Wywiad: Arkadiusz Deliś – część 2

Druga część wywiadu z Arkadiuszem Delisiem. Zapraszam serdecznie!

Ok, to tyle jeśli chodzi o Marcina Flitna, chciałem teraz zapytać o drugiego dziennikarza… Dobry Piotrek.

Tak, Dobry Piotrek, o którym słuch już chyba zaginął. Często do mnie przychodził. Dałem mu kiedyś do zrecenzowania, przed premierą, płytę Pezet/Noon, a on wpuścił ją do sieci. Dla mnie takie zachowania są żenujące, tym bardziej, że na początku się wypierał. Później okazało się, że jednak jest to prawda. W tym momencie był dla mnie skończony, bo nadużył mojego zaufania. Szkoda, ponieważ uważałem go za „dobrego” chłopaka (śmiech) Pamiętam, że stworzył później pisemko, które nazywało się „Blek”, ukazały się bodaj trzy numery i pismo zakończyło swój żywot. Pamiętam jak kiedyś skompromitował się na forum hip-hop.pl, gdzie wypisywał jakieś straszne głupoty (nie wiem, być może pisał to po pijaku) a propos „Bleka”, zjedli go wtedy hejterzy. Dobry Piotrek, niezłe pióro, ale nie można robić takich rzeczy, że puszcza się w sieć płytę przed premierą olewając ciężką pracę sztabu ludzi. Słaba akcja.

Poruszmy teraz temat Krzysztofa Kozaka i założenia firmy RRX.

Krzysiek założył RRX w Poznaniu. To było już po tym, gdy chodził w garniturze i został członkiem Amway. Czaisz? Wchodzę do jego domu w Swarzędzu, a tam na lustrze i wszędzie jakieś hasła typu „Rozpocznę ten dzień z miłością w sercu”. Totalny odlot (śmiech).
Raz mnie nawet zabrał ze sobą do Łodzi, żebym zobaczył zlot amwayowców, przyjechał wtedy ich jakiś guru z Ameryki…
Wracając do tematu – pomogłem Kozakowi tylko zrzucić łatkę kolesia, który wydaje chłam. Umówmy się, takie rzeczy jak już wspomniany Mad Rappaz to był rap drugiej-trzeciej ligi. Kozak miał zawsze ambicję, by zrobić coś z warszawską sceną, bo wiadomo, że była ona bardzo silna. Miał finansowe kłopoty w Poznaniu, narobił długów u majorsów prowadząc hurtownię, w drukarni wisiał za Klan, ścigali go ludzie za jakieś wierzytelności, jednym słowem narobił sobie mówiąc po poznańsku gnoju. Zawsze mi tłumaczył, że kiedyś wszystko ureguluje… Przeprowadził się więc do Warszawy, w pewnym sensie można to nazwać ucieczką. Pomagałem mu jak już wspomniałem tylko na początku. Nie miałem później już z tym nic wspólnego, bo nasze drogi się rozeszły. Nasza współpraca trwała bodaj do wydania płyty „Trzy” Wzgórza Ya Pa 3. Pamiętam after party, które zrobiłem po koncercie promocyjnym płyty „Trzy” (śmiech). Kozak jakby przeczuwając co się będzie działo wolał profilaktycznie w tym nie uczestniczyć i pojechał do żony zostawiając mi wszystko na głowie.
After odbył się na ulicy Elektoralnej, gdzie Krzysiek wynajmował dwa pokoje. Przewinęło się tam mnóstwo osób – między innymi Molesta i Zipy. Po 10 minutach miałem dosyć – jedno słowo pasowałoby tu idealnie – szarańcza. Nagle zjawiło się chyba z 50 osób i co minutę dzwonił domofon, że są następni. Opiszę kiedyś co wydarzyło się ze szczegółami, ale uwierz – trudno mnie czymś zaskoczyć a tu…działy się rzeczy z pogranicza hard porno i totalnej libacji.
Było to, chyba, najdłuższe 45 minut w moim życiu, bo tyle trwała impreza (śmiech)
W pewnym momencie podszedłem do Wojtasa i dialog wyglądał tak: „ja stąd zaraz wychodzę”, na co Wojtas: „świetnie Arku, jest zajebisty melanż, dzięki za miejscówkę i alko”. Dodałem tylko: „dobrze, ale ja tutaj przychodzę jutro rano, podliczamy straty, bo na pewno jakieś będą, sądząc po ekspresji wszystkich tutaj zgromadzonych i rozliczymy się z Waszego honorarium za płytę”. Wiadomo jaka była reakcja Wojtasa: „nie, no nie!!!”. Mówię do niego: „masz do wyboru, daję Wam wszystkim 20 minut na wyjście i przenosicie się z melanżem w inne miejsce, albo ja wychodzę”. Oczywiście bardzo szybko wszyscy się zmyli pozostawiając pobojowisko. To była naprawdę bardzo hardkorowa impreza, na której notabene Sokół puszczał swoje rzeczy z „jamnika”. Tak…faktycznie – to było najdłuższe 45 minut w moim życiu (śmiech).

