Kiedy był nastoletnim chłopakiem odkrył, że rap może iść w parze z horrorami. Tak zrodziła się jego pasja do horrorcore’u. Pod wpływem Insane Clown Posse i Brotha Lynch Hung zaczął tworzyć teksty, które światu zdecydował się po raz pierwszy zaprezentować w 2012 roku na epce „Ostatni najmniejszy na końcu”. Z czasem artystą z Chorzowa zainteresował się Słoń, który ostatecznie zaprosił go do swojej Brain Dead Familii. Opał w wielkopolskiej wytwórni zaaklimatyzował się wzorowo i systematycznie wypuszcza za jej pośrednictwem nowe materiały. Z tegorocznym Młodym Wilkiem Popkillera rozmawiam o zmianie stylu, twardogłowych słuchaczach i inności.
A ty często spotykałeś się z nieprzychylnymi komentarzami odnoszącymi się do stylu, jaki prezentowałeś? Wiesz, nie każdy 18-latek rapuje w biały dzień na cmentarzu o tym… o czym ty rapujesz, chociażby w „Kołysance”.
Jasne. „Ty chory pojebie”, „Skąd u ciebie bierze się to pojebaństwo?” – z takimi komentarzami spotykałem się na porządku dziennym. W nurcie horrorcore’owym chyba gdzieś tam o to chodzi. Słuchacz obrazuje sobie wizję artysty, a moim zadaniem w takiej sytuacji jest zbudowanie momentu, w którym ta wizja jest przeraźliwa, obleśna i przerastająca osobę zaangażowaną. Jeśli znajomi zwracali się do mnie, tak jak wspomniałem wcześniej, to odbierałem to jako propsy. Gorzej było, gdy moja muza trafiała w uszy mojej rodziny, szczególnie osób starszych… to były często kłopotliwe sytuacje. Wyobraź sobie, gdy przykładowa 65-letnia mocno wierząca ciocia Jadzia pyta mnie, o co w tym chodzi, dlaczego to jest takie wulgarne i czy aby na pewno nie jestem sługą szatana.
Zainteresowanych przeczytanie całości odsyłam pod ten link.