Zapraszam do sprawdzenia trzeciej części wywiadu z legendarnym wydawcą. Ostatnią część poświęcona jest głównie „Blokersom” i konflikcie na linii Arkadiusz Deliś – Slums Attack.
Słyszałem, że doszło do „tajemniczego” spotkania, na którym miał miejsce odsłuch płyty „Na legalu?”. Kilka miesięcy przed premierą płyty.
Wydaje mi się, że każdy ma nieco inną pamięć i po latach pamięta co innego. To nie był odsłuch płyty „Na legalu?”, tylko odsłuch krótkiej demówki Slums Attack. Wróćmy przy okazji do oświadczenia Noona, w którym pisze, że „Nasze wizje promowania hip-hopu oraz sam profil wytwórni rozminęły się zbyt znacząco”. Moim zdaniem w podtekście chodziło tu o album „Na legalu?”, który zdaniem Noona był slaby. Wszyscy z otoczenia tak zwanych „Obrońców tytułu” mi odradzali bym wydawał wówczas album Peji, niektórzy wręcz śmiali się z niego. Rzeczywiście, przed wydaniem płyty „Na legalu?” Peja miał nie najlepszą prasę i reputację. Był lokalnym poznańskim raperem, który miewał zwrotki tak naładowane treścią, że nie dało się tego słuchać. Słowotok…
Ja go naprawdę wtedy lubiłem – dla mnie to był taki „naturszczyk”, fajny gość. Jako redaktor „Klanu” przeprowadziłem z nim kilka wywiadów. Swoją drogą, to ja poleciłem go do „Blokersów”. Pamiętam, że Red był chyba jedną z nielicznych osób wśród artystów T1, która popierała mnie w tym, bym wydał album Peji Odbyłem dużo rozmów na ten temat z Eldo, Noonem i chyba Deną, ale wszyscy byli przeciwni temu pomysłowi.
Uważasz, że gdyby nie film „Blokersi”, Peja nie odniósłby tak znaczącego sukcesu?
Na pewno film zrobił mu wielki fame. Ten materiał z „Na legalu?” do dziś się sprawdza. O ile dziś pana Ryszarda Andrzejewskiego już nie lubię (śmiech), to płyty wciąż słucham z przyjemnością. Owszem, słychać, że to jest 2001 rok. Ale naprawdę dla mnie jest to genialna i bardzo szczera płyta. Opowiem krótko jak powstawała….
Ależ bardzo proszę (śmiech).
Dostawałem do odsłuchu te kawałki od Andrzejewskiego i były naprawdę fatalnie zrealizowane. Dlatego wpadłem na pomysł by Magiera je ogarnął i został producentem wykonawczym całej płyty. Istniał już wtedy internet, ale wiadomo były to zupełnie inne czasy, słaby przesył danych, dostawałem poszczególne kawałki pocztą. Sprawdzałem, słuchałem, słuchałem… W końcu dostałem całą płytę. Mieszkałem wtedy w Poznaniu. Pamiętam to jak dziś – usiadłem sobie i zrobiłem tracklistę od pierwszego kawałka, aż po ostatni. Wywaliłem trzy kawałki, za co dostałem zresztą później totalną zjebę (śmiech). No więc – puściłem sobie płytę od pierwszego do ostatniego numeru i dostałem dreszczy…To było to!
Te usunięte kawałki gdzieś się później ukazały?
Jeden był oparty na samplu z filmu „Rocky” więc się nigdzie nie ukazał. Ewidentny, zerżnięty sampel z filmu, nic się tam nie zmieniło, dodany był tylko bit. Jak wyszła wersja „Na legalu? Plus” to pojawił się kawałek „Dotknij gdzie chcesz” – wyrzuciłem go z tracklisty, bo kompletnie nie pasował mi do koncepcji płyty. Peja otrzymał płytę, zobaczył jak wygląda tracklista i się strasznie wkurwił. Zobaczył ją po raz pierwszy podczas wywiadu w Radiostacji z Piotrem Metzem. Zrobił ogromną awanturę. Nie pamiętam już, czy było to na antenie czy poza anteną, ale wkurwił się strasznie. Już pomijając to, że miał w dupie, iż używa sampla z jakiegoś filmu, on mógł wszystko. Za co ja później zapłaciłem…”Głucha noc”.
