Krzysztof Kozak: Niczego nie żałuję (WYWIAD)

fot. Książka: Za drinem drin, za kreską kreska.

Z Krzysztofem Kozakiem – założycielem najważniejszej hip-hopowej wytwórni w Polsce, wydawcą takich albumów jak „Chleb powszedni” Zip Składu, „Nastukafszy” Warszafskiego Deszczu, czy chociażby „Nasze dni” Płomienia 81, rozmawiałem głównie o hiphopowych latach dziewięćdziesiątych. Poruszyliśmy temat początku wytwórni RRX, założenia magazynu „Klan”, konfliktach w szeregach labelu, niedoszłej płycie Gib Gibonu, czy o wypłynięciu „Skandalu” Molesty przed premierą. Rozmowa przeprowadzona została w 2016 roku. W tym samym roku wydrukował ją magazyn „Vaib”.

Dlaczego nazywasz siebie legendą polskiego hip-hopu?

Bo jestem żyjącą legendą polskiego hip-hopu. Same słowo „legenda” odnosi się do czegoś, co jest najdłużej. Pojawiłem się na rynku zaraz po 1khz. Pierwszego Liroya i Wzgórza słuchałem jeszcze z perspektywy fana, a już kawałek „Anty Liroy” puszczałem sam na rynek. W ciągu pół roku przeszedłem z etapu słuchacza do etapu wydawcy. Swego czasu chciałem nawet zrobić koszulkę z napisem „I am legend”, wzorując się na filmie „Jestem legendą”, w którym wystąpił Will Smith. (śmiech) Za legendy polskiego hip-hopu uważam również Peję, Tedego, Dj 600, Zip Skład, czy zespół Wzgórze Ya-Pa 3.

Twoje pierwsze hiphopowe wydawnictwa.

Moimi pierwszym wydawnictwem był „Polski Rap – Zakazane piosenki”. Mając hurtownię muzyczną w Poznaniu, wypuściłem na kasecie singiel „Anty-Liroy”. Pamiętam jak na antenie akademickiego radia „Afera” dyskutowano o hip-hopie. Już wtedy mówiono, że jest zespół Anty Liroy, nie Nagły Atak Spawacza, tylko Anty Liroy. Ludzie przychodzili do mojej hurtowni i chcieli zakupić płytę grupy Anty Liroy. Od razu zainteresowałem się sprawą. Dowiedziałem się, iż jeden z członków zespołu Anty Liroy sprzedaje w sklepie muzycznym na Placu Wolności w Poznaniu, tą osobą był Kaczmi. Choć akurat Kaczmi w utworze „Anty Liroy” nie rapował, był to utwór Faziego i Peji, w którym dokrzykiwał Iceman. Okazało się, że utwór, w którym pojawia się między innymi Peja, był drugą wersją „Anty Liroya”. Pierwotna wersja była autorstwa tylko Faziego, pojawiła się ona na jednej ze składanek, które wydałem. Po wydaniu „Zakazanych piosenek” i rzeczy Nagłego Ataku Spawacza wpadłem na pomysł założenia magazynu muzycznego. Do mojej hurtowni muzycznej często przyjeżdżał Arkadiusz Deliś, który był wówczas przedstawicielem handlowym firmy Sony Music. Zeszło się to w czasie, gdy w Polsce po zmianie prawa, pojawiły się licencjonowane kasety magnetofonowe. Wcześniej kasety magnetofonowe nie były pirackie, jak to często się źle określa, tylko wcześniej każdy mógł wytłoczyć sobie kasetę i zgłosić jedynie do Zaiksu ilość kaset, nie trzeba było wówczas podpisywać umów licencyjnych z innymi firmami na świecie. Zmieniło się prawo, i na dobrą sprawę zaczęło się w Polsce, na rynku muzycznym, naprawdę dziać – wszystkie firmy starały się na siłę o przedstawicielstwa firm z zachodu, zaczęły powstawać polskie oddziały. Pierwsza firma, która zaczęła w Polsce wydawać kasety na licencjach, nazywała się „Bravo”.

„Bravo”?  Tak jak nazywało się później czasopismo?