Temat Cameya – swego czasu mieliście, chyba, ze sobą nie po drodze…

Maciek Sierakowski to fajny gość. Mieszkał w Gnieźnie, miał swoje studio, gdzie między innymi nagrywał Peja. Jak go poznałem handlował okularami przeciwsłonecznymi nad morzem.
Ale Tobie pewnie chodzi o to, że jego ludzie mnie kiedyś poturbowali (śmiech)?

No, też.

No i widzisz, to jest właśnie śmieszne. Inni stosują takie zagrywki jak wysyłanie ludzi, którzy próbują cię nastraszyć, a to ja jestem nazywany przez niektórych tym „złym gościem” (smiech).
W życiu nie przyszło by mi do głowy, że Camey, który chciał się rozliczyć ze mną za kawałek, już nawet nie wiem jaki, zadzwoni do mnie i powie: „słuchaj Arek, nie będzie mnie w Warszawie, ale mój pracownik da Ci pieniądze”. Zadzwonił do mnie jego kolega, słynny choćby z jednej okładki Nagłego Ataku Spawacza, dość szeroki (śmiech) i umówiliśmy się w okolicach Teatru Wielkiego. Przychodzę na miejsce, gdzie stało już Audi z podciemnianymi szybami i kierowca mówi bym wszedł na tylne siedzenie żeby się rozliczyć. Wchodzę, a tu nagle pojawia się dwóch łysych grubasów, którzy siadają ze mną w tym samochodzie. W aucie siedziało pięć osób – cztery osoby od Cameya i ja z tyłu przy oknie (śmiech). Notabene zrobili to mało profesjonalnie, bo na początku chcieli mnie wziąć w tzw. kleszcze. Czyli dwóch karków po bokach i ja w środku.
Nagle jeden z nich pyta mnie, czy to prawda, że ja podkupuję Cameyowi artystów.

Brzmi jak scenariusz filmu amerykańskiego (śmiech).

