Liczą się tylko winyle – rozmowa z Tomkiem Bojarem

Poznajcie Tomka Bojara – pasjonata i kolekcjonera winyli z Opola, który odpowiada za wydawanie płyt winylowych w Stepie i wytwórni QueQuality. Pogadaliśmy o przeszłości, teraźniejszości, ale i przyszłości. Jest o: Caliwayz Declaime, kulisach wydania Wszystko z dymem Włodiego, czy o tym, dlaczego zdecydował się ostatnio na wydanie producenckiego albumu Reda – Al-Hub.

fot. archiwum prywatne

Zacznijmy od początku – kiedy w twoim życiu pojawiły się płyty winylowe?

Moja przygoda z winylami zaczęła się w okolicach 2002 roku, gdy od lokalnego DJ-a URB kupiłem starą Unitrę (śmiech). Nie miałem wtedy jeszcze płyt z hip-hopem, a w kolekcji mojej babci były tylko bajki muzyczne – w tym moja ulubiona Tomcio Paluszek (śmiech). Jak tylko sprzęt stał na półce, to pobiegłem do jedynego sklepu w mieście (sklep muzyczny Step), w którym mogłem kupiłem pierwsze płyty. Były to: Square One – Mind. Body. Soul oraz  Declaime – Caliwayz . Po zakupie tych płyt, zaczęła się moja fascynacja tym nośnikiem. Prawda jest taka, że od początku mojej przygody z muzyką zawsze bardziej fascynowała mnie warstwa muzyczna niż same słowa. Lubiłem odkrywać różne smaczki – czytając książeczki z płyt cd, starałem się wyłapać kto z czego samplował, a później szukałem płyt tych wykonawców.  Wtedy nowe płyty w Opolu można było kupić  tylko w Stepie. Wszystkie pieniądze, jakie zarobiłem wydawałem na płyty. Po powrocie do domu, zawsze słyszałem to samo: „znowu płyty?!” (śmiech). Dzięki znajomości z chłopakami ze Stepu, miałem okazję poznać kilka osób, które handlowały używanymi płytami, kupowałem bardzo dużo funku, soulu i jazzu.

Polski rap przyszedł dużo później?

Polski rap zawsze był u mnie gdzieś z boku Większość moich znajomych słuchała tylko polskiego hip-hopu, nikt jednak nie kupował płyt winylowych. Druga sprawa to to, że tych wydawnictw też nie było specjalnie zbyt wiele. Dopiero od kilku lat coś w tym temacie ruszyło. Cieszę się, że jest zapotrzebowanie na ten nośnik. Płyty, które kiedyś katowałem, dziś mogę kupić na winylu. Jedną z takich produkcji jest krążek Dobra częstotliwość – Praktika.
Polskie płyty zacząłem kupować stosunkowo niedawno. Większość wydawnictw jakie posiadam to płyty, którymi się jaram. Większość polskich płyt, jakie posiadam to… rzeczy instrumentalne. Posiadam cały katalog z  Queen Size Records, bo to chyba moja ulubiona rodzima wytwórnia. Szanuję chłopaków za zajawkę, naprawdę robią kawał dobrej roboty. Pierwszą płytę, jaką miałem na półce z rodzimym rapem to płyta moich znajomych z Opola – Dinal i ich Kaseta Demonstracyjna. Z czasem  doszło jeszcze W strefie jarania i w strefie rymowania oraz album Metro – Antidotum. Z niecierpliwość czekam, aż komuś uda się wydać na wosku płytę Dizkreta IQ.

Co cię skłoniło do tego, by zacząć wydawać winyle z polskim hip-hopem?

Były to dwie rzeczy. Po pierwsze: zamiłowanie do tego nośnika, a po drugie: olbrzymią wagę przykładam do poligrafii, dlatego przy wydawaniu płyt staram się odświeżyć trochę grafikę i dodać kilka smaczków. Wiesz, poza tym, fajnie jest mieć na półce płyty, których po prostu lubię słuchać.

Jaki był pierwszy tytuł, w którym maczałeś swoje palce?

Pierwszą płytą, jaką miałem okazję ogarnąć, był  wydany w 2015 roku album Włodka – Wszystko z dymem. Z racji tego, że od zawsze byłem fanem dokonań Włodiego, przy okazji jego nowego wydawnictwa – oraz sukcesu, jaki odniósł album na cd – zaproponowałem chłopakom ze Stepu wydanie tego albumu na winylach. Pomysł spodobał się w Stepie, jak i samemu raperowi.. Na potrzeby tego wydawnictwa odświeżyłem delikatnie poligrafię, co nadało nowy charakter wydawnictwa. Płyty tłoczyliśmy wtedy w Czechach i… jak zwykle nie odbyło się bez problemów. Dwa tygodnie przed planowym wydaniem płyty, okazało się, że jest jakiś błąd i czas oczekiwania wydłużył się o kolejne dwa miesiące. Dodam tylko, że czekaliśmy już pięć miesięcy. Zrobiliśmy wtedy 500 egzemplarzy. Większość nakładu zeszła bardzo szybko. Sukces tego wydawnictwa oraz narastająca moda na takie wydawnictwa, skłoniła mnie do dalszej pracy.