Tak. To była firma, która jako pierwsza zaczęła w Polsce wydawać kasety. Wydali między innymi muzykę od Sojki. Wszyscy byli w szoku – do tej pory płaciłeś za kasetę bez licencji w hurcie 6zł-7zł, a kaseta wydana na licencji z kolorową rozkładaną okładką kosztowała 11 zł w hurtowni, a 16 zł w detalu. Prawdopodobnie w 1994 roku w Polsce ukazały się pierwsze tłoczone kompakty. Jak ja wydawałem Nagły Atak Spawacza, to firmy już wypuszczały muzykę na kompaktach. Po jakimś czasie stwierdziłem, że chciałbym wydać czasopismo muzyczne.

Czyli docieramy do momentu, w którym postanawiasz założyć „Klan”?

Tak. Jako, że Arek Deliś był światowym człowiekiem, który często do mnie zaglądał i rozmawialiśmy o rapie, postanowiliśmy założyć magazyn muzyczny „Klan”. Ja byłem pierwszym właścicielem i wydawcą magazynu. Miałem firmę, Arek należał do osób, które wtedy wolały nie ryzykować swoich pieniędzy, więc został redaktorem naczelnym. Spotkaliśmy się w takiej starej, komunistycznej kawiarni, gdzie serwowano kawę z fusów, bo ekspresów jeszcze, chyba, w Polsce nie było (śmiech). Rozmawialiśmy, między innymi, o tym jak gazeta miałaby się nazywać. Drugiego dnia, oboje wymyśliliśmy dokładnie tą samą nazwę, „Klan” – co było jakimś szalonym paradoksem. Wtedy, by wydać jakąkolwiek gazetę, należało jechać do Warszawy, do Biblioteki Narodowej i poprosić o wydanie ISN’u. ISN został przyznany mojej firmie – „Rrx Magazyn Klan, Krzysztof Kozak”. Byłem właścicielem tytułu prasowego. Po ukazaniu się czterech numerów, zacząłem wydawać coraz więcej płyt pod szyldem wytwórni muzycznej RRX. Co za tym idzie, nie miałem siły i czasu, by udźwignąć te dwa przedsięwzięcia.

I sprzedałeś „Klan” Arkadiuszowi Delisiowi?

Nie sprzedałem. Arek, pewnego dnia, przyniósł mi umowę sprzedaży, która była nieprawna, krzywdząca drugą stronę. Jak przeczytałem tę umowę, to po prostu nie wierzyłem, że ziomek może zaproponować takie warunki.

Ale mimo wszystko zaakceptowałeś tę umowę?

Nie zaakceptowałem. Powiem Ci dlaczego, w ogóle, rozmawiałem z Arkiem na temat przekazania mu praw. Dlatego, że pojawiła się osoba, która chciała mi wyłożyć pieniądze za wypromowany już numer prasowy, był to Druh Sławek. Druh Sławek mieszkał w tamtych czasach pod Warszawą, a że Sławek był ekspertem w temacie hip-hopu, to rozważałem możliwość sprzedania mu „Klanu”. Druh mieszkał z kobietą, która była znakomitą graficzką, więc stwierdziłem, że oboje byliby w stanie to ogarnąć. Za tytuł prasowy chciałem bodaj 20 albo 30 tysięcy złotych w gotówce, plus 25% udziału w zysku. Deliś, swoją drogą, jako redaktor naczelny otrzymywał ode mnie pieniądze, nie robił tego na zasadzie zajawki. Nie pamiętam jakie były to pieniądze, ale wydaje mi się, że miał z 3000 zł od numeru. Arek nie był zadowolony, że chciałem „Klan” sprzedać Sławkowi, chciał przejąć magazyn na podobnych warunkach, jakie zaproponował Druh Sławek. Zgodziłem się. Jakiś czas później otrzymałem umowę od Arka. Umowa ta była bardzo niekorzystna dla mnie, więc się nie zgodziłem. Arek Deliś jako „ostry as marketingu” zawarł w tej umowie między innymi taki punkt – było to dawno temu, ale nigdy tego nie zapomnę: Arek Deliś będzie właścicielem tytułu prasowego, ja będę od niego otrzymywał 25%. 25% będzie płatne, nie wcześniej niż 60 dni po skończeniu kwartału. W tym stwierdzeniu brakowało, kiedy dokładnie będę otrzymywał od niego pieniądze. Nie zakotwiczenie tego w czasie daje umowę jednostronną, nieprawną. Nie jestem głupim człowiekiem i już wtedy się wkurwiłem. Kolejny punkt był taki, że Krzysztof Kozak, w ramach 25% zysku z każdego numeru, zobowiązuje się darmowo dostarczyć materiał na płytę dołączaną do magazynu.