No tak. Pamiętam to doskonale, bo byłem wtedy zszokowany. Pytam: „podkupuję artystów? Przecież mój jeden zespół sprzedał więcej płyt, niż cała wytwórnia Cameya, więc o czym mówisz?”. Dostałem odpowiedź, bym nie był taki cwany. Poprosiłem go, by przedstawił jakieś fakty. Dzień wcześniej byłem na imprezie, bodaj z zespołem Snuz (Aśka, Sobota, Seba i Twister) gdzie rozmawiałem z dziewczynami, które śpiewały z Parafunem. Zaproponowałem im, by przesłały demo. Na imprezie był też Dj Kostek i chyba on powiedział o tym Sierakowskiemu.
Okazało się, że Camey chciał je wydać i tak naprawdę cała sytuacja poszła o te dwie dziewczyny. Powiedziałem „cameyowcom” w tym aucie, że nie mają racji, nikogo nie chcę podkupić. Nagle w aucie zrobiła się cisza i padają słowa: „no bo wiesz, jeśli Ty pomożesz nam, to my pomożemy Tobie”. Odpowiedziałem, że nie wymagam od nich żadnej pomocy i znów nastała cisza. Atmosfera w samochodzie zrobiła się naprawdę gęsta. Nagle jeden z tych kolesi nie wytrzymał i dał mi plaskacza. W tym momencie zeszło ze mnie całe napięcie i pomyślałem, że to co się dzieje jest niemożliwe, że to jakieś science fiction. Mówię do kierowcy: „słuchaj, nie wydaje mi się, żeby Twój szef (Camey) był zadowolony, że dostałem przed chwilą plaskacza od Twojego kolegi”. Któryś z nich w tym momencie powiedział „to co kończymy?”. Powiedziałem: „nie, nie, nie, przyjechałem tu po swoje pieniądze za kawałek, więc wyskakuj teraz z trzech tysi, a ja Ci daję podpisaną umowę”. Nagle wyjął 3000zł, dał mi je i powiedział „do widzenia”, a ja wyszedłem (śmiech).
Surrealizm totalny. Słuchaj, oglądałem film o Paktofonice i tam jest dużo śmiesznych scen, w sensie nieprawdziwych ale ta wydarzyła się naprawdę. Zadzwoniłem później do Cameya i zapytałem co odpierdala, robimy razem interes, a on nasyła na mnie ludzi, dostałem w twarz. Camey oczywiście wszystkiemu zaprzeczył i powiedział, że to niemożliwe. Powiedziałem mu: „Uwierz, że tę historię będę opowiadał wszystkim”, co niniejszym czynię. (śmiech). Oprócz tej jednej historii, nic mnie złego z Cameyem nie łączy. On był zawsze fajnym, uśmiechniętym facetem. Nie wiem nawet co teraz robi, chyba wydaje jakiś dance.

Zostańmy przy wytwórniach. Czy to prawda, że pomogłeś Remikowi rozkręcić wytwórnię UMC?

Tak. Remik założył sobie wytwórnię i jego pierwszym wydawnictwem był Owal/Emcedwa „Rapnastyk”. Dla mnie to było słabe, bo brzmiało jak demówka, których ja wtedy otrzymywałem tysiące. Remik mnie zapraszał do swojej siedziby, która na początku miał w sklepie muzycznym, gdzieś w piwnicy. Ja z Poznaniem miałem wtedy dużo wspólnego, bo mieszkał tam mój syn i często się tam pojawiałem. Byłem z Remikiem na paru imprezach. Gural i Peja mieli wtedy gdzie wydawać płyty więc on zajął się wielkopolskimi raperami z niższej półki, co było nawet fajne. Udzielałem mu rad, jak prowadzić wytwórnię, potrafił do mnie zadzwonić i rozmawialiśmy po dwie godziny. Miałem wiedzę jak prowadzić firmę muzyczną dzięki pracy w Sony Music. Co prawda, byłem w dziale handlowym, ale miałem kolegów np. w dziale promocji, zawsze się tym interesowałem.
Muzyka jest moją pasją od dziecka, od tego powinniśmy zacząć ten wywiad, nie wyłącznie hip-hop, a dobra MUZYKA. W dzieciństwie słuchałem Beatlesów z kaset Stilon Gorzów i od tego się zaczęło (śmiech)
Przekazywałem Remikowi tę wiedzę, dałem parę kontaktów – posłuchał się mnie w paru sytuacjach, a później stworzył tego potworka, który wydawał hip-hopolo. To, że nastąpił taki zalew muzyki wydawanej pod szyldem UMC, niedobrze zrobiło polskiemu hip-hopowi. Hip-hopolo to był też taki kamyczek do ogródka mojego ogólnego zniechęcenia. Media zaczęły uważać, że artyści z wytwórni UMC to prawdziwi hip-hopowcy…

Później jego wytwórnia zmieniła nazwę na My Music. Fajni artyści do niej dołączyli – Eldo, Abradab, Indios Bravos. Pamiętam jak Eldo musiał się tłumaczyć, że wstąpił w ich szeregi. Tłumaczył to tym, że dostał po prostu najlepsze warunki…

Najlepsze warunki, masz też przykład o co chodzi. „Rozwój kosztuje, to nie sklep wolnocłowy…” (śmiech) Najlepsze warunki równa się…

Wiadomo, najlepszy hajs. Ok, znów co do Twoich konfliktów (śmiech), chodzi mi o producenta o ksywce Dena. Co się z nim w ogóle dzieje?