Ok – Twój konflikt z Peją. O co tak naprawdę chodzi?
Pamiętam taki koncert, który zrobiłem z Sylwestrem Latkowskim. Latkowski w tym wszystkim jest bardzo ważny. On zrobił „Blokersów”.
O „Blokersach” będzie za chwilę.
Ok. Latkowski figurował jako strona kontraktu płyty „Na legalu?”. Co prawda przekazał mi już wszystkie prawa, bo ma to gdzieś (śmiech). Zajmuje się innymi sprawami. Sylwester był bardzo zaangażowany w to wszystko, zrobił teledysk „Głucha noc”, teledysk do utworu „Mój rap, moja rzeczywistość”…Peji w pewnym momencie zaczęło odpierdalać. Sukces zaszumiał mu w głowie. Nagle z kolesia, który jak mawiał w wywiadzie, jeździł na gapę w MPK, został pierwszym raperem RP.
Do tego dzięki „Głuchej nocy” jego twarz zaczęła pojawiać się nawet w Bravo na okładce (śmiech) i jak już wspominałem został idolem diskopolowej ściany wschodniej. Strasznie kłócił się z Latkowskim, a ja byłem między nimi buforem. W pewnym momencie musiałem się po którejś stronie opowiedzieć, bo było już tego za dużo. Widziałeś jaki Peja odwalił numer na koncercie w krakowskim Łęgu?
Niestety nie widziałem.
Zrobiliśmy duży koncert w telewizji publicznej promujący album „Na legalu?”. Koncert kręcony był na kilkanaście kamer, specjalnie wybudowano scenę na środku, dookoła publiczność. Cały wcześniejszy dzień poświęciliśmy na próby. Pod konkretne kawałki były ustawiane konkretne światła przez realizatora. Wszystko było ustalone, łącznie z tracklistą. Rozpoczyna się koncert. Pierwszy kawałek, wszystko gra, drugi kawałek ok, a od trzeciego zaczął sobie grać kawałki według własnego widzimisię. Realizatorzy od świateł zwariowali, musieli ratować sytuacje. Próby wcześniejszego dnia poszły po prostu na marne. Miał nie przeklinać między kawałkami, bo chcieliśmy, by fani to obejrzeli w niedzielę o godzinie powiedzmy 17:00 a nie 24. Wiadomo, nie ingerowaliśmy w teksty, bo to zawsze można „wypikać”. Ale wiesz, jak on między kawałkami zaczął krzyczeć, że „telewizja kłamie” itd. Rozumiesz? Tylu ludzi z telewizji zaangażowanych w JEGO koncert, a on wrzeszczy, że ma ich w dupie? Jakby napluł im w twarz.
On nie kumał, że ten koncert będą oglądać miliony ludzi przed telewizorami. Wszystko zjebał. Na drugi dzień, na śniadaniu doszło do ogromnej awantury między Latkowskim a Peją. Wtedy stwierdziłem, że to chyba będzie już koniec naszej kooperacji. Nie było już między nami woli współpracy. Byłem zmęczony tymi wszystkimi przepychankami. Sprzedałem jego kontrakt do Fonografiki, bo gdyby nie to, on nie mógłby nagrywać muzyki bez mojej zgody. Taki podpisał cyrograf. Ja stwierdziłem, że mimo wszystko pójdę mu na rękę.
Mimo wszystko.
No tak, mimo wszystko. Przecież to jest artysta, zacząłby i tak wydawać jakieś nielegale. Uznałem, że nie ma sensu tego blokować. Wszyscy byli zadowoleni – Peja, bo może wydawać legalnie płyty w Fonografice. Fonografika, bo kupiła ode mnie topowego artystę i może sobie z nim dowolnie handlować płytami.