Nie podpisałeś umowy z Arkiem Delisiem, i co dalej?

Zaczął wydawać „Klan”.

Bez umowy?

Tak.

Dlaczego w takim razie nie reagowałeś?

Bo wydawałem wtedy zajebiste płyty w wytwórni RRX i miałem dużo pieniędzy.

Z perspektywy czasu, żałujesz, że nie sprzedałeś gazety Druhowi Sławkowi?

Niczego nie żałuję. Liczy się to, co jest teraz. Teraz siedzimy tutaj, Ty pijesz browar, ja pije kawę (śmiech). Oczywiście, że można gdybać, ale po co? Co mogę teraz zrobić?

Np. upomnieć się o pieniądze za „Klan”.

W tym momencie już nie mogę, bo Deliś się zgodził na to, bym wydał Kodex IV. 20% z kwoty, którą Magiera i Laska otrzymali za płytę, poszły do Delisia. Umówiłem się z nimi na 35 000 zł, Deliś otrzymał z tego 7 000 zł. W pewnym momencie poszedłem nawet do prawnika, prawnik wysłał pismo do ich siedziby i „Klan” przestał wychodzić.

Jak w tej chwili wyglądają Wasze relacje z Arkiem Delisiem?

Jakie relacje? Kiedyś byliśmy dobrymi ziomami. Pamiętam jak po koncercie Liroya byliśmy razem w agencji towarzyskiej. Lepiej, żebym to ja wcześniej powiedział, niż on (śmiech). Bardzo wkurwiłem się jak sprzedał tytuł prasowy do Fonografiki. Twierdził w ogóle, że sprzedał inny tytuł prasowy – ja miałem „Rrx Klan”, a on nazwał to „Magazyn Klan”, tylko, że cały czas był ISN, który przyznano mi.

Dziś podałbyś rękę Delisowi, gdybyś go spotkał?

Podaliśmy sobie chyba rękę w sądzie (śmiech). Z niektórymi osobami z branży się nie przywitam, ale Arkowi podałbym rękę.

Komu nie podałbyś ręki (śmiech)?

Kiedyś w programie powiedziałem, że przywitałbym się nawet z Rahimem, ale zostawmy to. Zmieniając trochę temat. Na polskiej scenie hiphopowej jest mnóstwo osób, które mentalnie są w podstawówce. Pamiętajmy też o tym, że wyświetlenia w sieci to nie wszystko. Ci goście, którzy robią miliony wyświetleń, muszą się zbierać po sześć osób, by jechać w trasę. Wyświetlenia to jedno, a osobowość i oryginalność to coś innego.

RRX

Kiedy prowadziłem swoją hurtownię, ludzie często pytali mnie o rap. Postanowiłem im po prostu ten rap dać, dlatego założyłem firmę wydawniczą. W pewnym momencie, będąc elementem tej branży, chcesz być innym elementem i tworzysz, tytuł prasowy, wydawnictwo. Zaczynasz się dowiadywać, gdzie możesz wytłoczyć płyty, jak tworzyć umowy, studiujesz prawo autorskie. Najważniejsze jest mieć dobry pomysł. Ja takich dobrych pomysłów miałem kilka w życiu, i pewnie jeszcze będę miał. Wiesz, prowadzenie wytwórni to wcale nie jest taka prosta sprawa. Przykład Rycha, założył wytwórnię, wypuścił 30 tytułów i tak naprawdę żaden z nich nie okazał się strzałem w dziesiątkę, a jestem przekonany, że włożył w tę wytwórnię mnóstwo pracy. Do prowadzenia wytwórni potrzebna jest nieco inna wyobraźnia. To, że jesteś dobrym raperem, wcale nie oznacza, że będziesz dobrym wydawcą. Najważniejsze w życiu jest mieć pasje, dlatego tak wielu raperów w Polsce odpadło i przestało już rapować. To nie jest zajęcie dla każdego, tutaj wygrywają ludzie pracowici. W tym momencie robisz ze mną wywiad, a ile osób po pracy woli siedzieć w domu i oglądać telewizję i nic nie robi ze swoim życiem. Ja całe życie pasjonowałem i pasjonuję się muzyką, jednym z tego efektów była właśnie wytwórnia RRX.

