakiś sposób dla nich do strawienia. Nie krytykują mnie z tego powodu. Świat muzyków jest dość dziwny. Po części wynika to z edukacji w naszym kraju, bo w szkołach muzycznych – przynajmniej, jak ja do niej chodziłem, a nie było to strasznie dawno temu – mało jest nauczycieli, którzy stawiają na kreatywną pracę. W szkole nastawienie jest takie, że w historii muzyki było tylko kilkunastu genialnych kompozytorów, a uczeń – w dużym uproszczeniu – jest osobą, która co najwyżej może próbować to zagrać, ale i tak wiadomo, że nie osiągnie poziomu oryginału. W mojej ocenie nie jest to zachęcające do dochodzenia do własnych rozwiązań, poznawania nowych rzeczy. Geniusz twórców z okresu baroku był ogromny, ale żyjemy w 2021 roku i kończąc szkołę, na której uczyłeś się grać na wiolonczeli, zderzasz się z rynkiem pracy i… co dalej!? Jest ograniczona liczba orkiestr, które mogą cię zatrudnić i jak tam trafisz to ok – masz etat i sobie grasz. Co z resztą tych osób? Tak się składa, że znam wielu takich ludzi. To jest niesamowite, że wszyscy żyjemy w tej samych czasach – mamy internet, dostęp do wiedzy i muzyki – a większość z nich jest tak zniewoleni przez system nauczania, że dla nich cokolwiek innego od tego, co poznali w szkole, jest chałturą i trzeba ją omijać z kilometra. Smutne to.
Dalsza część wywiadu jest tutaj.