Wspominamy „Siedem bram” Banity

Fotografia pochodzi z koncertu, który odbył się w lipcu 1998 roku z okazji otwarcia skateparku w Tychach. Na zdjęciu Kater i Tarr. Źródło: Archiwum polskiego beatu.

Razem z Katerem z Banity wspominamy pochodzący z 1997 roku singiel „Siedem bram”, który promował wydany w RRX-ie album Droga do gwiazd. Głos oddaje reprezentantowi Będzina: „Pomysł na tytuł zapożyczyliśmy z włoskiego horroru, którym wówczas się strasznie jaraliśmy. I to właściwie tyle, jeśli chodzi o ten film, bo treść kawałka z filmem ma niewiele wspólnego. Uznaliśmy, że każda z bram to najgorsze rzeczy, które towarzyszą nam w życiu – alkoholizm, gwałty, wojny, morderstwa, wszechobecna przemoc, narkotyki. Siódma brama jest podsumowaniem wszystkich bram. Tekst pisaliśmy dwa razy, bo już w studio okazało się, że wersy są zbyt długie i większość linijek poszła do zmiany. Pamiętam, że byliśmy tak bardzo zajarani procesem twórczym, że nie odczuwaliśmy zmęczenia – pisaliśmy po nocach, a z samego rana biegaliśmy do studia. Podczas pracy nad albumem zdecydowałem rzucić naukę w technikum. Uznałem wtedy, że płyta jest dla mnie najważniejsza. Do kawałka powstał teledysk, do którego stworzyliśmy scenariusz, ale niestety budżet był zbyt niski, by go zrealizować. Pojechaliśmy więc do Łodzi, gdzie miała swoją siedzibę firma „AVA Film”. Ta sama ekipa odpowiedzialna jest m.in. za „Czas przemija” Slums Attack i „Wspólną scenę”. Przyznam szczerze, że średnio pasowała nam opcja kręcenia scen na ulicach Łodzi, więc nasz wydawca ogarnął na szybko miejsce w małym teatrze. W magazynie znaleźliśmy kilka ciekawych dekoracji w mrocznym klimacie. Drugą sesję mieliśmy już w u nas, w Będzinie. Nigdy nie zapomnę tego dnia – z samiutkiego rana pod naszym blokiem zgromadziła się masa ludzi, no i nie mogło zabraknąć obserwatorek w oknach. Wiesz, na osiedlu działo się coś dziwnego (śmiech). Zdjęcia zaczęliśmy od amfiteatru w parku na Warpiu, skąd przenieśliśmy się z naszymi znajomymi i najbliższymi na kilka godzin do będzińskiego zamku. Nie mogło obejść się bez kwasów z operatorami, bo w pewnym momencie zaczęli trochę przesadzać ze swoimi komentarzami. Na całe szczęście nie doszło do większego konfliktu. Z czasem otrzymaliśmy na VHS-ie pierwszy montaż. Siedząc na telefonach (my w Będzinie, ekipa „AVA” w Łodzi) ustalaliśmy, jakie poprawki nanieść na klip. Numer cieszył się niemałą popularnością na naszych koncertach. Co tu dużo mówić – do dziś ludzie pytają o ten kawałek.

 


Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz