Jak da się zapewne zauważyć, nie jestem osobą, która trzyma rękę na pulsie z albumami ukazującymi się obecnie w Stanach Zjednoczonych. Czasem coś znajdę, czasem znajomi podeślą mi coś ciekawego, częściej – wciąż – wracam do lat dziewięćdziesiątych i osiemdziesiątych. I dobrze mi z tym. Kilka dni temu dzięki Grabiszczemu odpaliłem „All Blue” G Perico i „Still Brazy” YG . Szybki wniosek? W Los Angeles gangsterski rap ma się dobrze. Zresztą ciężko nie wpaść na taki wniosek, słuchając „Police Get Away Wit Murder”, „Still Brazy” czy chociażby takiego „Word Is Bond” z albumu wydanego w dwa tysiące szesnastym roku. Jeśli dodam, że album Kalifornijczyka odniósł spory sukces komercyjny, śmiało można stwierdzić, że to płyta obok której mało kto potrafi przejść obojętnie. Liczby w sieci mówią wiele.
Ciężko też przejść obojętnie obok rapera G Perico, który już nazywany jest „nadzieją kalifornijskie ulicy”. Czy słusznie? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Najlepiej, jeśli sami sprawdzicie zeszłoroczne „All Blue”. Ja po pierwszym odsłuchu byłem „w szoku, w szoku”. Jestem przekonany, że gdyby G Perico był starszy, nawijałby na „Chronicu” Dr. Dre, na wczesnych krążkach Snoopa i stawiany byłby w jednym szeregu z największymi graczami reprezentującymi Zachodnie Wybrzeże. A jeśli już krążymy – nieprzypadkowo – wokół N.W.A. – muszę wspomnieć, że typ swoją stylówką przypomina Eazy’ego-E. Jeśli na wasze głośniki wjedzie ten koleżka z Compton, warto odpalić również longplay „2 Tha Left”, który dystrybucyjnie wsparła legendarna wytwórnia Priority. Myślę, że nie minie zbyt wiele czasu i G Perico będzie sprzedażowo w tej samem lidze co wspomniany wcześniej YG. Należy mu się.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.