Wywiad: Rahim

Z Rahimem spotkałem się w sierpniu w siedzibie firmy MaxFloRec. Zapraszam Was do sprawdzenia dość obszernego wywiadu z członkiem grupy Pokahontaz.

Pytanie na rozgrzewkę. Jak w Twoje ręce trafiła piłka od Marcina Gortata?

Niestety, z Marcinem Gortatem nie udało mi się jeszcze spotkać. Grałem kiedyś koncert Pokahontaz i podszedł do mnie facet, który służył w Afganistanie. Chwilę rozmawialiśmy i podczas tej rozmowy, powiedział mi, że kawałek „Sekunda” to jego ulubiony numer na mojej solowej płycie i że przy tym kawałku urwało mu rękę. Byłem w ogromnym szoku, pomyślałem „o co chodzi?”. Podszedł do mnie drugi raz i zaczął pokazywać mi zdjęcia z tego zdarzenia. Nie ukrywam, że poczułem wtedy z nim jakąś wieź (większą niż z innymi osobami, które podchodzą po podpisy na płytę) i złapaliśmy kontakt internetowy. Pewnego dnia dostałem od niego wiadomość, w której pisał, że często jeździ do Stanów Zjednoczonych i że będzie widział się z Marcinem Gortatem – jak wiadomo, Gortat wspiera między innymi żołnierzy, którzy służyli na misjach. Odpisałem mu wówczas, by pozdrowił Marcina ode mnie (może akurat będzie kojarzył moją muzykę). Okazało się, że nie dość, że kojarzy moją osobę, to mieszkając jeszcze w Łodzi, słuchał Paktofoniki. Stąd ta piłka z podpisem u mnie.

Poza koszykówką, aktywnie grasz też w golfa?

Nie, nie. To zdjęcie na moim instagramie to nie golf, a mini-golf, na którym byłem ze znajomymi. To była totalnie jednorazowa akcja (śmiech). Tak naprawdę, to w ogóle nie jara mnie golf. Miałem okazję pograć kiedyś w „normalnego” golfa i jakoś nie spasował mi ten sport, jest dla mnie za spokojny. Może gdyby mnie ktoś nauczył grać, miałbym mnóstwo czasu i pieniędzy, to może faktycznie bym ten sport polubił. Póki co, to zupełnie nie moja bajka. Wolę jednak sporty, gdzie coś się dzieje, jest większa dynamika.

W 1997 roku ukazała się płyta 3-X-Klan zatytułowana „Dom pełen drzwi”. Uważasz, że jak na tamte lata, to krążek osiągnął sukces? Z tego co wiem, to pojawiły się tam między innymi nominacje do Fryderyka, Wasz kawałek pojawił się na „Wspólnej scenie”. I od razu kolejne pytanie, a propos 3-X-Klan –  dlaczego druga płyta nigdy się nie ukazała?

Ok, od początku. Myślę, że jak na tamte czasy, to nie był to sukces. Sprzedanie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy to wtedy był raczej średni sukces, sukces liczyło się w setkach tysięcy. Na pewno dzięki tej płycie zaistnieliśmy w świadomości fanów hip-hopu. Mieliśmy szczęście i zarazem nieszczęście, że znaliśmy się z Kalibrem 44. Z jednej strony ich muzyka była bardzo innowacyjna, a my chcąc, nie chcąc, grając podobne rzeczy do nich, nie ukrywam trochę się nimi inspirując, byliśmy traktowani jako ich kopia, a nie, że robimy coś swojego. Chociaż do dziś uważam, że nasze rzeczy były inne, jeszcze bardziej psycho. Kaliber 44 był na tyle przełomowy i na tyle unikatowy, że ludzie za tym poszli. Nasza ówczesna wytwórnia liczyła, że może dzięki sukcesowi jaki osiągnął Kaliber, my też osiągniemy podobny. Niestety, okazało się, że to nie było takie łatwe i oczywiste. Stąd też te kilkadziesiąt tysięcy sprzedanych płyt, jakieś nominacje. Jednak nie spowodowało to w naszych szeregach jakiegoś specjalnego entuzjazmu, bo wierzyliśmy, że wydarzy się dużo więcej z tą płytą. Nie spowodowało to chociażby koncertów, dużego zainteresowania mediów itd. Więc, trochę jakby odpuściliśmy. Mieliśmy w planie kolejną płytę, natomiast, jak wiadomo, wtedy Magik zaczął dezerterować z Kalibra. Kiedy mnie o tym powiadomił to postanowiłem wykorzystać szansę i zrobić to, co było wówczas moim marzeniem, czyli zaproponować mu wspólny album. Magik bardzo szybko się zgodził i powiedział, że również chciałby ze mną nagrać. Później dołączył jeszcze Fokus i powstała Paktofonika. To były dość specyficzne czasy. Koledzy z mojego zespołu postawili mi ultimatum i powiedzieli mi, że muszę wybrać, czy chcę pracować z nimi czy z Magikiem i Fokusem. Ja uważałem, że dam radę funkcjonować w tych dwóch zespołach, oni byli innego zdania. Nie spodobało mi się ich zachowanie, nie to, że nie miałem sentymentu do 3-X-Klan, bo potrafiłem odmówić nagrania gościnnej zwrotki dla ważnej kapeli (już nie będę mówił kto to był), dlatego że zaprosili tylko mnie, a nie cały zespół. Tutaj poczułem, że są troszeczkę nie fair w stosunku do mnie, bo dostałem szansę by szerzej zaistnieć w środowisku. Wybrałem współpracę z Fokusem i Magikiem, tym bardziej, że jak Ci mówiłem wcześniej, chciałem spełnić swoje marzenie. Uważam, że był to dobry wybór, bo dzięki temu jestem tu, gdzie jestem.

