Szczeciński duet Łona i Webber to jedni z tych muzyków na naszej hiphopowej scenie, którym od początku zależało na tym, by ich wydawnictwa ukazywały się regularnie na analogach. Tak było na początku 2001 roku, gdy mówili, że to „Koniec żartów”, tak jest też 19 lat później, kiedy oddali w nasze ręce i uszy „Śpiewnik domowy”. Skąd właściwie u Webbera miłość do tego nośnika? Ja pytam, muzyczny partner Łony odpowiada.
Webber: Płyta winylowa w hiphopowym świecie od początku miała szczególne znaczenie i zasadniczo ma je do dziś. Kiedy w 2001 roku ukazywały się płyty, to grupa odbiorców winyli była wąska i tworzyli ją głównie melomani. Dzisiaj sam fakt, że woski można kupić w popularnych dyskontach, świadczy o tym, jak bardzo ten rynek ewoluował przez ostatnie 20 lat. W mojej kolekcji znajduje się w tej chwili jakieś 1200 – może 1500 płyt o sporym przekroju stylistycznym, Niektóre są w moich zbiorach tylko jako źródła dźwięków – sampli, ale są też albumy, które odcisnęły na mnie swoje piętno, te zawsze nabywam na wosku… Oczywiście jeśli jest to możliwe. Od samego początku zależało nam, by nasze albumy ukazywały się nie tylko na kompaktach, ale i na winylach – był to jeden z warunków przy podejmowaniu decyzji o wydaniu naszego debiutu, który ukazał się ostatecznie w wytwórni Asfalt Records. W 99% sampluję muzykę z wosku i nie wyobrażam sobie, bym miał skończyć z tym rytuałem. Nawet kiedy znajduję sampel na nośniku cyfrowym, to ostatecznie i tak kupuję daną płytę na winylu – tylko właśnie po to, żeby z niej wysamplować wymarzony fragment. Robię tak, gdyż uważam, że muzyka na wosku brzmi znacznie lepiej. Zresztą jakość jest dla mnie priorytetem. Zdarza mi się nawet przesunąć premierę naszych winyli, gdy okazuję się, że test press, jaki otrzymam z tłoczni, jest nagrany w niesatysfakcjonującej mnie jakości.
Winyle sygnowane logiem Dobrzewiesz nagrania możecie kupić tutaj.