Daniel Drumz, Groh i Eldo wspominają „Kraktown”

Junoumi Records to jedna z tych wytwórni, która spowodowała, że postanowiłem coraz częściej sięgać do kieszeni po pieniądze i wydawać je na polski rap, ten na wosku. „Muzyka klasyczna”, „Zamach na przeciętność”, „Młoda fokka” czy „Ostatni track” – to tylko kilka tytułów, które widnieją w katalogu wydawniczym warszawskiego labelu. Niestety, kilka lat temu Groh postanowił odłożyć na później (oby) wydawanie polskiego hip-hopu i mocniej zaangażował się w pracę przy wytwórni U Know Me (w samym 2016 roku ukazało się aż 10 winyli). Ponadto zdecydował się ostatnio reaktywować (po 4 latach ciszy) oficynę Funky Mamas And Papas. Dziś jednak ani o U Know Me Records, ani o FMAP. Przypominam za to, i to w doborowym towarzystwie, siódemkę „Kraktown”, wydaną w lipcu 2010 roku.

Numer powstał z myślą o klubach. Jego pierwszy szkic graliśmy ze znajomymi na długo przed premierą. Sprawdzał się dość dobrze i w zasadzie właśnie dlatego zacząłem myśleć o tym, że warto byłoby go wypuścić oficjalnie. Padło na nazwę „Kraktown”, ponieważ tak nazwany był szkic, który graliśmy w klubach – kraktown.mp3 – była to nazwa robocza, która została do końca. Oczywiście chodziło o nawiązanie z jednej strony do Krakowa, a z drugiej do wytwórni Motown. Pamiętam, że przy jednej z wizyt Jima w Krakowie spotkaliśmy się na sesję, żeby nagrać dodatkowe piano i syntezatory. Doszło też solo na organach. Druga strona singla to już osobna historia. Kiedyś, po jednym z koncertów Eldo, siedzieliśmy w pokoju hotelowym i słuchaliśmy różnych rzeczy z mojego laptopa. Nagle wyskoczył „Kraktown” i Leszek stwierdził, że nawinąłby coś pod taki bit. Uznaliśmy, że byłoby ciekawie, jakby na winylowym singlu znalazła się również alternatywna wersja z rapem – mówi Daniel Drumz.

Siódemka „Kraktown” ukazała się tak dawno, że już nie pamiętam zbyt wielu okoliczności związanych z wydaniem tej płyty. Pamiętam, że najpierw pojawił się bit, a dopiero potem pomysł z dograniem się Leszka. Numerowaliśmy wszystkie winyle ręcznie, co było sporym wyzwaniem i dość nowatorskim podejściem do wydawania wosku. Format płyty był mało hiphopowy, ale wtedy Daniel Drumz grał jeszcze funk, więc jak najbardziej siedem cali wpisywało się w ten funkowy bit. Zresztą, na winylu jest też wersja instrumentalna i liczyliśmy na to, że znajdą się słuchacze, którzy będą woleli wersje bez rapu , nie myliliśmy się, bo byli i tacy – tak pracę nad siódemką wspomina Groh, właściciel wytwórni Junoumi Records.

Niewiele mogę o tym kawałku powiedzieć, bo i niewiele pamiętam. W każdym razie, słyszałem rzeczy, które tworzył wtedy Daniel i molestowałem go, żeby coś dla mnie wyprodukował. Zazwyczaj z takiego molestowania nic nie wychodzi, tym razem jednak jakimś cudem udało mi się go namówić na położenie na tym wokali – wspomina Eldo.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz