Legenda wrocławskiej sceny opowiada: dlaczego postanowił wypuścić reedycję „W siną dal”, o projekcie Ogród Alicji, czy miłości do ekipy Beastie Boys. Serdecznie zapraszam do sprawdzenia krótkiego wywiadu z Sinym!
Jak znalazłeś się w wytwórni Blend Records?
Zacząłem nagrywać płytę w Polkowicach na bitach Kuców (Tomek i Marcin Kuc tworzyli duet producencki Erudycja), jeszcze w 2000 roku. W 2001 i 2002 dogrywałem „kawałki wrocławskie” u Magiery. Cichy robił mastering i poczęstował mnie tym instrumentalem – „Zakurzona muzyka Wrocławia”. Przyjeżdżałem do Wrocławia z Polkowic na występy sceny 71, jako Ogród Alicji. Poznałem tam między innymi Igora i Cichego ze Skalpela, a także Marka Gluzińskiego (Dj Pro) – Marek i Cichy współtworzyli Blend Records. Składy 71 grały głównie w klubie „Kolor” pod placem Nowy Targ. Był też duży, kultowy koncert w klubie „Brawo”, przy Hali Stulecia całej sceny wrocławskiej. Więc, jak już osiadłem na studiach we Wrocławiu, w wydaniu płyty pomógł mi Magiera, Roszja, Jot, Cichy i Tymon.
Mówi się, że album „W siną dal” przeszedł niemalże bez zauważenia. Zgadzasz się z tym?
Nie mnie oceniać ten album. Recenzje miałem tylko dobre, niektóre aż tonęły w zachwytach. Więc ogólnie chyba się podoba? Oczywiście było też kilka wyjątków, które dotyczyły głównie mojej wysokiej i piskliwej barwy głosu.
Skąd pomysł na wznowienie tego albumu na wosku?
Z tą reedycją to jest tak, że ja mam wielu bliskich znajomych, dla których muzyka to tylko winyle i właściwie nic poza tym. Dopytują, namawiają i mówią, żebym w końcu to zrobił. Dlatego wypuściłem wicie ze dwa lata temu, ale kilka opcji się wykruszyło i ostała się tylko propozycja z wytwórni PolishVinyl.
Czym inspirowałeś się tworząc taką, a nie inną okładkę płyty?
To nawiązanie do „Opłakiwania zmarłego Chrystusa” Mantegni. Widziałem ten obraz na żywo w muzeum Pinakoteka Brera w Mediolanie. Pomysłodawca i autorem rysunku na okładce jest Łukasz Paluch. Ja zrobiłem całą okładkę – ręcznie logo siny, piktogram ze śniegiem i zakomponowałem całość.
Możesz powiedzieć coś więcej o projekcie, o którym wcześniej wspomniałeś, a mianowicie o Ogrodzie Alicji?
Obaj z Roszją pochodzimy z Polkowic – miasto położone od Wrocławia o jakieś 100 kilometrów. Tam dołączyłem za jego namową do Ogrodu Alicji – formacji grającej niegdyś z dużym, żywym składem. W późniejszym etapie Roszja zaczął samplować i historię grupy zamknął nielegal „Zmiana w płynie”. Ogród się rozproszył po moim i innego z członków wyjeździe na studia do Wrocławia. Roszja już wtedy od kilku lat mieszkał to w Polkowicach, to we Wrocławiu i znał środowisko sceny undergroundowej. Wtedy bardzo dużej. Było z 10 konkretnych składów jak: F.F.O.D., Kasta Skład, Obóz, Neon, Syndykat, Ogród Alicji (jeszcze przez chwilę, zanim nie zaczęliśmy iść we własne strony, Roszja w „Duszę podziemia”, a później w Sfond Sqnksa, a ja „W siną dal”), Espiritu, Strefa Wrzutu, WSZ, Broadway, Dj Cut-O, Dj Pro, i wiele innych osób, których już dziś nie pamiętam.
Co działo się z Tobą po albumie wydanym w Blendzie?
