Założyciel legendarnego EWC wspomina swoje pierwsze nielegalne eksperymenty z farbami.
Special: Zacząłem malować graffiti w Niemczech, dokładniej na przedmieściach Dortmundu. Był to okres wielkiej chwały tego miasta i graffiti było wszechobecne, dlatego już jako dzieciak pod koniec lat 80. zwróciłem uwagę na to zjawisko. Zacząłem jednak malować za sprawą kolegów w roku 1993, 1994. W roku 1995 wróciłem do Gdańska. Graffiti u nas było dosłownie w powijakach, ale dało się zauważyć już jako taką dynamikę. Wiosną nie widziałem jeszcze ani jednego obrazka na linii, a późnym latem już było widać pierwsze małe produkcje Maniac Art Crew oraz chłopaków z DSC. Pierwszy obrazek, który zrobiłem, to Special na Bimecie, który wówczas był zupełnie czyściutką miejscówką. Napisałem obok obrazka: Get Ready Cause This Is Just Beginning. Nie miałem wtedy pojęcia, ile w tych słowach było prawdy. Jako że ze sceny nikogo wtedy nie znałem, porobiłem kilka obrazków samemu, między innymi UN (moje ówczesne crew) obok obecnej Galerii Bałtyckiej. Problemem były keny, nie miałem pojęcia czym pomalować, ale coś zaimprowizowałem z championami na wypełnienie i małymi wąskimi nobilesami na outline i światło. Wyszło całkiem spoko, zwłaszcza, że przywiozłem capy z Niemiec. Znałem już Tusego ze wspólnego wyjazdu do Hiszpanii, ale kojarzyłem go wtedy bardziej z deskorolką. To on mnie poznał z Looneyem i Bajdziakiem. Byliśmy wtedy dzieciakami, oni się jarali, że poznali kogoś, kto przywiózł jakieś informacje na temat malowania z Zachodu, a ja się jarałem, że w końcu poznałem konkretnych gości z Gdańska. Warunki były trudne, dostępne keny kiepskie, capów miałem mało, ogólnie był wielki spartan i improwizacja, bo graffiti właściwie nie istniało. Zaczynała się potwornie ciężka i długa zima, do której po tym, jak mieszkałem na zachodzie Niemiec, nie byłem przyzwyczajony. Niemniej zajawka była ogromna, a miasto i linia dziewicze. Spotykaliśmy się z chłopakami kiedy tylko się dało, chodziliśmy po linii, malowaliśmy i imprezowaliśmy. Szybko się zorientowałem, że mimo że chłopaki nie mieli doświadczenia w graff-grze, to nadrabiali charakterem i determinacją. Zawiązane wtedy znajomości i przyjaźnie miały przetrwać bardzo długi czas.
Wiedzieliśmy, że prędzej czy później trzeba będzie zaatakować pociągi. Ja byłem zdania, że musimy jeszcze wyrobić skillsy, zanim to nastąpi. Sam nie wiem, czemu byłem taki powściągliwy. Zrobiłem tylko panel na lokomotywie w 1996 roku, a potem pojechałem na pierwszą akcję na SKM z Cesem i 2se i się uparłem, że nie będę malował. Dlatego na pierwszej akcji gdańszczan na SKM byłem czekerem. Chłopaki zrobili srebra w Cisowej. Nigdy później nie widziałem tych paneli. Możliwe, że srebro zostało na świeżo zmyte przez roboli.
Kiedyś uniosłem się ambicją i stwierdziłem, że zupełnie sam zrobię e2e. Chwilę później ten pomysł przerodził się w wholecara. Jako że wtedy studiowałem w innym mieście, to postanowiłem to zrobić w trakcie wizyty na Święto Zmarłych. Słabo byłem zorganizowany, bo miałem tylko keny na tło i outline, ale nie miałem srebra na wypełkę. A jako że było święto, sklepy zamknięte, to objechałem wszystkie stacje benzynowe w poszukiwaniu sreber. To, co mi się udało zakupić, należało raczej do najgorszego z najgorszego, ale jakoś musiało dać radę. Zawinąłem jakąś drabinę z działek obok yardu w Wejherowie i zacząłem malować między kolejkami stojącymi tuż przy szosie. Drabina się połamała w połowie robot, więc organizowałem nową, poza tym dwa razy musiałem pojechać na stację benzynową w Redzie i Rumii, by dokupić srebra. Były to takie z wystającą końcówką, więc ostatnie kilka metrów kwadratowych musiałem wypełnić kreską o grubości maksymalnie centymetra. Zajar był oczywiście ogromny, nie mogłem uwierzyć, że udało mi się wykonać ten głupi plan. Pojechałem więc spać nie myśląc o tym, by może poczekać, aż kolejka wyjedzie i cyknąć jakieś fotki. W południe już jej nie było. Wiem, że jeździła jakiś czas z oknami, ale nigdy nie udało mi się jej złapać. Niemniej akcja wyszła, byłem szczęśliwy, fama poszła w miasto, pozycja na scenie utwierdzona, trzeba było działać dalej – fragmenty pochodzą oczywiście z książki GGE.