J. Sands przy okazji premiery swojej płyty „The Breaks Vol. 1”, powiedział bardzo ważną rzecz. Rzecz, którą powinni choć w połowie wziąć sobie do serca polscy raperzy. Artysta wyznał, że spędził czternaście lat rymując, zanim w ogóle nawet pomyślał o wydaniu swojej płyty. I tak naprawdę to zastanawiam się teraz, do kogo to zdanie powinno bardziej skierowane, do tych którzy aspirują na raperów czy tych, którzy się za nich uważają? Może i obecnie Ras ma już czternastoletni staż przy mikrofonie, może trochę krótszy – „rAsgrzewka” ukazała się przecież w 2005 roku. W sumie nie ma to żadnego znaczenia, bowiem już na niezależnie wydanym albumie „Dobra muzyka, ładne życie” było słychać, że mamy do czynienia z osobą, która ma olbrzymi potencjał, a droga, którą przeszedł przez te dziesięć lat powinna być przykładem dla młodych raperów. Szczególnie, że wybić się z Zamościa nie było aż tak łatwo.
Rasmentalism to duet, który jest potrzebny rodzimej scenie hip-hopowej. Scena, ta scena, nie jest im w zupełności do niczego potrzebna. Słuchając ich płyty można dojść do wniosków, że duet nie idzie (już dawno zresztą) przetartą przez rodzimych hip-hopowców ścieżką (chciałem napisać artystów, ale słowo „artyści” byłoby tu zupełnie nie na miejscu), obrał swój szlak i konsekwentnie nim podąża. Dokąd? To pokażą kolejne albumy. Póki co, to droga na sam szczyt, ale czy o „hip-hopowy szczyt” im chodzi? Ja śmiem wątpić, a jeśli pójść dalej, to można by sądzić, że duet powoli akcentuje chęć osiągnięcia sukcesu w innych gatunkach muzycznych i trafić ze swoją muzyką znacznie szerzej. Ale czemu też się dziwić? Przecież zarówno Ment jak i Ras mają strasznie otwarte głowy. Sądzić o tym mogą chociażby wspólne numery z Tomsonem, Klaudią Szafrańską, Sławomirem Uniatowskim czy The Voices. Przypuszczam, że to dopiero namiastka tego, co czeka nas na kolejnych produkcjach.
Ras jest raperem kompletnym. Ma to co każdy raper mieć powinien. Celne metafory, ambicję, luz na mikrofonie, swój styl (co powinno być przecież czymś oczywistym, nie?), ciekawe spostrzeżenia, dystans do gry (którego tak bardzo brakuje wielu bożkom sceny), szeroki wachlarz tematów, ironię, ale przede wszystkim twardo stąpa po ziemi. Słuchając jego tekstów, odnoszę wrażenie, że raper zdaje sobie sprawę z przebytej drogi i z miejsca, które na scenie zajmuje, mimo że nie pisze o tym wprost, pod żadnym pozorem nie ma zamiaru robić kroku w tył. Ras dojrzewa z każdym albumem bardziej i może krok, który zrobił teraz, nie jest jakimś spektakularnym, ale jest na tyle duży, by wciąż zostawiać kolejnych polskich raperów daleko za plecami.
Ment z kolei, po raz kolejny udowadnia, że jest producentem pomysłowym, odważnym i wszechstronnym. Mamy tutaj ciepły Soul, trochę Chicago, a nawet elektronikę i „Outkastowe południe”. Wszystko to umiejętnie przełożył na polskie realia. Szkoda tylko, że tak dobrze wysmażonej muzyki – a niech tam – z zadatkami na ogromny sukces komercyjny, próżno szukać w radiu codziennym. Nie chcę pisać, że Mentowi inni producenci nie dorastają do pięt, to nie o to chodzi. Mamy przecież bardzo wielu utalentowanych i co ważne odnoszących coraz większe sukcesy (nie tylko w Polsce) rodzimych producentów. Ment ma zupełnie inne wizje na muzykę niż którykolwiek inny producent w kraju. Ja jego produkcje potrafię rozpoznać z miejsca. Ment to Ment, nie ma takiego drugiego. Całość „Wyszli coś zjeść” prezentuje się na bardzo wysokim poziomie, nawet pomimo wytykanego już chyba przez wszystkich sampla w utworze „Nocny”.
Chwila, to co piszę zaczyna wyglądać jak jakaś laurka, a przecież „Poszli coś zjeść” płytą idealną nie jest. Pierwsze co rzuciło mi się na uszy to…Sokół, tak ten idealny i nieskazitelny Sokół, który brzmi tutaj jak członek Rasmentalismu, a nie jeden z najbardziej wyrazistych, oryginalniejszych i charyzmatycznych raperów w kraju. Chyba nie tak to miało wyglądać? Rapującej połowie duetu Rasmentalism zdarza się rzucanie sucharów pokroju „klepie życie po dupsku jak Najman” czy „te ataki śmieszą mnie jak tulipany z plastikowych butli” – naprawdę? I to pomimo, że wers znajduje się w kawałku o tytule „Dna butelek”. Ja, od rapera pokroju Rasa, wymagam więcej niż takie banalne follow-upy jak „Świat zwariował w 29 lat” – świat zwariował w 23 lata, w 29 lat, w 33 lata? W ile jeszcze? Brakuje tylko, by Ras zaczął nawijać, że „ktoś powinien przejść się w jego butach”. Bo przecież „nie zmienia się nic” i „po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy” – nawet ujęte w inny sposób niż zawsze wciąż brzmi błaho. A przecież tu linijkami rzuca Ras, a nie jakiś raperek z piwnicy. Ale może takie nawiązania są bezpieczniejsze? Bo przecież rzeczy pokroju „on Award Tour with Mentos my man” są podobno zbyt trudne dla słuchacza.
Gdybym pisał dla „The Source” (co?!) nowy album Rasmentalismu dostałby spokojnie cztery mikrofony.
PS – Kończę, bo właśnie w ten ciepły, wiosenny dzień odebrałem telefon z zapytaniem: „Wyjdzieeeeesz na dwór? Pójdziemy coś zjeść do food trucka”. Widzisz Ras? Też umiem być przewidywalny, a to nie jest fajne;-)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.