Nie mam pojęcia co się z nim dzieje i nie wiem czy kogokolwiek takie rzeczy będą interesowały. Nikt w dzisiejszych czasach nie wie kim jest Dena (śmiech). Ale nie ma problemu, mogę Ci opowiedzieć jak było. Chłopak wziął ode mnie zaliczkę na konkretną płytę i się po prostu nie wywiązał z umowy. Ja machnąłem na to ręką w pewnym momencie i koniec. Wtedy mnie to bardzo zdenerwowało, a teraz się z tego śmieję. I tenże Dena później mówił w jakimś wywiadzie, że jestem nie w porządku. On akurat był ostatnim gościem, który powinien się na ten temat wypowiadać. Dena, fajny producent, wyprodukował cały album Elemera i kawałek „Te słowa” Eldo.

Byłeś chyba niezadowolony z tej płyty.

Z Elemera? Uważam, że ta płyta została wydana za szybko, nie była dopracowana. Jedyna płyta z mojego katalogu, z której nie jestem w sumie zadowolony.

Przejdźmy powoli do wytwórni T-1. Prawda to, że niektórzy raperzy nie czytali umów?

Wydaje mi się, że oni czytali umowy, przecież to są inteligentni ludzie. Dlaczego mieliby nie czytać? Chodzi Ci pewnie o „Popcorn”, tak?

Nie, o „Popcorn” zapytam Cię później. Pytam ogólnie, czy jest to prawda, że artyści nie czytali umów. Skoro mieli później do Ciebie jakieś pretensje o to, że nie rozliczałeś się z nimi, to chyba musieli tych umów nie czytać, albo nie czytali ze zrozumieniem?

Słuchaj, jakie „nierozliczenia”? To też mnie śmieszy. Żaden z raperów nigdy w życiu (oczywiście oprócz Peji, o którym zaraz pewnie będzie mowa) nie powiedział, że ja się z nim z czegoś nie rozliczyłem. Więc nie wiem o co chodzi, to kolejna plotka, która krąży na mój temat. Poza tym jak już się przekonał Peja, do dziś trzymam księgi handlowe z tamtych czasów, co poniekąd uratowało mi dupę (śmiech).

Ok. Żyjemy w czasach, gdzie raperzy, ale i słuchacze troszeczkę wyluzowali. Wydaje mi się, że gdyby album Świntucha ukazał się w 2015 roku, to większość odbiorców słuchałoby go z niemałym zaskoczeniem i odbiór były różny. Jak w takim razie ten materiał odebrany został w 2000 roku? Wiem, że to przy 2 Live Crew jest niczym (śmiech).

No właśnie. Powiem Ci tak, odbiór był straszny (smiech)

Wiesz, nie znam Tymona osobiście, ale jest on ostatnią osobą, po której spodziewałbym się takiego albumu.

Dlaczego? Każdy z nas lubi sex, ja nawet bardzo (śmiech). Pomysł na ten koncept album był bardzo fajny. Początkujący producent Magiera zajął się bitami. Tymon napisał świetne teksty, w których ani razu nie użył „R”. Jedyne użyte „R” na tej płycie to te, użyte przez innych raperów. Tymon nie wymawia zbyt dobrze tej litery, mówi mniej więcej jak Francuzi (śmiech) Odbiór był taki sobie, niektórzy się z tego podśmiewali, inni nie związani z hip-hopem byli zajarani. Tomasz Raczek napisał bardzo fajny artykuł we „Wprost”. BMG było wtedy naszym dystrybutorem i chcieliśmy zrobić duży szum wokół tej płyty. To nam się udało, ale nie chcieli nigdzie puszczać singli z tego krążka. Zazwyczaj jest tak, że albo coś trafia w swój czas albo nie, ta płyta miała być jakimś novum i można powiedzieć, że była, ale publiczność zupełnie nie była przygotowana na teksty o zbyt dużym penisie czy ataku na bank spermy (śmiech). Dziś, moim zdaniem, byłoby zupełnie inaczej. Płyta przeszła praktycznie niezauważona. Opowiem Ci fajną historyjkę, którą już opisałem na stronie swojej firmy www.t1-teraz, ale być może nie każdy ją czytał.
Pojechałem do Szczecina, do Aśki Tyszkiewicz, do radiowej audycji. Aśka zrobiła ze mną wywiad i puściliśmy dwa kawałki. Głosy oburzenia były straszne,
Aśka się wtedy mocno przestraszyła, myślała, że wyrzucą ją z rozgłośni (śmiech).