Ale to zaczekaj. Ty „sprzedałeś” Peje do Fonografiki łącznie z prawami do płyty „Na legalu?” Chyba nie?
Nie, nie.
Czyli samego artystę, bez praw do starych płyt?
Tak. Samą przyszłość artysty, że się tak wyrażę. Od teraz mógł spokojnie wydawać płyty w Fonografice, ja już nic do tego nie miałem.
Jak w tej chwili wygląda sprawa z płytą „Na legalu?” ? Ty masz 100 % praw do tego albumu?
Tak, oczywiście. W polskim prawie wygląda to tak, że jeszcze przez około 75 lat, będę miał do tego prawa.
Peja chciał od Ciebie kupić prawa do tej płyty…
Nie chciał kupić, on chciał je dostać.
Dlaczego dostać? Nie rozumiem.
No bo właśnie taki jest Peja. Chciał dostać tę płytę ode mnie za darmo. To jest właśnie Ryszard Andrzejewski, cały on (śmiech).
Poczekaj. Mówisz, że masz 100% praw do płyty „Na legalu?”. Peja do tej płyty nie ma praw. Więc, o co Wy się kłócicie w tym sądzie? Skoro sprawa jest prosta.
Zacznijmy od początku a propos sądów. Stan Borys wytoczył sprawę T1-Teraz, Peji i EMI Music (jako dystrybutorowi) za sampel z „Głuchej nocy”. Peja przyszedł do sądu i zaczął kłamać, że on, mi i Latkowskiemu wszystko powiedział o tym samplu i myśmy wiedzieli skąd sampel pochodzi. Oczywiście jest to nieprawda. Byłem strasznie zaskoczony, że akurat taką obronę przyjął Peja. Ordynarne kłamanie przed sądem? On, ten z prawdziwym, prawilnym przekazem?
Na początku sprawy Peja był arogancki. Gdzieś w prasie nazwał Stana Borysa starym dziadem, który powinien się cieszyć, że on – Peja raczył wykorzystać jego numer i dzięki temu trafił do młodej publiki. Później jednak się przestraszył, doszło do ugody między nim a Borysem, dogadali się jako pierwsi. Zrobili jakąś szopkę medialną. Na konferencji prasowej powiedzieli, że to wszystko jest wina wytwórni T1. Nie odniosłem sie do tego, nie miało to dla mnie znaczenia. Może tylko byłem zdziwiony poziomem dziennikarstwa, że wszyscy tak ochoczo łyknęli te kłamstwa nie prosząc mnie choćby o komentarz (śmiech).
Kiedy opowiadam ludziom działającym w hip-hopie, jak Peja kłamał przed sądem, tylko się uśmiechają. Nikt w 2001 roku, jakikolwiek raper, producent, nie informował wytwórni o niczym, o żadnych samplach. Ja dowiedziałem się o całej sprawie dopiero jak Stan Borys w prasie zaczał krzyczeć, ze to jego utwór. „Chmurami zatańczy sen”, bo o ten numer Borysa chodzi. Wiesz, że nawet dziennikarze muzyczni z pokolenia Stana Borysa słuchając „Głuchej nocy” nie wiedzieli jakie jest pochodzenie tego sampla? (śmiech).
Myśmy nie dopytywali się skąd ten refren pochodzi, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczał, że Działek z Andrzejewskim tak bezczelnie wytną i przyspieszą ten fragment piosenki Stana. Na całe szczęście T1 była ubezpieczona w umowie fonograficznej, iż to artysta odpowiada za wszystkie sample i teraz będziemy starali się o odzyskać pieniądze (na zasadzie regresu) od Peji, za to, że musieliśmy zapłacić Stanowi Borysowi.
