Roma (TIP): Graffiti nauczyło mnie o wiele więcej niż szkoła

Czy ego przeszkadza w malowaniu? Co Roma zyskał dzięki graffiti? Jaka jest najbardziej hardkorowa akcja, która przeżył? Co jest w tej chwili największym problemem w grafficiarskim świecie? Odpowiedzi na te i kilka innych pytań znajdziecie poniżej. Oddaje Wam rozmowę z Romą!

Więcej jego prac znajdziecie tutaj.

Jak wspominasz swój pierwszy wypad na kolejki?

To było tak dawno temu, że nie pamiętam zbyt wiele (śmiech). Towarzyszyło mi dużo silnych emocji – strach, obawa, niepewność. Dziś szukam tych samych doznań, co kiedyś, jednak ich odczuwalność jest dużo mniejsza. Dzięki temu stawiam sobie coraz śmielsze cele, by spotęgować te doznania. Wiesz, wyjazdy do innego kraju, inny spot, inny rodzaj kolejki. Wszystkie te zmiany mają zwiększyć emocje, a moim zdaniem to one są najważniejsze w tym sporcie – niekoniecznie sam obrazek. Pamiętam czasy, kiedy koślawy, paskudny panel i ganianki z kolejarzami były dużo ciekawsza od wysiedzianego, technicznego obrazka.

ROMA

Graff-turystyka. Gdzie w ostatnich latach cię wywiało?

Nie sądzę, że odwiedziłem dotychczas wiele krajów. Każde państwo i spot ma swój specyficzny klimat, charakterystyczny tylko dla niego. Każdy wyróżnia coś innego. Nie uważam się za fame’owego malarza, a w swojej – nazwijmy to – karierze nigdy nie wypuściłem się poza Europe. Zdarzyło się malować ruchome cele na stalowych i gumowych kołach w: Niemczech, Austrii, Portugalii, Francji, Włoszech, Słowenii, Słowacji, Czechach, Hiszpanii, Holandii i Belgii. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze gdzieś wyjechać.

Najbardziej hardkorowa akcja jaką przeżyłeś to?

Zdecydowanie postawie na wholecara z ubiegłego roku, który zrobiliśmy na hamulcu ręcznym z BIK-ami w Hiszpanii na barcelońskim metrze pełnym ludzi. Nigdy nie zapomnę emocji towarzyszących temu wydarzeniu. Dla mnie są to niezapomniane chwile. Chciałbym przeżyć jeszcze coś podobnego.

Jeśli miałbyś wybrać swój ulubiony film traktujący o graffiti, to postawiłbyś na?

Zdecydowanie na Damagers. Nie mieści mi się w głowie, jak można zrobić tak profesjonalne i dokładnie ujęcia nielegalnych akcji. Należy do tego dodać wyśmienity montaż (momentami mam wrażenie, jakbym oglądał wysokobudżetowy film), znakomicie dobraną muzykę i zapierające dech w piersiach ujęcia z dronów. To jest to!

Co jest obecnie największym problemem w grafficiarskim świecie?

Myślę, że coraz większa upartość władz w zduszeniu tej kultury i zepchnięciu jej na legalne tory. Dla mnie graffiti to wolność w każdej postaci. Robię, co chcę, gdzie chcę, z kim chcę i kiedy chcę! Mój młodszy kolega po fachu (Lorak) powiedział mi kiedyś: „Pamiętaj, ja nic nie muszę„. Władze budują kolejne przeszkody – ogrodzenia, zasieki, sensory ruchu, a nawet zapachów. Wynajmowana jest coraz bardziej przeszkolona i szybciej reagująca ochrona, zwiększane są kary. Wszystko tylko po to, by utrudnić malarzom wyrażanie siebie w sposób, w jaki im się podoba. Miejmy nadzieję, że te problemy nigdy nie zniechęcą upartych wariatów do robienia tego, co kochają.

Ego przeszkadza, czy pomaga w malowaniu?

Na pewno przeszkadza, gdy jest zbyt duże. Jego przerost powoduje psucie kontaktów z innymi ludźmi. Nie lubię przykładowo malarzy, którzy myślą, że malując dłużej od innych automatycznie stają się lepsi – nie jest tak. Doświadczenie nauczyło mnie, że nie ważny jest wiek ani staż. Mam młodszych od siebie kolegów, którzy malują krócej niż ja, a mimo to mają w graffiti większe osiągnięcia. Pójdę nawet dalej – osiągnęli więcej, aniżeli ja kiedykolwiek osiągnę! Momentami swoje lata na karku są wręcz przeszkodą, bo będąc młodym, często nie zastanawiasz się nad konsekwencjami swoich czynów, dzięki czemu stać cię na więcej.