Jak w szeregi wytwórni wszedł Eis? Czy to prawda, że album na początku miał nazywać się „Napad na bauns”?

Tak, tak miał się nazywać. To był taki etap, wtedy baunsowy. „Baunsuj dziwko, baunsuj” – często pojawiał się taki tekścik na różnych imprezach (śmiech).

Hardkorowa Komercja.

Hardkorowa Komercja, hawajskie koszule itd. Mi się to nigdy nie podobało. Uważałem to za obciach. Zawsze mi się chciało śmiać z Onara i Borixona w wersji Hawaje, koks, dziwki i alko. Z drugiej strony widzisz, Borixon jest konsekwentny – teraz jest w Gangu Albanii. Konsekwencja godna pochwały. Cenię ludzi, którzy są konsekwentni. Borixon – cały czas podobna bajka tylko outfit juz inny (śmiech).
Eis jako Aes rymował na płycie Grammatik „Światła miasta”. Wiadomo, byli w jednej ekipie – kumplowali się, spędzali ze sobą czas i siłą rzeczy Eis przyszedł do T-1. Z kolei Eis do wytwórni przyprowadził Mesa. Najpierw w wytwórni był Elemer – Eis i Dena, później Eis stwierdził, że chce wydać solówkę. Zaczęliśmy się kolegować, praktycznie codziennie u mnie bywał. Naprawdę dużo rozmów ze sobą odbyliśmy. „Zarobię milion przed trzydziestką, albo zdechnę w jakimś Tesco”? tak to leciało? (śmiech)

Do dzisiaj macie ze sobą kontakt?

Nie, ale ja się nie dziwię. Eis zrywając z hip-hopem, odciął się od wszystkiego. Zrobił dokładnie to co ja.

Widziałem go z dwa lata temu na imprezie z Noonem.

No widzisz, pewnie się spotyka czasem z kimś ze środowiska. Na fejsie Sokoła, widziałem kiedyś, że pili razem wódkę (śmiech) Ma pewnie do tego jakiś stosunek sentymentalny. Przynajmniej wygrał tym, że płyta jest teraz kultowa, a wtedy sprzedało się jej może około 7000.

Chciałbym teraz porozmawiać o oświadczeniu Noona, związane ze sprawą w „Popcornie”, które publikowaliście w „Klanie”. (Oświadczenie Noona, o którym mowa w wywiadzie znajdziecie na samym dole, kliknij na zdjęcie by je powiększyć;)

Wszystko, co jest napisane w tym oświadczeniu, to prawda. Widzisz, to też jest śmieszne. „Klan”, czyli magazyn wydawany przeze mnie drukuje oświadczenie Noona. No to też coś tu jest nie tak. Jeżeli byłbym takim chujem, to przecież nigdy bym tego nie wydrukował u siebie w gazecie i to na jednej z pierwszych stron. Gdzie on by to wydrukował? Może w „Ślizgu”, bo „Ślizg” wtedy miał na mnie totalną spinę. Pamiętam, że jak później rozmawiałem z Kowalem, to nagle okazało się, że nie ma żadnego problemu i możemy sobie normalnie dyskutować. Wydaje mi się, że te wszystkie wymysły i plotki są autorstwa Krzyśka Kozaka, podpuszczającego Toeplitza, który zawsze miał marzenie zostać raperem (wydał nawet płytę). Krzysiek był tego typu facetem – rzucał plotę i sprawdzał jaki będzie tego odbiór.