A jaki miałeś wkład przy wcześniejszych winylach, które ukazały się w Stepie?

Prawdę mówiąc to stosunkowo niewielki, bo przy wcześniejszych produkcjach pomagałem tylko przy zleceniach na czeską tłocznię. Można powiedzieć, że wcześniej ogarniałem tylko logistykę.

Praca, przy której z płyt była dla ciebie największym wyzwaniem?

To była z pewnością praca przy płycie Quebonafide Ezoteryka. Kiedy płyta wychodziła na cd, chciałem z Lis Kulą zrobić coś naprawdę wypasionego. Zabrakło wtedy trochę czasu oraz możliwości technicznych. Przy wydaniu winylowym miałem większe pole do popisu i wolną rękę. Postawiono mi tylko jeden warunek – miałem tylko nie przeholować z kosztami (śmiech). Było sporo zabawy, bo chciałem w nietypowy sposób pokazać ilustracje Alka, który odwalił kawał kozackiej roboty. Cieszę się, że udało nam się zrobić coś więcej, niż tylko zwykłą książeczkę do płyty. Wiązało się to z zrobieniem kilku prototypów opakowań oraz poszukiwań odpowiednich materiałów. Nad kosztami nie do końca udało mi się zapanować, mimo tego QueQuality nie chciało przesadzać z ceną sklepową, robiąc w ten sposób ukłon w stronę fanów. Była to chyba jedna z niewielu płyt, przy których miałem totalnie wolną rękę odnośnie… wszystkiego. Zrobiliśmy 700 sztuk, które sprzedały się w bardzo szybkim tempie. Muszę tu nadmienić, że były wcześniej obawy ze strony wytwórni, że nakład jest zbyt duży (śmiech).

To niejedyny album, przy którym pracowałeś dla Quequality, prawda?

Tak, miałem okazję dla QueQuality zrobić jeszcze trzy inne albumy. Pierwszym był nielegal Quebo – Eklektyka. Do tego albumu nie mieliśmy właściwie nic, wszystkie materiały przepadły. Master zrobiliśmy od nowa na bazie cd, której… też nie mieliśmy, płytę podesłał nam jeden z fanów. Poligrafia została zrobiona na bazie pierwotnej okładki, ale opartej trochę na sukcesie Ezoteryki. Takie trochę znajdź różnice (śmiech). Płyt wytłoczyliśmy 600 kopii i rozeszły się w 15 minut. Chwilę później chodziły na allegro już za 500 zł. Sprzedaż tego albumu skłoniła QueQuality do wydawania płyt winylowych. Wydaliśmy razem jeszcze album Kartky’ego – Shadowplay oraz Deysa – Roku pora piąta. Przy płycie Daysa miałem okazję stworzyć całą poligrafię – z takich smaczków warto wspomnieć o tym, że na okładce jest… świecący w ciemności duszek (śmiech).

Z cały szacunkiem, ale odbiorcy muzyki Deysa czy rapera z Bytomia w ogóle nie kojarzą mi się z kupowaniem winyli. Nie obawialiście się, że te krążki okażą się sprzedażową klapą?

Wydanie Deysa i Kartky’ego było pomysłem wytwórni, ja nie śledziłem poczynań obu muzyków, więc nie zastanawiałem się nad tym. Faktycznie – nie były to strzały w dziesiątkę, ale daleko też tym krążkom do sprzedażowej klapy. Tak naprawdę ciężko jest stwierdzić czy wydawnictwo się sprzeda, czy będzie zalegać na regałach. Sporo albumów, które według mnie, mogłyby się szybko sprzedać… leżą na półkach do dziś. Czasami potrzeba czasu, żeby sprzedać nawet niewielki nakłady, bo – nie ukrywając – nakłady rzędu 300-500 sztuk są śmiesznie niskie.

Potrafiłbyś porównać wasze winyle do tych, które ukazują się chociażby w PolishVinyl czy Asfalcie?

Ciężko tak oceniać, bo na pewno nie jestem tutaj obiektywną stroną. Patrząc z perspektywy kolekcjonera: na pewno Asfalt oraz wydawnictwa spod mojej ręki wydawane są ciekawiej niż te, które ukazują się w PolishVinyl. Ale chłopaków trzeba pochwalić za tytuły, jakie wyszły spod ich ręki. Na pewno na bardzo wysokim poziomie stoją płyty z Queen Size Records.

Nad czym w tej chwili pracujesz?

Uruchomiliśmy kilka dni temu sprzedaż albumu Reda – Al-Hub. Zawsze chciałem mieć ten krążek na winylu, jest to jedna z najlepszych płyt producenckich, jakie ukazały się w Polsce. Chwilę musiałem powalczyć o prawa do tego tytułu, ale było warto. Premiera zaplanowana jest na początek listopada. Pracujemy jeszcze nad tym, by puścić w tym roku dwa winyle od Palucha i coś od Słonia.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz