„Wywiad? Sam nie wiem. Kilku odmówiłem, nie kręci mnie to zbytnio na tym etapie. Odpowiada mi bycie anonimowym. Mogę zgodzić się ewentualnie na pisane Q&A” – Napisał mi w poniedziałkowe południe Emapea. Przystałem oczywiście na warunek tajemniczego producenta związanego z kalifornijską oficyną Cold Busted i po kilku dniach przesłałem mu komplet pytań.
Autorem powyższej okładki jest Petion – uzdolniony grafik z Kluczborka, którego także chwilę temu przepytałem. Rozmowa z nim pojawi się na stronie w najbliższym czasie.
Pierwszy punkt naszego wywiadu dedykowany jest głównie osobom, które spotykają się z twoim pseudonimem artystycznym po raz pierwszy. Jak wspominasz swoje początki w produkcji beatów?
Podkłady zacząłem robić pod koniec lat 90., gdy nie było tak łatwego dostępu do muzyki i informacji jak dziś. Na początku nie wiedziałem nawet, że istnieje coś takiego jak bitmaszyna. Należę do tych, którzy zaczynali od prymitywnych softwearów. Pierwszą MPC-tkę kupiłem dopiero w 2006 roku. Słuchałem hip-hopu, nie wiedząc kim tak naprawdę byli i jak wyglądali ludzie, którzy go tworzyli. Nie interesowało mnie też to, jakie kto ma osiągnięcia na Billboardach i kto się z kim zadaje. Pierwsze produkcje, które analizowałem były autorstwa Easy Mo Bee i DJ-a 600V. Zainspirowało mnie wielu producentów hip-hopowych. Musiałbym tu przytoczyć mnóstwo imion.
Wierzysz w coś takiego jak wena, która napędza do tworzenia? Czy to raczej usprawiedliwienie dla ludzi, którzy nie potrafią się zebrać w sobie i tworzą tylko okazyjnie.
Na brak weny nie choruję od momentu, kiedy zdobyłem pewien warsztat. Nauka beatmakingu to niekończący się proces – świadomość tego sprawia, że mam ochotę dalej tworzyć. Zdarzają mi się sesje, gdy zachowuję kilkanaście szkiców beatów jednego dnia. Miewałem również sesje, gdzie męczyłem jeden beat przez kilka dni, szukając odpowiedniej próbki z wosku i… czasami jej nie znajdywałem. Do niektórych sesji wracam po jakimś czasie i mam na nie inny pomysł. Chyba każdy beatmaker ma swój labirynt plików z niedokończonymi projektami i sample lub motywy odłożone na później. Mój tryb pracy ciągle ewoluuje. Dla mnie robienie podkładów to nawyk, na dzień dzisiejszy nie potrafię ich nie robić. Wydaje mi się, że w innych rodzajach twórczości wena może odgrywać ważniejszą rolę, np. u poetów, którzy podchodzą bardzo emocjonalnie do pisania utworów. Ja nie potrzebuję znaczących bodźców, by zacząć tworzyć. Jedyne czego potrzebuję to czas i deficyt problemów
Współpraca z taką wytwórnią, jak kalifornijski Cold Busted to dla ciebie nobilitacja?
Do współpracy z Cold Busted doszło drogą internetową. Historia bez fajerwerków – wysłałem demo, po dwóch dniach otrzymałem pozytywną odpowiedź i reszta poszła gładko. Cold Busted to niezależna wytwórnia zrzeszająca producentów i beatmakerów z różnych zakątków globu. Derrick Daisey, szef i założyciel Cold Busted, jest znakomicie zorganizowany i od lat konsekwentnie robi dobrą robotę. Pierwsze kroki w tej wytwórni stawiali np. Poldoore z Belgii, Blue In Green z Japonii czy Gramatik ze Słowenii. ES-K wydał tam moim zdaniem bardzo niedocenioną płytę Serenity, a zaraz po tym wyprodukował całe LP Generala Steele’a – nowojorskiego MC z legendarnego składu Smif-N-Wessun. Lista utalentowanych producentów związanych z tą wytwórnią jest długa. Jest to temat nie tylko dla koneserów.
Jakie nagrania obecnie najbardziej cię intrygują i sprawiają, że z jeszcze większą chęcią sięgasz po bitmaszynę?
Niezależna, globalna scena beatmakingu to coś, z czym się utożsamiam i jest to przestrzeń, która mnie obecnie inspiruje najbardziej. Tę scenę tworzą ludzie przeważnie robiący beaty w domu, bez użycia konsoli SSL i innego sprzętu za milion dolarów. W tej kwestii wiele zmienił zarówno łatwiejszy dostęp do narzędzi, jak i rozwój internetu. Każdy ma dziś szansę coś wyprodukować i opublikować to niezależnie. Okazało się też, że na świecie sporo ludzi interesuje się beat tape’ami. Muzyka instrumentalna wydaje się mniej narażona na kulturowe bariery niż ta, gdzie wokalista nuci coś w swoim ojczystym języku. Słuchacz ma dziś również łatwy dostęp do nowych beat tape’ów, które publikowane są w sieci masowo. Przeciętny odbiorca nie docieka, czy ktoś samplował z wosku i czy dźwięk przeszedł przez bitmaszynę, czy jakiś software. Albo mu się muzyka podoba albo nie – zero jedynkowo. Ja w 2018 roku ciągle sięgam po winyl ale nie mam problemu z cięciem plików.
