fot. instagram.com/ajron_wwa/
Z Ajronem spotkałem się w słonecznym centrum Warszawy w sierpniu 2017 roku. Spędziliśmy kilka dobrych godzin na wspominaniu czasów, kiedy wchodził do hiphopowej gry i pracował nad wspólnym albumem z Małolatem. Poniżej kilka fragmentów z tamtego wywiadu. Rozmowa nie została autoryzowana przez artystę.
Dlaczego zdecydowałeś się zniknąć ze sceny hiphopowej?
Z perspektywy czasu uważam, że podchodziłem wtedy do tworzenia muzyki w dość rozsądny sposób. Nigdy nie miałem (i nadal nie mam) wykształcenia muzycznego. Nie wierzyłem, że robienie hip-hopu pozwoli mi spokojnie się utrzymać. To był okres, w którym byłem bardzo młodym człowiekiem i niekoniecznie jeszcze wiedziałem, co chcę w życiu robić. Stałem na rozdrożu dróg i musiałem wybrać, w którą stronę pójdę. Uznałem, iż praca przy szeroko pojętym obrazie da mi więcej bezpieczeństwa i możliwości rozwoju niż sama muzyka. Poza tym, po albumie z Małolatem pojawiły się na moim horyzoncie zupełnie inne opcje.
Mieszkasz aktualnie w Nowym Jorku. Będąc tam, słuchasz polskiego rapu?
W Nowym Jorku poruszam się głównie komunikacją miejską. Na przykład w metrze uwielbiam słuchać rodzimego rapu. Na moich słuchawkach często gości muzyka Palucha, druga płyta HST, krążek HV/Noon i „Świeży materiał” Waca. To dobre miejskie produkcje.
Jaką rolę w tej chwili odgrywa u ciebie tworzenie muzyki?
Słucham dużo muzyki, kupuję płyty, sampluję, ale samo tworzenie zeszło na dalszy plan, bo – najzwyczajniej w świecie – brakuje mi czasu, siły i weny. Bywają takie dni, że pracujemy po 16 godzin dziennie. Jestem osobą, która potrzebuję dużo skupienia, by usiąść do tworzenia podkładów, którymi naprawdę będę się jarał. Kiedyś nad jednym bitem potrafiłem siedzieć przez tydzień. Mógłbym zrobić album w dwa miesiące, ale wątpię, że będzie on wyjątkowy i przetrwa próbę czasu. Nie sądzę, że ktoś za 12 lat przyjedzie z drugiego końca Polski, by przeprowadzić ze mną wywiad. Nie chcę robić muzyki na siłę. Jeśli miałbym coś zrobić, to na pewno byłoby to w klimacie znanym z albumu „W pogoni za lepszej jakości życiem”. Bardzo chcę zrobić jakiś kawałek hiphopowy, bo hip-hop wciąż mnie fascynuję!
Dziwię się trochę, że nie potrafisz znaleźć weny do tworzenia bitów, mieszkając w Nowym Jorku – kolebce hip-hopu. (śmiech)
Właśnie w Nowym Jorku zrobiłem pierwszy podkład od wielu lat. (śmiech) Ciężko jednak powiedzieć, czy coś z tym podkładem się dalej stanie. Raperzy albo nie mają teraz weny, albo robią trap. (śmiech) Był pomysł na kawałek z Włodim, był pomysł na wosk w JuNouMi. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Co dziś czujesz, kiedy patrzysz na twoją młodzieńczą przygodę z hip-hopem?
Mam sentyment do tamtych czasów. Przeżyłem dzięki niemu wiele niezapomnianych momentów. Pamiętam, jak całą ekipą spędzaliśmy dnie – gadaliśmy o muzyce, bujaliśmy się po centrum Stolicy. Poznałem wtedy ludzi, którzy byli uznawani za miejskie legendy – Pezeta, Włodka, Noona, Sokoła. Dla mnie, dla osoby, która wychowała się na „Skandalu”, naprawdę ogromnym przeżyciem było poznanie Włodiego, pojechanie na jego osiedle i finalnie nagranie wspólnego kawałka. Do dzisiaj bardzo go cenię. Jest inteligentnym, poukładanym i zdolnym facetem.
Kończąc. Zdradzisz nam, jaki jest twój ulubiony kawałek, za który odpowiadasz?
„W moim świecie” – czyli utwór promujący mój materiał z Pezetem, który, jak wiadomo, nigdy się nie ukazał…