Wstąpienie Tedego w szeregi Twojej wytwórni.

Nie było wtedy internetu, więc informacje przekazywało się głównie na imprezach, koncertach, poprzez demówki. Jeżeli kilkanaście osób mówiło, że np. Tede jest zajebistym raperem, to jego popularność w środowisku rosła. Wiesz, o Warszafskim Deszczu to przecież legendy krążyły. Do zespołu dotarł Arek Deliś. Porozmawialiśmy, doszliśmy do porozumienia i po prostu zaczęliśmy współpracować.

Dlaczego Płomień 81 po pierwszej płycie odszedł z wytwórni Asfalt Records?

Nie mam pojęcia. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, zastanawiałem się bardziej dlaczego przyszli do mojej wytwórni. W międzyczasie do składu dołączył Deus, który był z nich najstarszy. Może on zadecydował? Nie wiem. Pamiętam, że jak dzieliliśmy wtedy z Tytusem strefę wpływów na naszej scenie hiphopowej, to Tytus wybierał do swojej wytwórni rzeczy bardziej, nazwijmy to lżejsze. Pamiętam jak Onar za czasów Hardkorowej Komercji kazał usunąć wszystkie jego klubowe numery, tylko dlatego, że chłopaki z ulicy zaczęli mu cisnąć. Wydaje mi się, że był wtedy jeszcze bardzo niedojrzały.

Dlaczego ostatecznie płyta Paktofoniki nie ukazała się w twojej wytwórni?

Wpuściłem Paktofonikę do studia, ale nie potrafiłem się z nimi dogadać, dlatego też nie podpisaliśmy umowy. Nagrali trzy numery i chcieli ode mnie pensję 3000 zł co miesiąc, niezależnie od tego, czy płyta się ukaże. Chcieli wskoczyć na pensję, mając tylko trzy kawałki.

A jak, tak naprawdę, wyglądała ta akcja z Igorem po śmierci Magika?

Wyjaśniłem sobie z Igorem już tę sprawę, ale faktycznie na początku pokłóciliśmy się. Zadzwonił do mnie po śmierci Magika, czy chcę wydać kawałek, który Magik nagrał przed śmiercią w jego studiu. Uznaliśmy, że nie ma sensu wypuszczania jednego utworu, Igor przyznał mi rację podczas drugiej rozmowy, że pieniądze ze sprzedaży musiałyby być przeznaczone dla rodziny Magika. Ja, po pierwszej rozmowie, byłem do tego stopnia zmęczony tą sytuacją, że zostawiłem ten temat. Poza tym wiesz, to był tylko jeden utwór, nic więcej. Mieliśmy to wydać jako pośmiertny kawałek Magika? Bez sensu. Pierwsza rozmowa była bardzo ostra, nie do końca nawet skumałem o co mu chodzi. Jak odbyła się druga rozmowa, to już tak naprawdę było po wszystkim. Swoją drogą, do dziś nie słyszałem nawet tego kawałka.

Dlaczego nigdy nie ukazała się płyta Gib Gibon Składu?

Bo jak dogadaliśmy się odnośnie pieniędzy, to Tede pokłócił się z Borixonem. Gib Gibon Skład, to ekipa która spotykała się u mnie w studiu, palili jointy, tudzież inne rzeczy. Nagrywane były freestyle i luźne kawałki. W momencie, gdy materiału było już naprawdę sporo, powiedziałem, że w sumie można by wydać to na kompakcie. Wpadłem na pomysł, by kontrakt na tę płytę zrobić w zachodniej walucie, fajnie by wyglądało, gdyby kontrakt opiewał na powiedzmy 10 000 dolarów. Warto powiedzieć, że gdy gromadzi się w jednym miejscu 6 zajebistych raperów, chcąc nie chcąc, oni między sobą rywalizowali.