Odbiór twoich projektów. W których krajach z chęcią słuchają twojej muzyki? Jestem przekonany, że docierają do ciebie opinie z całego świata – podziel się nimi.
Mojej muzyki słuchają ludzie z całego świata – to fakt. Najwięcej odbiorców mam w USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Holandii, Australii, Japonii, przybywa ich też coraz więcej w Polsce. Cieszy mnie to, tym bardziej że jestem postacią anonimową. Człowiek mieszkający po drugiej stronie globu potrafi mi wysłać prywatną wiadomość zawierającą opis jakiejś historii z jego życia, dla której tłem był mój instrumental. Czasami dochodzą do mnie wiadomość w nieznanym mi języku. Wtedy wklejam treść w tłumacza i wiem mniej więcej, o co słuchaczowi chodziło. Dostaję głównie propsy i podziękowania.
Mówi się, że m.in. Waco, Volt, Noon i Magiera to osoby, które stworzyły – nazwijmy to – polską szkolę bitu. Myślisz, że z perspektywy tych wszystkich lat można w ogóle o czymś takim, jak „polska szkoła bitu” rozprawiać?
Osoby, o których wspomniałeś, są klasykami gatunku. Słyszałem ich różne produkcje. Stworzyli rzeczy ponadczasowe. Nikt tego z historii nie wymaże i nikt nie odbierze im zasług. Warto wspomnieć w tym miejscu o wrocławskim zespole „Skalpel”, który wyprodukował znakomite płyty wydane w Ninja Tune. Pomijany jest też genialny, ostatnio trochę mniej aktywny polski producent DJ Kut-O.
Twoje miasto wpływa w jakiś sposób na to, co tworzysz? Czy może miejsce, w którym stukasz w pady, nie ma dla ciebie większego znaczenia?
Na pewno potrzebuję dużo przestrzeni dla siebie. Zdecydowaną większość swoich beatów zrobiłem w samotności. Nie jest mi smutno z tego powodu, mój introwertyzm to lubi. Nie dla mnie są sesje studyjne pełne dymu i innych wynalazków. Miejsce, w którym tworzę, nie ma większego znaczenia, jeśli mam ze sobą narzędzia. Może być to mój pokój, autobus, las, cokolwiek. Gdy mam flow zapominam o wszystkim, o jedzeniu też. Lubię ten stan. Doświadczanie go jest dla mnie najlepszą rzeczą w całym tym interesie. Nie raz zdarzało mi się iść spać, gdy wstawało słońce. Po całodobowej lub nocnej sesji muzyka brzmi inaczej nad ranem – jeśli ktoś naprawdę robi beaty, to wie, o czym mówię.
Co musiało, by się wydarzyć, byś stał się producentem, który dostarcza podkłady dla raperów?
Robienie beatu, który ma być finalnie instrumentalem, a robienie beatu dla rapera to zupełnie dwie inne sprawy. Moja współpraca z wokalistami, niekoniecznie raperami jest raczej nieunikniona. Nie jestem w stanie określić, kiedy to nastąpi, ale parę rzeczy wisi w powietrzu. Nie śpieszy mi się, bo na brak słuchaczy nie narzekam. Dostałem kilkadziesiąt demówek od różnych wokalistów. Niektóre mi się podobały, niektóre były średnio fajne. Od jakiegoś czasu odpisuję już tylko tym, którzy na prawdę do mnie trafią, więc jeśli ci nie odpiszę – po prostu rób swoje dalej. Dostałem np. demo od gościa z Korei Południowej. Flow siedział pięknie, ale nie rozumiałem, o czym nawijał. W sieci różni amatorzy nagrywają bez mojej zgody pod moje beaty i publikują to, jakbym miał z tym coś wspólnego, a nie mam. Pewne rzeczy są poza moją kontrolą.
Siadając do danego projektu, selekcjonujesz – wcześniej przez ciebie zrobioną – muzykę, która się na nim znajdzie, czy może już na samym początku prac wiesz, jaką historię chcesz opowiedzieć swoimi podkładami i nie ma u ciebie miejsca na „przypadkowe” beaty.
