Może i ostatnio ciężko to zauważyć, ale wbrew pozorom zależy mi na tym, by blog aktualizowany był w miarę regularnie. Biorąc pod uwagę, że przez ostatnie miesiące częściej słucham polskiego rapu, a nie tego ze Stanów, postanowiłem założyć nowy dział poświęcony rodzimym płytom hip- hopowym. Mam nadzieję, że to sprawi, iż będę zaglądał tutaj częściej, i co najważniejsze aktywniej.
Dwanaście lat śląski raper kazał czekać swoim słuchaczom na drugi solowy krążek. Początkowo album pod nazwą „Ostatni gasi światło” ukazać miał się w wytwórni Fandango Records, jednak ostatecznie Hst wylądował w wytwórni My Music, a tytuł „Ostatni gasi światło” zamienił na „Sen koszmarny”. Nie ukrywam, że z ogromną niecierpliwością oczekiwałem na album HST, a gdy już go w końcu otrzymałem, chyba trochę się zawiodłem – nie wiem, może moje oczekiwania były po prostu zbyt wygórowane. Nie oznacza to, że „Sen koszmarny” jest albumem słabym czy nawet przeciętnym – nic z tych rzeczy. Na płycie znajdziemy zdecydowanie więcej numerów, od których ciężko się oderwać aniżeli takich, gdzie podziękujemy już po pierwszym przesłuchaniu. Ale niestety, tych drugich nie zabrakło. Numer „Jestem sam” to marna kontynuacja utworu”Kilka minut z nią”, nie mówiąc już o tym, że Hst wyraźnie zabrakło pomysłu na refren. W worku „muzyka emocjonalna” słyszałem dużo więcej ciekawszych pozycji, i to nawet w tym roku. Singiel o skądinąd dosadnym tytule „Gnój” to pijacki / chamski bełkot ze strasznie prostackim tekstem. Jednym z mocniejszych momentów na „Śnie koszmarnym” mógł być „Przegląd” jednak do perfekcji zabrakło dobrej zwrotki Joki z Kalibra, a wers „Hst dziś do Joki, jak do frankfurterki szałot” jest może i fajnym porównaniem, ale dla nastoletniego rapera, a nie gościa po trzydziestce. Czepiam się, czepiam, ale ostatecznie i tak stwierdzam, że „Sen koszmarny” to krążek, który musi być uwzględniony w corocznych podsumowaniach. Numery, które absolutnie zasługują na pochwałę to „Biegnę przed siebie”, „Żyje się raz” na znakomitym podkładzie The Returners, „Przyjaźń” z udziałem Daba czy chociażby „Mój kumpel diabeł”, nie mówiąc już o wprost rewelacyjnej „Notatce samobójcy” z udziałem wokalistki Sylwii Dynek.
Hst to jeden z tych raperów, którego można zaklasyfikować do kategorii „raperzy, którzy mogli wiele osiągnąć”. Jego płyta ukazała się o kilka lat za późno, młodzi słuchacze nie pamiętają jego pierwszej płyty czy chociażby genialnych zwrotek na „Czarnym złocie”, a szkoda. Aż nie chcę myśleć gdzie byłby dziś Hastu, gdyby poszedł za ciosem po „Masy ludu. Na językach”. Gdyby przyszło mi oceniać „Sen koszmarny” w szkolnej skali, bez najmniejszego zawahania dałbym czwórkę z plusem – ten plus to taka śląska solidarność. „Zawsze Górny Śląsk robił Ci rozpierdol na tracku”.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.