Między T1, a Stanem Borysem również doszło do ugody. T1 musiało mu zapłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych za użycie tego sampla. Ze strony jego kancelarii tez padła oferta by zrobić konferencję, show dla mediów. Odmówiłem.
Co dalej?
Słuchaj, najchętniej to bym się w ogóle już dawno dogadał z Panem Ryszardem A. (śmiech) Ale niestety się nie da. Chciałem się z nimi dogadać, zaproponowałem im naprawdę korzystne warunki (jakiś śmieszny procent dla mnie), ale należy pamiętać, że płyta jest własnością wytwórni T1 – Teraz. Władowałem dużo pieniędzy by ją wypromować, album cały czas przynosi zyski, przepraszam ale musiałbym być totalnym idiotą, by ją mu teraz oddać zupełnie za darmo. Te wszystkie sprawy naprawdę mnie męczą, ponieważ zamiast patrzeć w przód, co jakiś czas zjawia się kolejna sprawa z panem Ryszardem Andrzejewskim. Teraz wygrałem kolejną sprawę o tantiemy. Złożyłem apelację, bo chcę by Peja poniósł wszelkie konsekwencje ciągania mnie po sądach.
Podsumowując, bo się rozgadałem – nie rozumiem działań Peji.
De facto dzięki płycie „Na legalu?”, dzięki „Blokersom” Peja stał się tym kim jest. To go chyba boli i gdzieś tam wierci od środka, bo gdybym z Latkowskim się nie pojawił w jego życiu fonograficznym, to być może chłopak dalej klepałby te swoje płyty dla coraz gorszych wytwórni. Tymczasem, my postawiliśmy na niego, dostał promocję, pokazał też siebie w filmie. Na dobrą sprawę, nie kumam tej jego złości i żółci.
Wiesz co? Ryszard Andrzejewski w tym roku kończy 40 lat. Wydaje mi się, że gość, który ma cztery dychy powinien podejść do tego pragmatycznie. Ten węzeł gordyjski trwa już za długo. Ja w każdym razie jestem otwarty na wszelkie propozycję. Ostatnio Peja zadzwonił do mnie, bo mu zablokowałem jeden kawałek na You Tube. Wtedy dziwnym trafem potrafił znaleźć telefon do mnie i od razu zareagować. I to nie jest tak, że ja szukam teraz z nim internetowej wojny. To była moja odpowiedź na to, że jego pracownik zablokował na moim kanale dwa kawałki z płyty „Na legalu?”. Mega się wkurwiłem jak to zobaczyłem. Owszem, mój kanał jest niszowy, ale obojętnie jaki by nie był, przedstawia on kawałki z mojego katalogu hip-hopowego. Są one dla mnie pamiątką.
W każdym razie, w tym temacie dogadaliśmy się bardzo szybko, bo jemu zależało. Na albumie „Na legalu?” widocznie mu aż tak bardzo nie zależy, skoro nie chce się dogadać.
Chciałbym teraz przejść do filmu „Blokersi”. W zapowiedziach pojawiła się druga część – dlaczego się nie ukazała? Od razu drugie pytanie – macie podobno 70 godzin materiału, gdzie niektóre sceny mogłyby zniszczyć kilka karier.
Może nie od razu zniszczyć. Wiesz, to były zupełnie inne czasy, wtedy wszyscy się bardzo otwierali. Kamera towarzyszyła (szczególnie Grammatikowi i Peji) niemalże wszędzie. Są super sceny, kiedy między innymi Eldo, Eis, Noon i ja oglądamy mecz i wspólnie komentujemy ten mecz i toczymy dyskusję o rapie, naprawdę rewelacyjne sceny. Rzeczywiście są też szczere wypowiedzi chłopaków, które nie poszły, bo Latkowski miał wątpliwości, mógłby zrobić im krzywdę puszczając to. Pewnie akurat te sceny, chyba nigdy nie pójdą. Co do drugiej części Blokersów – pomysł jest nadal aktualny, natomiast Sylwester Latkowski musiałby się zaangażować. Ja nie wezmę tego na swoje barki. Po pierwsze już w tym nie siedzę, po drugie nie wiem jak taki film miałby w ogóle wyglądać . Uważam, że jeśli film miałby rację bytu, to należałoby tu połączyć ogień z wodą – pokazać trochę starych wyjadaczy i tych zupełnie nieznanych. Tylko czy są tacy, których pokocha kamera? Nie wiem. Tak jak mówię, wymagałoby to od Sylwestra naprawdę dużego zaangażowania, a póki co on nie ma na to czasu.
