Wywiad: Zorak

Wywiad: Zorak

Gdy sześć lat temu był podirytowany graniem za zwroty, postanowił zadzwonić do Ostrego z propozycją wspólnego koncertowania. Teraz pracuje nad kolejną solową płytą i uważa, że ten jeden telefon całkowicie wywrócił jego życie. W rozmowie Zorak opowiada o: ekipie NTK, współpracy z firmą Mass, Spinachem i organizacji festiwalu „Hip-Hop Arena”.

Pamiętasz w jakich okolicznościach dołączyłeś do ekipy NTK?

Tak, pamiętam doskonale. Byłem 14-latkiem i chciałem dołączyć do ekipy mojego brata Kliforda. Niestety różnica wieku spowodowała, że nie zawsze mogłem uczestniczyć w spotkaniach. Bardzo chciałem rapować i beatboxować pod szyldem NTK. Rok później, gdy Entero zobaczył moje projekty graffiti, włączył mnie do ekipy. Z upływem czasu udzielałem się muzycznie w rożnych miejscach. Pierwszy rękę wyciągnął do mnie Spinache – nagraliśmy dwa wspólne utwory i w zasadzie tyle, nie było żadnej kontynuacji. Ludzie zaczęli mówić o moich bitach, rapach, i tak NTK przekonali się do mnie. Zaczęliśmy wspólnie działać. Nie wiem, czy byłbym tu, gdzie jestem, gdyby przyjęli mnie od razu.

Dlaczego Twoja współpraca ze Spinachem ograniczyła się tylko do dwóch kawałków?

Spinache wtedy pracował nad swoimi rzeczami, czekałem na paczkę kolejnych bitów, lecz trafiłem na moment, kiedy coś było nie tak z jego MPC. Tak sobie teraz myślę – może po prostu Paweł zajarał się bardziej moim beatboxem, niż rapem (śmiech). Mimo to dał mi napęd na przyszłość i zajawka trwała.

Osobiście bardziej stawiam na to, że faktycznie był zajęty swoimi rzeczami (śmiech). W tamtym czasie miał przecież dużo na głowie, wiesz Obóz Ta, Thinkadelic, kariera solowa. Ale zostawmy Spinacha. Słuchaj, jesteś w stanie obiektywnie powiedzieć, ile NTK znaczyło wtedy na łódzkiej scenie?

Serdecznie pozdrawiam Pawła! Co do obiektywnej oceny NTK, mogę przytoczyć jeden przykład. Trzy lata temu, idąc do Tomiego na Retkini, usłyszałem jak grający w piłkę 15-letni ziomale wykrzyczeli „tylko prawdziwy skurwysyn z Łodzi może strzelać w poprzeczki”. Nie, nie jestem w stanie obiektywnie ocenić, ile znaczyło NTK. Dla niektórych znaczy bardzo dużo, a jest nas niemało.

Trafiłem niegdyś na informację, że do NTK wdarł się poważny konflikt i doszło do przetasowań w szeregu grupy.

Konfliktów, jak to w rodzinie, było mnóstwo. Ludzie dochodzili do grupy, odchodzili, ale NTK działa od ponad 18 lat. Więc nie ma się co dziwić. Najlepszym dowodem na to, że wciąż działamy, jest festiwal „Bronx”, który odbył się w Łodzi z końcem października.

Kiedy w Twoim muzycznym życiu pojawił się Ostry?

To było w roku 2000. Zaczynałem wtedy współpracę z firmą odzieżową Mass Denim (wkręcił mnie tam Spinache). Z „Massami” działał też Entero, jeździliśmy razem na Teofilów, do magazynów po ciuchy i omawiać rożne patenty. Przy drugiej wizycie, Kuba (Entero) zabrał mnie do Ostego. Pamiętam, że nagrałem u niego track. Dziesięć lat później siedziałem w domu i rozmyślałem, co tu zrobić ze swoim życiem – jeżdżenie i granie po Polsce za zwroty, czy piwo było już irytujące, więc postanowiłem zadzwonić do Ostrego i spytać, czy mógłbym z nim jeździć na koncerty. Od Adama usłyszałem: „Stary, właśnie o tym ostatnio myślałem, musimy się spotkać”. Ten jeden telefon zmienił moje życie (śmiech).

Dość konkretne pytanie zadałeś Ostremu (śmiech). A w firmie Mass, czym konkretnie się zajmowałeś?

Wybieraniem ciuchów dla mnie i moich ziomów. Mass pomagał mi też w organizacji imprez, wiesz, same przyjemne rzeczy (śmiech).

