Hades powiedział kiedyś, że bardzo nie chciałby, aby jego słuchacze mówili, że nagrał dwie takie same płyty. Celuje bardziej w robienie albumów nowych, innych i oryginalnych. Poniekąd mu się udało – ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć o jego trzeciej solówce to to, że jest sequelem „Czasoprzestrzeni”, a klimatu znanego z „NDTZ” mamy tutaj zaledwie odrobinę. Z drugiej strony, album jest kompletnie niespójny i strasznie eklektyczny. Momentami mam wrażenie, że warszawski mc sam nie do końca wiedział, co chciał osiągnąć i w którą stronę pójść.
Osoby, które narobiły sobie smaka na „Świattło” po odsłuchu singla „Tylko Ty” – mogą się nieźle rozczarować – numerów w podobnej stylistyce próżno tutaj szukać. A kawałek sam w sobie jest świetny i mocno bym się zdziwił, gdyby nie został zauważony przez słuchaczy – love song na zaraźliwym, niosącym i przyjemnym podkładzie. Do tego sugestywny, wpadający w ucho refren – zresztą, kawałki traktujące o miłości na starcie mają większe szanse, by szerzej zaistnieć. Raper tym numerem zapewnił sobie szybką sprzedaż preorderu i jednocześnie zyskał nowych odbiorców – cóż, taka rola singla. Ważne, że mówimy o Hadesie rapującym o miłości, a nie o miłosnej piosence w wykonaniu Hadesa.
Doceniam, że i tym razem chciał podejść mało konserwatywnie do gry, ale „Winston Wolf” to rzecz, która nie powinna się tu zdarzyć. Podkład wywołuje u mnie nie mały ból głowy. Doceniam również, że raper nie pozwala się zaszufladkować i raz po raz wyskakuje z nowymi pomysłami na kawałki, ale kompletnie nie kupuję jego zapędów w stronę szeroko pojętej elektroniki. Had na dubstepowych podkładach brzmi źle i nijak do nich pasuje. Powinien je zostawić kilku innym kolegom po fachu. Zdecydowanie najsłabszy moment płyty. Słabymi momentami są również porównania, truizmy i wątpliwe linijki, którymi nas częstuje – „kto się nie rozwija, stoi w miejscu”, „znowu sadzę to na bit, trzeba było skończyć ogrodnictwo”, czy „mam więcej mocy, niż Papaj, nie chodzę do warzywniaka”. To tylko te, które mi zapadły (niestety) w pamięci, ale koniec końców, nie ma ich na tyle, by znacząco psuły przyjemność słuchania „Świattła”.
Czepiam się, czepiam, choć całość wypada bardzo dobrze. Raper nadal udowadnia, że drzemią w nim ogromne pokłady pasji i chęci tworzenia. To słychać z kilometra. Otwierający płytę kawałek „Imperium” podany jest z taką charyzmą i pewnością w głosie, że powinno się go puszczać w koło młodym, niepokornym raperom, jako wzór. Do tego cudna Sacha Vee i niezwykle klimatyczny podkład Killing Skills – to musiało się udać. Zakochałeś się w „Europie centralnej”, którą Hades zaserwował na albumie HV/Noon? Po odsłuchu „Bezdomnych” powinno zrobić ci się równie ciepło na sercu. Miałeś wrażenie, że „Czasoprzestrzeń” trwała zbyt krótko? Odpalaj śmiało „Substancje” i ciesz się zjaranym, lekko paranoicznym podkładem. Fajnie, że Had nie traktuje producentów tylko jako dostarczycieli bitów, które trzeba zajechać od początku do końca. Tu jest inaczej. Killing Skills są w stu procentach współautorami projektu. Warszawski raper zostawił im odpowiednio dużo miejsca, by mogli w pełni zaprezentować swój muzyczny warsztat.
Może i się mylę, ale słuchając „Świattła” mam wrażenie, że Hades patrzy jakby szerzej, pisze głębsze teksty, niż te znane z wcześniejszych płyt. Jestem przekonany, że gdy tylko wyrzuci z twórczości banalne, często irytujące wersy i zastąpi je bardziej przemyślanymi, będziemy mogli z czystym sumieniem powiedzieć – Hades nagrał album, do którego wracać będzie można z przyjemnością za 10-15 lat. Póki co, dostajemy bardzo dobry krążek, niepozbawiony zbyt wyboistych momentów.
7/10
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.