Razem z Kearem, raperem z trójmiejskiego składu Deluks wspominamy, jak powstawał album „Północ Centrum Południe” i z kim niestety przegrał „Uciułany giecik”.
A jak wyglądała praca nad waszą pierwszą demówką „Przedsmak”?
Brakowało nam przede wszystkim świadomości. Nie mieliśmy pod ręką żadnego hiphopowego realizatora czy profesjonalnego studia, w którym mogliśmy odpowiednio nagrać wokale. Miksem i masterem albumu zajął się gość, który tak naprawdę o hip-hopie wiedział niewiele. To sprawiło, że nie do końca byliśmy zadowoleni z finalnego brzmienia materiału. Jednak – mimo wszystko – zdecydowaliśmy się wytłoczyć demówkę własnym sumptem i wpuścić do niezależnego obiegu w nakładzie 500 sztuk. Kompakty znalazły swoich nabywców nie tylko w Trójmieście, ale także w innych zakątkach naszego kraju. Już wtedy mieliśmy sporo znajomych w całej Polsce. W związku z tym często gościliśmy na różnych jamach graffiti, gdzie zdarzało nam się zagrać koncert, no i oczywiście puścić w świat trochę CD-ków. Sukces „Przedsmaku” spowodował, że na swój producencki album zaprosił nas Waco.
Pojawiacie się tam z utworem „Graffiti”, który chyba do dzisiaj jest waszą wizytówką.
Waco wysłał nam super podkład. Temat dotyczył materii, w której mieliśmy sporo do powiedzenia. Wzięliśmy się do roboty i bez problemu napisaliśmy swoje zwrotki. Pamiętam, że bezpośrednio po nagraniu wokali, ogarnęło nas takie wyjątkowe uczucie, że zrobiliśmy coś naprawę fajnego. Ciężko mi to nawet dziś racjonalnie wytłumaczyć… Był to nasz pierwszy kawałek, który zagościł na oficjalnym wydawnictwie i od razu „rozbił bank”. Magazyn „Ślizg” wybrał go singlem roku i otrzymaliśmy za niego „Ślizgera”, co wówczas było czymś nobilitującym. Nikt się nie spodziewał, że zostaniemy w ten sposób wyróżnieni – byliśmy przecież debiutantami, a konkurencja była spora. W podobnym czasie ukazały się albumy: Grammatika, Paktofoniki, Kalibra 44, Fisza, Tedego czy Ostrego. Zdaję sobie sprawę, że pomógł nam fakt, że jest to utwór ze świetnej płyty Waca i że w kawałku gościnnie pojawił się Kosi. Chwilę później otrzymywaliśmy nawet propozycje, by zostać w Warszawie i robić tam karierę. (śmiech) Pojawiło się koło nas też kilku menedżerów, ale stwierdziliśmy, że nie do końca chcemy świecić twarzami w telewizji. Nie mieliśmy na to kompletnie parcia. Woleliśmy undergroundową drogę i spędzanie czasu na malowaniu pociągów.
Cały wywiad przeczytasz tutaj.