Wczoraj wieczorem uciąłem sobie krótką rozmowę z DJ-em Epromem. Tematem naszej bajerki był Liroyowy „Scyzoryk”, który przed momentem doczekał się wznowienia na CD-kach i na woskach. Powód był wyjątkowy, bo w maju minęło równe 25 lat od premiery tego bądź co bądź legendarnej nagrania. Byłem przekonany, że jeśli ktoś z tej okazji weźmie utwór na swój warsztat, to zrobi to DJ Eprom i tak też się stało. Śląski producent zremiksował nagranie oraz przepuścił przez swoje analogowe graty cały „Alboom”, który również można już nabyć w odświeżonej wersji.
W latach 90. „Scyzoryk” był dla mnie oczywiście bardzo ważnym numerem, bo to pierwszy polski rapowy kawałek, jaki słyszałem, który brzmiał profesjonalnie. Po latach dowiedziałem się, że Liroy stworzył go na legendarnym samplerze E-mu SP-12 turbo, co nabrało dla mnie dodatkowego wymiaru. Liroy pociągnął „Alboomem” za sobą ludzi. Mnie np. jego debiut skłonił do rapowania w naszym języku. Oczywiście niektórzy się czepiali, że Liroy bardzo inspirował się Cypress Hill, ale należy pamiętać, że wtedy w Polsce takie pojęcie jak sampling było wśród słuchaczy totalnie nieznane. Ludzie słysząc zapożyczony sampel, od razu uważali to za zżynanie. W Stanach nikt nie ma z takimi rzeczami problemu. Pierwszy przykład z brzegu: numer The Fugees – „Killing Me Softly With His Song” jest wysamplowany z „Bonita Applebum” Trajbów. No i co? Nikt nie mówi o zżynaniu! My żyjemy w innym kraju i innej rzeczywistości, a w 1995 roku to już w ogóle… Debiut Liroya zdecydowanie trafił do mnie, bo byłem ogromnym fanem Cypressów. „Scyzoryk” wszedł na bębnach z „How I Could Just Kill a Man”, ale dograno do niego gitary. Nie była to więc totalna zżyna, jak niektórzy sobie myślą. Sound był zapożyczony, ale konwencja była zupełnie inna. Cypress Hill w tamtym okresie w ogóle nie używali gitar elektrycznych w taki sposób, jak użył ich Liroy. To było nowatorskie podejście.
Kiedy zadzwonił do mnie Liroy, bym zremasterował materiał pod reedycję, to nie zastanawiałem się nawet przez moment. Od razu wszedłem w temat. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zrobić też remiks „Scyzoryka”, ale nie zgłaszałem się z tym do Piotrka, bo mam dużo pracy i bałem się, że się z tym nie wyrobię. Po około dwóch tygodniach zadzwonił do mnie Liroy i zapytał, czy… zrobiłbym remiks. (śmiech) Musiałem się zgodzić. Pracując nad kawałkiem, bardzo chciałem osiągnąć – nazwijmy to – Sztigarski Sound. Podszedłem do pracy tak, jakbym robił Sztigara Bonko – na oldskulowych samplerach, taśmie i analogowych gratach. Nie chciałem tworzyć czegoś nowoczesnego, poszedłem więc w stronę kawałka, który będzie mój, ale nawiązuje do lat 90. Na początku grzebałem w płytach w poszukiwaniu sampli, ale z czasem uznałem (robiąc już aranż), że czegoś mi w nim brakuje. Wpadłem więc na pomysł, by dograć gitary. Sam gram na gitarze, więc wymyśliłem sobie, że to ja zagram oryginalny riff ze „Scyzoryka”. Okazało się jednak, że kontrabas, jaki mam, nie dawał mi odpowiednich możliwości. Uznałem, że muszę to nagrać w porządnym studiu na porządnych gitarach. Zadzwoniłem więc do moich kolegów z zespołu Coma. Oni chętnie mi pomogli i razem zagraliśmy, to co słychać ostatecznie w kawałku. Cieszę się, że mój pierwszy zarejestrowany riff gitarowy, który pojawił się na oficjalnym wydawnictwie, jest właśnie na „Scyzoryku”. Wyjątkowa sprawa. Liroy totalnie zajarał się remiksem. Do tego stopnia, że prawdopodobnie nagra coś nowego na tym instrumentalu.