DSC08792

Jeden z czołowych polskich malarzy powiedział mi kiedyś, że agresja jeszcze nikomu w graffiti nie zaszkodziła. Jakie masz do tego podejście?

Nie uważam, żeby agresja fizyczna miała pozytywny wpływ na rozwój kultury grafficiarskiej na Śląsku. Jestem zwolennikiem zdrowej konkurencji. Nie mnie ona była, jest i będzie zawsze towarzyszyła tej kulturze. Rywalizacja jest tam, gdzie emocje. Nie zamierzam nikomu mówić, jak mają żyć i co mają robić, ponieważ sam nigdy nie przepadałem za tym, gdy dyktowano mi warunki. Staram się mierzyć ludzi taką miarą, jaką sam jestem mierzony. Życie nauczyło mnie, że warto mieć własny rozum i z niego korzystać. Ludzie często nie są tacy, jak starają się przedstawić to inni. Oceniam ich na podstawie tego, jak mnie traktują. Ktoś jest ci przychylny? Uszanuj i odwzajemnij. Nauczyłem się też, by nie koniecznie mówić na głos swoje zdanie. Warto zachować je dla siebie, bo na koniec nie wynika z tego nic dobrego.

Co jest twoim zdaniem najważniejsze w graffiti?

Zacięcie i aktywność. Co z tego, że ktoś robi zajebiście dopracowane obrazki, skoro ich znikoma ilość nigdy nie sprawi, że wtitter zostanie zauważony? „Brzydszy” panel zawsze był więcej wart niż fajna ściana. Najlepiej, kiedy w parze idzie ilość i jakość, chociaż o gustach przecież się nie dyskutuje. Obrazki – będące dla kogoś mniej atrakcyjne – widoczne wszędzie, stają się fajne, a co za tym idzie modne. Coś jak: „kłamstwo powtarzane, staję się prawdą”.

DSC08838

Co dało ci graffiti?

Malowanie dało mi bardzo wiele. Nauczyło mnie o wiele więcej niż szkoła – umiejętność panowania nad emocjami, przedsiębiorczość, oszczędzanie na – ważne dla mnie – cele, upartość w dążeniu do celu, umiejętność radzenia sobie w trudnych i stresujących sytuacjach, czy znoszenie niewygód życia codziennego. Dzięki graffiti potrafię zapomnieć o mrozie, cieple, ciemności i niewygodzie – naprawdę! Malowanie zawsze pchało mnie do przodu, do tego, by osiągać rzeczy nieosiągalne. Dzięki niemu zwiedziłem kraje, do których normalnie pewnie nigdy bym nie zawitał. Warto stawiać sobie cele i sprawdzać, czy jest w stanie się je osiągnąć. Umiejętności, o których mówię, pozwalają lepiej radzić sobie w życiu codziennym i pracy. Graffiti nauczyło mnie, nie tylko pisania po pociągach, ale wypowiadania się w sposób niemówiony. Chyba zawsze miałem problemy z przekazaniem tego, co myślę. Litery pomagają mi w dokładnym oddaniu tego, co naprawdę chciałbym powiedzieć.

Ostatnie pytanie – raport z rejonu. Jak oceniasz obecną sytuację na Górnym Śląsku?

Dzieję się dużo na ścianach. Jest multum malarzy walczących non stop. Starzy wyjadacze malują od wielu lat pod różnymi szyldami. Czasami rzadziej, czasami aktywniej – po kilka razy w tygodniu. Moim zdaniem na uwagę zasługują następujące ekipy: FOUR, GTUS, BIK, ACNE, TIP, SBE, TBK, MUF, GERILE, WDRZK, TSU, 288KK, WR, TUPS, WKU, JBC i FADZ. Na Śląsku jest też bardzo dużo zawodników malujących legalne graffiti. Ich wielogodzinne produkcje można spotkać w wielu miastach aglomeracji. Jeśli chodzi o kolejki – sytuacja jest bardzo ciężka. Mimo dość dużej ilości spotów, trudno jest cokolwiek zrobić na blachach ze względu na ochronę, która zatrudniają Koleje Śląskie. Służba Ochrony Kolei również nie śpi. Malarze napaleni na blaszki robią sobie nieraz nawzajem pod górkę, traktując się jako konkurencje.