Wróćmy jeszcze do filmu z 2001 roku. Ja ten film oglądałem w TVP mając 12 lat. Było to dla mnie ogromne przeżycie i jeden z pierwszych kontaktów z hip-hopem w telewizji. Z czasem, gdy stawałem się bardziej świadomym słuchaczem, dochodziłem do różnych wniosków. Oczywiście nie chce negować tego, że film osiągnął ogromny sukces i tego, że gdyby nie ten film, nie byłoby pierwszego bumu, tak samo jak uważam, że po filmie o Paktofonice był drugi bum na hip-hop – czy się to komuś podoba, czy nie. Wracając – film promowany był jako „film o hip-hopie”, mi ten film na chwilę obecną przypomina typowy ekspres reporterów, kręcimy sensację o chłopkach z bloku, a nie do końca o samej muzyce. Doszedłem jeszcze do jednego wniosku – w tym filmie chodziło głównie o to, by sprzedać/nakręcić sprzedaż pierwszej solowej płyty Eldo i album „Na legalu?” Pei.
Bardzo podoba mi się Twój tok rozumowania, natomiast jest zupełnie błędny. Eldo wydał wtedy kultową płytę z Grammatikiem „Światła miasta”, był bardzo fajną postacią dla filmu – idealną. Natomiast Peja, był zupełnie na dnie. Przecież on wydawał wtedy „I nie zmienia się nic” u Cameya i dał na ścieżkę dźwiękowa do „Blokersów” takie kawałki, że po prostu to była „żałość pl.”. Dlatego musieliśmy się dogadać z Camey’em i umieścić na ścieżce stary kawałek „I nie zmienia się nic”.
Z ręką na sercu, ja w życiu nie miałem pomysłu żeby wydawać płyty Peji. Nie podobało mi się jak on rapuje na tych swoich poprzednich płytach. Każdy po filmie do mnie podchodził i mówił „Ty, to co wydajesz Peję?”, odpowiadałem „Nie wydaje żadnego Peji”. Wiesz, ci wszyscy ludzie podsunęli mi pomysł, bym go wydał. Nie pamiętam już dokładnie jak to było, ale skoro wszyscy dookoła mi mówili bym go wydał, to go wydałem (śmiech)
Ale kto Ci tak mówił? Wcześniej powiedziałeś, że np. Eldo odradzał Ci wydania albumu Peji.
Podpytywali ludzie z innych wytwórni. Między innymi Dj Kostek, Aśka Tyszkiewicz ludzie od Cameya, z Gigant Rec inni raperzy…Wydaje mi się, że jego współpraca z Camey’em się wówczas wyczerpała. Peja potrzebował czegoś nowego, ja również potrzebowałem czegoś nowego. To był zupełnie inny rap niż chociażby Grammatik i Elemer. Reszta jest historią. Jak Latkowski kręcił „Blokersów”, to w życiu nie przypuszczałem, że kiedykolwiek go wydam.
Czyli to, że pokazaliście dwie postacie szczególnie…
To jest pomysł reżysera.
Czyli nie zapaliła Wam się z tyłu głowy lampka, że skoro macie ich w filmie to nakręci to sprzedaż?