Pamiętam jak w 2004 roku, Skalpel zabrał mnie na mini tour po Polsce, w ramach promocji ich pierwszej płyty. Przed każdym koncertem miałem 15-20 minut, by zaprezentować swoje umiejętności. Rapowałem pod bity z wytwórni Big Dada, Ninja Tune i Warp. W 2004 roku skończyłem studia na wrocławskiej ASP na wydziale grafiki. W tym samym roku zostałem zaproszony do Paryża przez Instytut Polskiej Kultury we Francji na koncert w ramach obchodów roku polskiej kultury. Graliśmy tam jako duo – Siny i Dj Pro. Oprócz nas wystąpił również zespół Mordy. Od 2005 roku pracuję jako grafik w firmie produkującej narzędzia i elektronarzędzia. Zajmuję się projektowaniem i składaniem opakowań. w 2007 roku ożeniłem się z Natalią. Cztery lata później urodziła nam się córka, Karolina. Podjąłem się na przestrzeni 2005-2006 nowych nagrań z Młodzikiem i z CO. Wyszły dwa numery: „Polar” i „Przebiśniegi”. Próbowałem trafić w ówczesny styl Anticonu, który fascynuje mnie do dziś. Z czasem coś tam jeszcze próbowałem się podrywać, ale czuję, że to należało cisnąć wtedy, żeby utrzymać ciągłość twórczą. Myślę, że „W siną dal” to dzieło, które dawno się ode mnie oderwało. Od 2008 roku współpracuję też ze „Stołeczną Estradą”. Zaczęło się od koncertu Georgea Clintona w ramach akcji „Music For Peace”. Od lat robię dla nich oprawy graficzne takich imprez jak: Wianki Nad Wisłą, koncerty Chopinowskie w Łazienkach Królewskich, czy Wielka Iluminacja Świąteczna. Pomagałem też przy jednej edycji Warszawskiego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. W 2005 roku dla Fundacji Gdańskiej przygotowałem oprawę koncertu Jean Michel Jarre „25 Lat Wolności” w Stoczni Gdańskiej.
Właśnie, o grafikę chciałem trochę podpytać. W kawałku „Anonimowy Wrocław” padają wersy: „subkultura posunięta do pasjonującej pracy, sterty wzorów dla Clinica…”.
Najwięcej wzorów zrobiłem dla Jigga Wear i Lord Of The Board. Kilka moich grafik znalazło się też na t-shirtach firm: Clinic, Brotherhood, Bunt. Wtedy było boom tych wszystkich fatałaszków hip-hopowych. Ja studiowałem grafikę, znałem w większości właścicieli tych firm, tj. Szczurka i Ryśka z Clinica, Arbuza z Jigga Wear, Marka Folgę z Brotherhood, czy Gutka z firmy Bunt. Musiałem dorabiać do studiów, więc potoczyło się to automatycznie. We wspomnianym przez Ciebie kawałku trochę to wyrywam z kontekstu, żeby pokazać, że nie napierdalamy hery, okładamy kogoś baseballem, tylko robimy, próbujemy tworzyć. Faktycznie powstały sterty wzorów dla Clinica, ale większość pozostała w teczce, bo ich nie wzięli.
Nie myślisz o nowych kawałkach, projektach?
Nie wykluczam ich. Przyjaźnię się z Igor Boxxem, czyli Igorem Pudło ze Skalpela, i co się zaprawimy browarem na jakimś spotkaniu, to snujemy wizje nagrań. On chce, ja też chcę, ale póki co dobrze wychodzą nam spotkania towarzyskie.
Dwa lata temu Magiera i Laska wypuścili wrocławski posse-cut, na którym o dziwo Cię zabrakło.
Z tymi nowożytnymi działaniami White House jest tak, że to są działania zupełnie już inne od tego, co było kiedyś. Na pewno nie wykorzystali, choć mogli, mojego potencjału i pewnie sobie za to plują w zęby, a przynajmniej mam taką nadzieję. Lubię Magierę i trzymam kciuki za wszystkie jego projekty. Czemu mnie nie zaproszono do tej akcji z 2014 roku? To wie chyba tylko on. Jednak patrząc na to, co w tym klipie się dzieje, może należy się cieszyć, że się tam nie znalazłem, bo momentami to niezła spierdolina jest.
Ponoć jesteś zakochany w brzmieniu Beastie Boys.
Beastie Boys to moja religia. Śmierć MCA przeżyłem 1000 razy mocniej, niż ten cały Smoleńsk. W szkole średniej poszedłem do sklepu muzycznego w Lubinie i zaraz po premierze „Ill Communication” kupiłem: „Ill Communication”, „Check Your Head” i „Paul’s Boutique”. To były czasy, w których ostro jeździłem na deskorolce i słuchałem Rollins Band, Nomeansno czy Bad Brains. Po tym jak Roszja wciągnął mnie do Ogrodu Alicji i zacząłem osłuchiwać się bardziej z hip-hopem, wcześniej znałem już m.in. Cypress Hill, Lordz of Brooklyn, Wu Tang Clan, A Tribe Called Quest, Naughty By Nature. Jarosz pokazał mi chociażby The Pharcyde i De La Soul. Beastie Boys było pierdolnięciem w punkt. Był w tym hip-hop, deskorolka, punk i wysokotonowe, boskie wokale, zwłaszcza Ed Rocka i Mike’a D. To było to. To była muzyka, jaka mi się wymarzyła (jeśli miałbym mieć swój żywy band). Jednak żywy band wtedy jeszcze nie powstał i wszystkie fascynacje rockowe, sample i upodobania wokalne przybrały taki kształt, jaki słychać na „W siną dal”.
Winyl w „Siną dal” zamówić można tutaj.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.