Metro feat. Rakaa & Dj Babu – New Maps

O tym jak sensacyjnym wydarzeniem na polskiej scenie hiphopowej jest pojawienie się wytwórni Queen Size Records wspominałem już nieraz – takiego reprezentanta rodzimej sceny na światowym rynku muzycznym jeszcze nie mieliśmy. Od momentu wydania pierwszego tytułu „Acquired Taste” aż do „New Maps” śledzę, obserwuję, czy jakoś tak, jaki jest odbiór siódemek w naszym kraju i wiecie co? Nie wierzę, po prostu nie wierzę jaką polscy fani rapu (choć nie wiem czy to słowo „fani” tu pasuje) mają ubogą wiedzę na temat amerykańskiego (i to nie aż tak mega podziemnego) rapu. Może to ja jestem jakiś dziwny, ale przegapić takie wydarzenia jak Dilated Peoples na polskiej płycie, i to winylowej siódemce? Przepraszam, ale nie rozumiem tego. Oczywiście można zwalać winę na zbyt małą promocję tych wydawnictw, ale takiej promocji jaką miała (i nadal ma) płyta „New Maps” nie miała żadna płyta z katalogu QSR, a i tak nie zdało się to na wiele. Dlatego też kompletnie nie dziwię się chłopakom, iż „olewają” polski rynek i otwierają się jeszcze bardziej na świat – tj. Japonię.

Po raz kolejny na siódemkę Pan Metrowski zaprosił reprezentantów zachodniego wybrzeża, choć tym razem zdecydowanie najbardziej popularnych spośród wszystkich jakich mogliśmy dotąd usłyszeć. A więc tak, na wosku mamy didżeja Babu, który współpracował w swojej karierze m.in. z Linkin Park, The Beatnuts, Defari czy Moka Only. Babu jest członkiem uznanego kolektywu turntablistycznego The Beat Junkies. Niejednokrotnie zwyciężał w zawodach DMC jak i ITF, jest on odpowiedzialny za stworzenie terminu – „turntablism”. Wystąpił w kilku filmach hiphopowych, m.in. kultowym „Skrecz”. W utworze „New Maps” mikrofon należy do Raaki, którego mogliśmy już usłyszeć na polskim bicie w kawałku (mistrzowskim swoją drogą) „Knowledge Be The Key” z drugiej wspólnej płyty El Da Senseia i The Returners. Rakaa w 2010 roku wydał wyśmienity pod każdym względem album „Crown of Thorns” promowany m.in. singlem „Delilah” – słucham ostatnimi czasy na potęgę. Taka obsada gości na singlu nie mogła zawieść i nie zawiodła! Otrzymujemy od Queen Size Records genialny kawałek okraszony takimi skreczami, że głowa mała. I szkoda tylko, że nie udało się zgromadzić całego Dilated Peoples, ten sam lekki niedosyt czułem w przypadku drugiej siódemki „Black Opps Mission”. Jeśli ktoś jeszcze zastanawia się nad tym czy warto kupować ten singiel to zapewniam, że nie wyda pieniędzy w błoto, ale raczej sugeruję by zrobił to czym prędzej – chyba, że chce przetestować jak długo docierają do nas paczki z Japonii – gdzie wytwórnia wysłała około 250 sztuk nakładu. Polski Madlib (sorry ale chyba już od tego nie uciekniesz:) po raz kolejny stanął na wysokości zadania i dostarczył kolejny mistrzowski joint. Panowie pora już chyba najwyższa na to, by kolejnym Waszym gościem był ktoś z Nowego Jorku, czyż nie?