KPSN: Kawa na ławę

Bez żadnej kalkulacji, dyplomacji i gryzienia się w język. Szczera (momentami do bólu) rozmowa z KPSN -em, który w lutym dołączył do polskiego oddziału Def Jamu.

Zapewne wiele nauczyłeś się też od osób, z którymi do tej pory współpracowałeś.

Wiadomo, że wiele zawdzięczam Bonsonowi. Gdyby nie on, prawdopodobnie nie przełamałbym się w kwestii grania koncertów. Jestem mu wdzięczny, ale każdy leci swoim szlakiem, choć pewnie jeszcze coś razem stworzymy. Ostatnio wiele uświadomił mi Kuba Knap, z którym zrobiliśmy płytę w trzy dni, na bitach WorstCase’a. Ta współpraca odbyła się na totalnej zajawce, której mi ostatnio brakowało. Paliliśmy sobie szlugi na balkonie, coś nam wpadało do głów i po chwili mieliśmy o tym gotowy numer. Słuchałem niedawno moich zwrotek i, ku*wa, w końcu się wyluzowałem. Nie ma tam frustrata, który wiecznie ma z czymś problem. Potrzebowałem takiego kubła zimnej wody na głowę. Naprawdę jest na co czekać. Jestem dumny z wielu kooperacji. Wyobraź sobie gnojka, który śmiga sobie na kacu na festiwalu w Płocku i wita się z Małolatem, z którym ma wspólny vibe, jakby znali się od kilku dobrych lat. Małolat ostatecznie dograł mi się do numeru „Na klatę”, a ja zrewanżowałem mu się gościnną zwrotką na jego albumie „Transfer”. Pamiętam, że któregoś dnia miałem spięcie w pracy i nie mogłem odebrać telefonu. Moment później otrzymałem SMS-a o treści: „Siemanko, Erosik z tej strony. Przedzwoń do mnie w wolnej chwili”. Nie minęło wiele czasu, a ja już produkowałem utwór na „Elwisa Picasso”, no i fajnie. Cieszę się, że jednego dnia mogę słuchać ikon tej kultury, a drugiego robię z nimi muzykę. Podobną sytuację miałem z Włodim, który zadzwonił do mnie, kiedy stałem po prostu na przystanku. Nie ukrywam, że gdyby nie lokalni ludzie z mojego miasta, to też mój scenariusz mógłby wyglądać inaczej. Pozdrawiam wszystkich tych, którzy dobrze mi doradzali. Ja, jak to ja – część rad wysłuchałem, a część nie. (śmiech) Chciałbym też wspomnieć o składach z Zambrowa, których słuchałem – Vade Mori, ACW. Szkoda, że chłopaki już nie działają, ale wiadomo – rodzina, własne firmy, dorosłe życie. Zambrów leży zaledwie 80 kilometrów od Siemiatycz, więc czasami liścia na odległość potrafi mi sprzedać też Te-Tris. (śmiech) On umie z sensem wytłumaczyć mi naprawdę wiele rzeczy. Mimo tego, że nie znamy się przecież jakoś bardzo długo.

Cały wywiad znajdziecie tutaj.