Konflikt Tede vs Borixon

Borixon mieszkał wtedy u mnie dwa lata i był zawsze w studiu, poza momentami, w których jechał w trasę koncertową. Poziom Borixona przez te dwa lata tak bardzo skoczył, że było to aż niewiarygodne. Borixon nagrał fajny kawałek, Tede wpadał na jeszcze ciekawszy pomysł i na odwrót. Nawet jeśli o tym nie mówili, to każdy chciał być lepszy od swojego kolegi. Był taki moment, w którym Borixon przeprowadził się blisko Tedego, mieszkał w bloku obok. Nie wiem, czy Borixon był zbyt częstym gościem u Tedego w domu, ale gdzie są podłoża ich konfliktu? Nie mam pojęcia, nie spędzaliśmy ze sobą 24 godzin na dobę.

Zostańmy jeszcze w klimacie konfliktów. (śmiech) Wiem, że miałeś delikatnie mówiąc kilka nieporozumień z Pihem i Borixonem…

Daliśmy taki popis rapu i hardcoru, że zawsze jakieś nieporozumienia się pojawią. Myśmy zawsze sobie otwarcie cisnęli prosto w twarz. Tak naprawdę, nigdy z żadnym raperem się nie pokłóciłem na śmierć. W pewnym momencie mogli pomyśleć, że zarabiam dużo pieniędzy, ale zawsze grałem z nimi fair. Często kłóciliśmy się o bzdury.

Czyli dyplomatyczna odpowiedź? (śmiech)

Przypuszczam, że kłóciliśmy się o jakieś bzdury. (śmiech) Więcej konfliktów miałem z Borixonem, bo spędzaliśmy ze sobą naprawdę dużo czasu, bo jak wspominałem, mieszkał u mnie w studiu. To były zażyłe znajomości – chodziliśmy wspólnie na imprezy, do kina, na kręgle itd. Peja obraził się na mnie, dlatego, że przeniosłem się do Warszawy. Pamiętam, że wpuściłem Peję do studia u Cameya, dostał ode mnie zaliczkę, którą oddał mi dopiero po 7 latach. Pamiętam, że wtedy była ogromna rywalizacja między raperami z Poznania i Warszawy. Jak przywoziłem kawałki Peji do Warszawy, to nie wszystkim się podobały. Wiesz, tak naprawdę nie mam poważnego konfliktu z nikim. Jak ktoś mnie chce znaleźć, to znajdzie, bez problemu. Widzisz, że nie mam tutaj nigdzie klamki, bo się boję, że pewnego dnia, ktoś może przyjść, nie mam też noża, bo mam na nie alergię. To co mówią ludzie, nie zawsze jest prawdą. Wracając do konfliktu na linii Borixon vs Tede, nie wiem z czego on wynika. Ważne jest, że 2015 rok dla obu był bardzo dobry. Cieszę się, że odnieśli sukcesy.

Pamiętam jak swego czasu wspominaliście, że wypuścicie film pornograficzny, za który odpowiadał Pih. Dlaczego się nie ukazał?

Bo go po prostu nie było. Napędzaliśmy sobie koniunkturę. Snoop miał w Stanach taki film, my powiedzieliśmy, że też mamy nakręcone porno. (śmiech)

Historia z Eisem.

Po rozmowie ze mną Eis przestał rapować. Dostałem kiedyś informacje, że Eis za dużo gada na mnie i przede wszystkim na moją rodzinę. Bardzo mi się to nie spodobało. Przyjechałem do mieszkania Borixona, gdzie leżał Eis – nie wiem czy był pijany, czy udawał pijanego. Powiedziałem mu trzy zdania i dałem dwie minuty na wyjście. Wstał, nagle otrzeźwiał, uciekł z mieszkania i od tego momentu przestał rapować. Nawet go nie uderzyłem.

Skąd wiesz, że przez ciebie odbił od rapu?

Po tej rozmowie już nic od niego nie wyszło. Żadne nagranie. Dziwny zbieg okoliczności. Wiesz, nie zabroniłem mu rapować. Może stwierdził, że pewne rzeczy mogą mieć dla niego za duże konsekwencje i uznał, że woli nie ryzykować.

Wracając jeszcze do Paktofoniki. Jak, w tej chwili, wygląda sprawa z filmem „Jesteś Bogiem”?