Z Seeds, Roots & Fruits niczego nie planowałem, nazwa longplaya powstała po wyselekcjonowaniu materiału. Zoning Out też nazwałem na samym końcu procesu, ale tu zakładałem a priori, jak to ma mniej więcej brzmieć. Finalnie w głównej mierze wyszło, jak miało wyjść – krzywa, surowa, nocna wygrzewka. Seria Zoning Out zawiera w większości beaty robione po północy. Najlepiej się tego słucha w nocy lub na słuchawkach. Wiedziałem, że po Seeds Roots & Fruits wydanie takiego czegoś to ryzyko, ale nie poszło z tym źle. Zoning Out Vol.2 wyjdzie w pierwszym kwartale 2019. To LP było robione w tym samym okresie co Vol.1, więc można się spodziewać podobnych rzeczy. Random Beats to w dużej mierze stare beaty i odrzuty. Są ludzie, którzy regularnie słuchają tych beat tape’ów więc dlaczego mam ich nie publikować? Jazzy Tape nie było planowane z góry – wyselekcjonowałem materiał, nazwałem całość i poszło. Wydałem to bez wytwórni. Wytłoczyłem kilkaset kompaktów dla fanów, kolekcjonerów i tych, którzy kupują taniej i sprzedają drożej.
Myślisz, że wykształcenie muzyczne przeszkadza w cięciu sampli i w ogóle tworzeniu muzyki? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym?
To jest bardzo fajne pytanie. Myślę, że wykształcenie muzyczne może, ale nie musi przeszkadzać w cięciu sampli i tworzeniu muzyki. Uważam też, że może w ogromnej mierze pomóc. Cięcie sampli wymaga zupełnie innego warsztatu niż granie na instrumencie. Sampling w analogii do sztuk plastycznych jest bardziej zbliżony do kolażu lub grafiki, a granie na instrumencie do malarstwa. Cięcie i manipulacja samplami ma też dużo wspólnego z inżynierią dźwięku. Nie jestem pewny czy – i w jakim stopniu – program studiów muzycznych uwzględnia zajęcia z inżynierii dźwięku.
Niewykształcony muzycznie słuchacz podczas konsumowania muzyki, nie widzi pięciolinii, tylko doświadcza w sposób subiektywny pewnych emocji. Poznałem kilka osób z wykształceniem muzycznym, które nazbyt analizowały strukturę kompozycji od strony poznawczej. Dla tych osób kilka zapętlonych akordów, parę dodatkowych ścieżek i proste wariancje to za mało, by była mowa o „dziele”. Nie od dziś jednak wiadomo, że uzyskanie prostej formy nie jest sprawą łatwą. Nie każdy muzyk podejmuje też twórczą aktywność po ukończeniu studiów. Wykształconych muzyków można podzielić przynajmniej na dwie grupy – tych, którzy komponują i tych, którzy odgrywają kompozycje tych pierwszych. Ciężko jednoznacznie określić, dlaczego jedni trafiają do pierwszej a inni do drugiej grupy. Można, by gdybać. Niektórzy muzycy niekomponujący są zadowoleni ze swoich posad i zupełnie nie mają problemu z tym, że nie komponują. Niektórzy tworzą, ale swoich kompozycji nie publikują. Ci ludzie przyjmują bardzo wygodne i bezpieczne stanowisko. Nie ma w tym nic złego.
Wykształcenie muzyczne może pomóc w samplingu np. podczas miksowania ze sobą próbek dźwiękowych pochodzących z różnych źródeł. Chodzi tu o typową matematykę nut, znajomość akordów, podziały rytmiczne itd. Wykształcenie muzyczne pomaga też np. w dogrywaniu żywych instrumentów do kompozycji ułożonych z sampli. Z tego, co wiem to obsługi samplerów lub softwarów nie uczą jeszcze w szkołach muzycznych i na uniwersytetach. Jestem pewny, że kiedyś będą uczyć. Środowisko nie jest na to jeszcze gotowe. Wydaje mi się, że w Polsce jest wiele osób zdolnych do tego, by opracować program nauczania podstaw samplingu. Sam byłbym w stanie się tego podjąć. Sampling jest dość nową techniką, typowo współczesną i nadal w pełni niezindustrializowaną. Umożliwia w pewnym sensie tworzenie muzyki na skróty. Przypuszczam, że wielu klasycznych muzyków odczuwa w związku z tym niesmak. Niektórzy matematycy prawdopodobnie krytykowali fakt, wynalezienia kalkulatora a malarze mogli być niezadowoleni z pojawienia się fotografii i grafiki komputerowej. Sampling w klasycznej formie ma więcej wspólnego z plastyką/fizyką dźwięku niż z matematyką nut. Nie jestem pewien, czy środowisko akademickie rozumie, czym jest sampling i jak potężną jest techniką.
Co dalej, co wydarzy się po twoim ostatnim wydawnictwie Jazzy Tape?
Jazzy Tape wyszło dość niedawno. Jak wcześniej wspominałem – Zoning Out Vol.2 wyjdzie w pierwszym kwartale 2019 nakładem Cold Busted. Będą woski, kompakty, kasety i digital. Będę na pewno wypuszczał nowe beat tape’y. Więcej planów nie chcę na razie zdradzać. Dzięki za wywiad!
You must be logged in to post a comment.