Od wczoraj w sieci możecie znaleźć zapis mojej rozmowy z Soulpetem, który – do spółki z Bonsonem – stworzył nie tak dawno jeden z ciekawszych, rapowych krążków tego roku. Jest o filmach bez szczęśliwego zakończenia, odrzuceniu pracy przy serialach, ścieżce dźwiękowej do „Ghost Doga” i byciu idealistą. Poniżej fragment, który może zachęcić was do całej lektury.
Jestem przekonany, że soundtrack do „Ghost Doga” też mocno przerabiałeś.
Tak, podobnie, jak ścieżki dźwiękowe zrobione przez RZA do dwóch części „Kill Billa”. Ja to w ogóle mam spory sentyment do tego producenta i całego Wu-Tang Clanu, w końcu jestem trueschoolowym chłopem. Pamiętam jak w 1999 roku, kiedy byłem jeszcze małolatem, zdarzało mi się pójść na wagary do Empiku, gdzie katowałem wspomniany przez ciebie soundtrack. Filmu wtedy jeszcze nie widziałem, bo byłem zbyt młody, ale dzięki muzyce miałem w głowie pewne obrazy. I muszę ci powiedzieć, że po seansie nie czułem zawodu. Cały czas jest to jeden z moich ulubionych filmów. Żałowałem tylko, że ja nie miałem takiego ziomka, który mówi po francusku i sprzedaje lody. (śmiech) Co tu dużo mówić: RZA to gość, u Tarantino tylko to potwierdził.
Można powiedzieć, że RZA był przez lata twoim autorytetem muzycznym?
Nie jestem już takim psychofanem, jak kiedyś, gdy wpisywałem na Discogs.com ksywki producentów i sprawdzałem dosłownie wszystko, co zrobili. Nie mam już nawet czasu na takie zabawy, ale płyty staram się w miarę regularnie sprawdzać. Dlatego lubię sobie wyjść z psem na dłuższy spacer albo przejechać się autobusem, bo zazwyczaj wtedy słucham muzyki. Niestety RZA już mnie nie porywa tak, jak robił to kiedyś. Możliwe, że dlatego, że skupił się na nieco innym biznesie i poszedł w stronę Hollywood. Zrobił film, pojawia się w serialach (m.in. w „Californiacation”) i zapewne muza zeszła u niego na dalszy plan. Ale kiedy już coś wypuści to prędzej czy później na pewno zagości to na moich słuchawkach.
Link do całego wywiadu.