Wygrałem proces po dziewięciu rozprawach, a oni się odwołali. Sąd przyznał, że w filmie to ja zostałem przedstawiony, mimo iż oni uważali, że to nie ja. Sprawa się dalej toczy, przeciąganie procesu jest w ich interesie. Straszne pieniądze położyli na prawników. Mi pomagał Pan Zbigniew Kruger.

To nie jest przypadkiem ten adwokat, który pomaga Peji przy sprawie z Arkadiuszem Delisiem?

Tak, Rychu dał mi do niego kontakt. Mam z Peją bardzo dobre relacje, będzie, prawdopodobnie, na mojej solowej płycie.

Jak w ogóle doszło do tego, że materiał z płyty „Skandal” wypłynął przed premierą?

Ja nie miałem z tym nic wspólnego. Powód był bardzo prosty – chłopaki z Molesty przegrywali ten materiał ziomkom na osiedlach. Wszyscy słyszeli już „Skandal” przed premierą. Widzisz, myśmy robili materiał Warszafskiego Deszczu w pełnej konspiracji, nikt o nim nie wiedział, nikomu nie przegrywaliśmy kawałków. Myśmy sami nie mieli tych kawałków, dlatego na miksie pojawiły się z trzy, cztery błędy.

Wprowadziliście taką konspirację dlatego, że wiedzieliście, iż „Skandal” wypłynął i nie chcieliście popełnić ich błędu?

Tak.

Czyli „Skandal” wypłynął z winy chłopaków z Molesty?

Dokładnie z tego powodu, innych powodów nie było.

Czy to prawda, że gdy w okolicach 1999 roku ekipa Zip Składu była na koncercie w Łodzi, ukradziono im samochód, w którym była gotowa płyta „Chleb powszedni”?

Nic takiego nie miało miejsca. Odebrałem „master” od Pona i oddałem do tłoczni. Możliwe, że mieli drugą kopię. Długo dyskutowałem z Zip Składem na temat wydania ich płyty, oni strasznie rywalizowali z Warszafskim Deszczem. O ile nie było rywalizacji na linii Warszafski Deszcz vs Molesta Ewenement, to tutaj ta rywalizacja była widoczna.

Dlaczego pozbyłeś się praw do wszystkich płyt z katalogu RRX?

Sprzedałem katalog wydawniczy, ale tak naprawdę nie otrzymałem za niego pieniędzy. Dostałem tylko część tych pieniędzy. To była strasznie zakręcona sytuacja.

Kto był największym niewypałem wytwórni RRX. Wiem, że swego czasu mówiłeś tak o płycie Gano.

Nie było płyty, która by na siebie nie zarobiła. Najmniej zauważona przeszła płyta faktycznie Gana i album Pęka. Pęka płyta dlatego, że straszyła przede wszystkim okładką. Wiesz co Ci powiem? Każdy z tych gości, którzy teraz wydają płyty i zarabiają pieniądze- Tede, Peja, Borixon, Sokół, Pih, to są osoby, które poświęciły tej muzyce swoje życie.

Ukazał się w końcu winyl „Wspólnej sceny” ?

Były dwa egzemplarze. Jeden dostał ode mnie Dj Kostek i sprzedał go na allegro, drugi egzemplarz otrzymał ode mnie Dj Mario. Chciałem to nawet kiedyś dotłoczyć, ale ostatecznie sprzedałem prawa i szczerze powiem, że nie wiem kto w tej chwili mógłby to wydać.

Dlaczego postanowiłeś nagrać solową płytę?

To będzie płyta o tym, co siedzi aktualnie w mojej głowie, o aktualnym podejściu do muzyki, ale również o moich wspomnieniach. Na tę chwilę mam nagrane dwa kawałki, a cztery są zaczęte. Będzie to raczej nowoczesna jazda. Jest szansa, że album ukaże się przed wakacjami. Gościnnie pojawi się między innymi Peja, Guli, Arab, Pakol. Chciałbym zaprosić również Kena i Tomba. Mój syn kiedyś chodził na kick-boxing do Jurasa, trenował tam również Kaen. Usłyszałem kiedyś Kaena w kawałku „U nas na Śródmieściu”, poprosiłem syna, by go zapytał, czy ma już podpisany kontrakt, Kaen odpowiedział, że nie ma jeszcze nic podpisane. Kilka dni później Prosto ogłosiło, że podpisało z nim kontrakt (śmiech).