Potrafi manipulować ludźmi?

Tak, tylko, że się sam zamanipulował na śmierć – zawodową. Tak to ujmę (śmiech).
Nawet mi go trochę teraz szkoda. Ale wiesz, karma zawsze wraca – a w jego przypadku zbyt dużo było ZŁA.

Odejście Pezeta, Noona i Grammatika z T1-teraz. Ta sprawa jest powiązana z aferą „Popcornu”, czy są to dwie osobne sprawy?

Wydaje mi się, że to wszystko było pokłosiem „Popcornu”, oczywiście. W tym oświadczeniu, które mi pokazałeś Noon wyraźnie pisze, że „Popcorn” się UKAŻE, czyli poinformowałem o tym chłopaków. To nie jest tak, że ja zrobiłem to w tajemnicy przed nimi, inna sprawa, że decyzję podjąłem sam, jako wydawca, nie konsultowałem się z nimi. Oczywiście przyznaję, że to był błąd, i to błąd, za który wszyscy zapłacili. Umówmy się – czy Grammatik, jak ode mnie odeszli, nagrał płytę, którą można porównać do „Świateł miasta”? Nie nagrał. Noon zniknął ze sceny na kilka ładnych lat. Na dobrą sprawę tylko Pezet cały czas sobie radził, ale Pezet zawsze miał na wszystko, mówiąc wprost, wyjebane i na końcu zachował się z nich wszystkich najfajniej. Kibicuję mu teraz by wrócił do zdrowia, bardzo lubiłem jego rap. Paweł – zdrowiej!
Wracając do sprawy.
Pamiętam, były wtedy negocjacje dotyczące odejścia, oni w pewnym momencie zachowali się słabo, ponieważ wzięli jakiegoś młodego prawnika, który ich reprezentował. Jakbyśmy nie mogli tego obgadać sami. To mnie strasznie rozczarowało. Owszem, oni mieli prawo mieć pretensje, że samodzielnie podjąłem tę decyzję. Ale sorry – wszystko polega na rozmowie, a nie grożeniu. Nie chcę tego też specjalnie teraz rozgrzebywać, zostawię to sobie na inną okazję. Ja zachowałem się źle, ale oni nie lepiej. Efektem rozmów było to, że chętnie się z nimi rozstałem. Naprawdę nie spodziewałem się takiego końca, w pewnym sensie był to dla mnie cios. Dodam tylko, że każdy z nich dostał kasę za ten Popcorn.

No dobrze, ale nie spodziewałeś się tego, że po tym ruchu, jaki uczyniłeś…

Wiesz co, nie spodziewałem się. Dzisiaj podobna sytuacja byłaby jedną z wielu. Ja zawsze chciałem, by ta muzyka docierała jak do najszerszego grona odbiorców. Dla mnie wydanie NASZEJ płyty dla szerokiego grona fanów, dzisiaj powiemy, że to gimby, było czymś dobrym. Z czego raperzy dzisiaj żyją, jak nie z gimbów? Może jest jeszcze jakiś sentymentalny procent odbiorców po 30, ale większość to młode osoby. Ja, de facto, znowu przekroczyłem wtedy jakiś Rubikon, który dzisiaj jest standardem. Zobacz, jak to się wszystko fajnie składa – wydawałem płyty, które nie trafiały w swój czas, przełamywałem bariery, a dostałem za to zjebę od tych ludzi.

Czyli od tamtego czasu Twój kontakt z tymi artystami się urwał?

Urwał się kontakt z Eldo i Noonem, z Pezetem miałem sporadyczny kontakt. Brał udział w kawałku na Kodexie dwójce.

Eldo tez się przecież pojawił na tym Kodexie, to był 2004 rok.

Prawdopodobnie było to tak, że nie musiałem nic załatwiać. Wszystko się odbywało na linii Magiera producent – Eldo raper.

Koniec części drugiej 😉

 WP_20151206_008

3 Komentarze

Skomentuj taka prawda że