To nie miało żadnego znaczenia. Latkowski jest facetem, któremu możesz coś mówić, a on i tak zrobi po swojemu. Ok, ja wskazałem Latkowskiemu by kręcił Peje. Latkowski nie miał żadnego interesu, by skręcić Eldo w taki sposób, żadnego interesu. To ja miałem podpisany z Eldo kontrakt, więc to mi powinno zależeć. Ale Latkowski nie szedłby mi na rękę, ponieważ jest wolnym reżyserem. Widzisz, to są właśnie takie spiskowe teorie dziejów, które wyjaśniając u źródła, czyli u mnie, się po prostu rozwalają. To wszystko jest banalne – jakbyś zobaczył jak prostacko wypadli przed kamerą inni raperzy, jakie dyrdymały wygadywali to sam wybrałbyś do filmu Eldo i Peję. Moim zdaniem, szczególnie Peja przed kamerą wypadł po prostu świetnie.
Czytałem kiedyś w jednym ze starych numerów „Klanu”, Twój tekst a propos agresji wśród hip-hopowców. Mam na myśli głównie artystów. Naprawdę tak dużo się wtedy działo?
Tak, były podziały. Nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś było to bardzo plotkarskie środowisko, jeden obrabiał dupę drugiemu. Lubiłem śledzić te wszystkie pojedynki hip-hopowe np. słynny beef Tede vs Eldo, albo Peja vs Tede. Raperzy się tym żywią, to jest fajne. Natomiast jeśli to się ma później przekształcać w rękoczyny, to jest to bez sensu. Nie zapominajmy, to jest tylko muzyka. To ma być rozrywka. Fajnie, jak ktoś tam pojechał w dobrym stylu innemu w zwrotce, ale to powinno odbywać się w granicach zdrowego rozsądku. Faktycznie, była wtedy agresja w klubach.
Ostatnie pytanie – czy wrócisz do hip-hopu?
Nie sądzę. Chyba, że ktoś naprawdę mnie olśni. Ja po tych wszystkich akcjach z hip-hopem wylądowałem w szpitalu na OIOM-ie. Miałem totalne nadciśnienie. Showbusiness w takiej postaci, w jakiej sam sobie zaserwowałem już mnie nie interesuje.
Tak jak powiedział kiedyś Mick Jagger: „Kończąc 40 lat, musisz się zdecydować, albo przedłużasz młodość albo przedłużasz życie”. Ja wolę przedłużać życie. Fajnie teraz to wszystko powspominać, pomimo tego, że jak widzisz w tej beczce miodu było też kilka łyżek dziegciu.
W sumie, wiesz co? Do tych wszystkich ludzi mam stosunek pozytywny. To był bardzo kreatywny okres w moim życiu. Uważam, że to są bardzo wrażliwi, inteligentni ludzie, artyści z prawdziwego zdarzenia. Dokonali w Polsce niemożliwego – stali się częścią polskiej KULTURY, mimo kłód rzucanych przez mainstream. Artyści hip-hopowi dokonali tego ciężką, zajebistą, fajną pracą od podstaw. Mam do tych ludzi pewnego rodzaju sentyment i de facto doceniam, że dalej to robią. Cieszę się, że dołożyłem do tego swoją cegiełkę.
Nie sądzę żebym kiedykolwiek wrócił do hip-hopu, aczkolwiek z chęcią zrobiłbym z Sylwestrem sequel „Blokersów”. Z drugiej strony, cały czas współpracuję z Mesem, o którym nie było tu ani słowa, czy duetem White House.
Zawodowo jestem zaś teraz na bałkańskim szlaku, bardzo podoba mi się ta kultura. Bałkany dały mi drugi oddech i jeszcze większe niż w hip-hopie sukcesy zawodowe.
Już wiem skąd to Twoje źródło porozumienia z Redem (śmiech).
No właśnie (śmiech).
I jeszcze jedno – wszystkim czytelnikom, którzy przebrnęli przez trzy części moich wspomnień życzę by 2016 rok był dla nich pasmem sukcesów, szczęścia i odwzajemnionej miłości!
bylo