Rzeczywiście, robota marzeń (śmiech). Wspomniałeś, że grałeś koncerty za praktycznie darmo. Domyślam się, że na większości tych koncertów frekwencja nie porywała. Jak czerpać radość z takich wydarzeń?

To był super czas, serdecznie pozdrawiam chłopaków z Massa.  Co do koncertów, jaki byłby sens, gdybym jeździł na koncerty, gdzie nie ma ludzi i pieniędzy? Oczywiście pokazywałem się tam gdzie było mnóstwo ludzi, największe imprezy i największe festiwale. Wtedy w Łodzi kluby pękały w szwach.

Zabrzmiało dość ironicznie.

Nie, dlaczego? Na największe festiwale też można jeździć za zwroty. Od bekstejdżu to wszystko wygląda nieco inaczej, nie było tu ironii.

Skoro jesteśmy już przy festiwalach. W 2011 roku w Łodzi odbył się festiwal „Hip-Hop Arena”, na którym zagrali między innymi Epmd. Wasza ekipa pomagała w organizacji tego festiwalu?

O.S.T.R. był dyrektorem artystycznym „Hip-Hop Areny”. Ja dostałem jeden dzień. Zorganizowałem „Soundbusters Challenge”, czyli dzień beatboxowy. Zaprosiłem m.in. Dub-Fxa, Killa Kele i parę osób z Polski. Była bitwa beatboxowa, koncerty, a finałem był mega koncert z chórem The Gospel Time, poświęcony naszemu bratu – świętej pamięci Bronkowi. Wpadło 1500 osób, z tego co słyszałem, tego dnia była największa frekwencja na festiwalu (trwał trzy dni). Najgorsze było to, że ochrona przeszukiwała nawet moją Babcię, czy nic nielegalnego nie wnosi (śmiech). Do tego, w ten sam dzień musiałem jechać na koncert Tabasko do Warszawy, czyli musiałem poradzić sobie z jednym dniem festiwalu i koncertem 120 km dalej, prawie się udało…

Jeszcze w 2011 roku dołączyłeś do ekipy Tabasko, co zaowocowało między innymi albumem „Ostatnia szansa tego rapu”, wydanym rok później.

Do ekipy dołączyłem po wcześniej wspomnianym telefonie do Ostrego. Zabrali mnie na pierwsze pięć koncertów i dostałem możliwość występowania z Tabasko. Po dwóch latach chciałem dołożyć więcej, więc powstał pomysł płyty. Dzięki temu mój udział w koncertach nie ograniczał się już tylko do beatboxu. Płytę nagraliśmy w Amsterdamie u Killing Skills. Fantastyczny czas, spędzony z zajebistymi ludźmi. Jako że Adam gra masę koncertów, musieliśmy to skondensować do czterech, trzydniowych wyjazdów. Większość czasu pracowaliśmy pełną parą. Do tego nagrywałem też swoje kawałki na solo. To był dosłownie ponad trzyletni trip po całej Europie z największymi zajawkowiczami, jakich poznałem. To wszystko to temat na książkę, grubą książkę.

No właśnie, Twoja solowa płyta – porozmawiajmy o niej. Złośliwi mówią, że gdyby wziąć Ci bity Ostrego i Killing Skills, płyta przeszłaby bez echa. Co Zorak odpowie takim ludziom?

Dziękuję, że poświęciliście czas, by to sprawdzić. Killing Skills mają tyle produkcji, że na bank starczy dla tych, którymi się jaracie.

 A Ty jak oceniasz odbiór tego krążka w środowisku?

Ja się spotkałem z pozytywnym odbiorem. Lecz uważam, że największym błędem jest to, że ta płyta nie jest w większości beatboxowa. Z takimi opiniami się często spotykałem. Spokojnie, nadrobię to płytą, nad którą obecnie pracuję.

Temat nowej płyty. Powiedz coś więcej o tym krążku.

 Nagrywam ją od marca, bez spiny i niepotrzebnego stresu. Nagrywam u Sokala w studio Overhood. Płyta będzie głownie beatboxowa. Pojawią się rożni goście, z rożnymi dźwiękami. Jestem bardzo zajarany pracą, bo miałem półtora roku przerwy w tworzeniu swojej muzyki (całe siły skierowałem na „Impro Atak”). Działam teraz w teatrze Nowym – robię muzykę do różnych spektakli, mamy cykl nagrywania utworów i klipów, promujących spektakle, więc w skrócie „Nowy Zorak”.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz