I ponownie jesteśmy w Poznaniu. Shellerini – gość kojarzony przede wszystkim z tym, że bardziej lub mniej umiejętnie dzieli się podkładami ze Słoniem, w ramach duetu WSRH, ma na koncie także dwie udane, solowe płyty. Mający już sześć lat „PDG Gawrosz” to krążek, z którym słuchacze specjalnie się nie zżyli i dziś uchodzi za „album przegapiony”. Przegapiony nie oznacza kiepski. Trzeba być wyjątkowo uprzedzonym do Poznaniaka, żeby nie docenić pracy, jaką wykonał na debiutanckim krążku. Na albumie nie brakuje mocnych momentów, ale niestety też nudy („Alkohol, tytoń i zapętlony bit”). „Do ostatniej kropli” to rzecz, do której chce się wracać jak najczęściej. Dlaczego? Chociażby z uwagi na podkład Miksera, który nawiązuje do najlepszych lat rapu z Brooklynu, kapitalnych skreczy dj’a Decksa i gospodarza, który na bicie czuje się dobrze i nawija z uzasadnioną pewnością w głosie. Sam Shellerini ocenił krążek jako: „całkiem niezły debiut”. Kilka lat po debiucie Shellerini wszedł do studia, by zakomunikować słuchaczom, że ma się świetnie…
I chyba nie kłamał. Jego zeszłoroczny projekt to porządny, a momentami rewelacyjny album – „Już nie wczoraj” to jeden z najlepszych singli, które dane było nam usłyszeć w 2016 roku. Aż chce się wypisać cały tekst, ale bez przesady – za przykład niech posłuży: „Hajs nas nie zniewolił, czas uspokoił trochę, a co widział monitoring, dawno spłynęło rynsztokiem”, albo jeszcze jeden, równie mocny: „W biegu ku szczęściu wtóruje nam ambicja, ambicja, przez którą każdy z nas po parę blizn ma„. Szelka po raz kolejny udowadnia, że potrafi sobie umiejętnie dobrać producentów, a ci współpracują z nim chętnie. I tak uzbroił się tutaj w podkłady od Returnersów, Donatana, SherlOcka, Sospeciala plus dwa mroczne remixy, które dostarczyli Stu Bangas i Dee Metto. Grzechem byłoby nie wspomnieć o „Buzdyganie”, gdzie gospodarz zostawił pole do popisu Erosowi i Guralowi. I pewnie żałuje, bo wyraźnie odstaje – szczególnie od tego pierwszego, który wygrał kawałek wersami: „Ej jestem tak oldschoolowy, że piszę rymy ołówkiem, i tak osiemnastki zapraszają na domówkę” oraz naturalnie: „A taki ze mnie dyplomata, że lubię dipset” – to wszystko trzeba usłyszeć. Szczególnie, że DonGuralesko nie pozostaje dłużny, rzucając co chwila grubymi linijkami – „Mam taki flow, że mógłbym gonić go w woreczkach” i dla pewności jeszcze: „Czytaj wspak jeden sześć zero – Gural, Szelma, Ero, bit morduję jak Neron, jadę wśród zwierząt z kamerą, jak Gucwiński„. Krążek Shelleriniego sprawdzić w pierwszej kolejności powinni ci, którzy lubują się w stu procentowym (nie mylić z archaicznym) hip-hopie. Szczególnie, że pierwiastków etosowych nie zabrakło.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.