A czy jest szansa na reedycję płyty „Dom pełen drzwi”? Czy prawa do niej ma S.P. Records?

Jest tak jak mówisz, nie posiadamy praw do tej płyty. Zrobiliśmy kiedyś nawet taką akcję, że tak powiem społeczną, bo dużo osób pisało i pytało o tą płytę. Powiedziałem, by napisali list otwarty z prośbą i wysłali do S.P. Records. Wiem, że taki list poszedł, ale nie było zainteresowania ze strony wytwórni. Przez moment nawet sam chciałem zainterweniować i pogadać ze Sławkiem o tym. Wiesz, ja nie jestem fanem grzebania w przeszłości. Dla mnie rzeczy, które były, to już były i wole skupić się na tym co jest teraz i na przyszłości. Ta reedycja nie jest dla mnie rzeczą priorytetową. Jest iskierka nadziei, że można by to zrobić, bo jest to biznes. Gdybym przedstawił Sławkowi opcję, że zarobiłby z tego pieniądze, to miałoby to rację bytu. Szkoda mi trochę na to czasu, bo mam w głowie inne projekty – swoje obecne płyty, płyty z MaxFlo.

Pozostali członkowie 3-X-Klan działają coś muzycznie? Czy po płycie odpuścili?

Przez moment jeszcze coś robili, nawet jako 3-X-Klan. Moją osobę wymienili na kogoś innego. Jako 3-X-Klan nic oficjalnie się już nie ukazało, przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Najdłużej i najwięcej działał Bak. Czy teraz działa? Szczerze to nie mam pojęcia, bo mamy ze sobą słaby kontakt, rzadko się widujemy.

On beatboxował?

Tak, on długo beatboxował, ale miał tez swój projekt, który nazywał się Cztery Pokoje. Działał głównie z Goozkiem z grupy MCF. Ostatnią rzeczą, którą gdzieś tam słyszałem, to chyba z 3-4 lata temu, jakiś kawałek wyciągnęli z szuflady i zrobili do tego teledysk.

Ósemka to był skład, w którym działał Kams i kto jeszcze?

Kams i Lelo. Lelo już od iluś lat siedzi zagranicą i raczej też już nie działa muzycznie.

Kiedyś dość blisko trzymałeś się ze sceną Częstochowską. Współpracowałeś z Ego, didżejem Haemem. Mieliście nawet taki słynny skład PFK Kombatanty. Jest szansa, że nagrasz jeszcze coś z Ego? Jako PFK Kombatanty wydawaliście normalnie kawałki? Czy był to raczej luźny projekt, który powstał w Kołobrzegu na jakimś koncercie, gdzie zarówno Ty jak i Śliwka mieliście złamane nogi?

Faktycznie to tak powstało. Swego czasu jeździliśmy jako PFK Kompany – nasz skład plus Ego i Sot. Był taki koncert w Kołobrzegu, gdzie ja i Siv’y…

A Siv’y, ja myślałem, że Śliwka…

Nie, nie, Siv’y. Połamaliśmy obaj nogi i graliśmy o kulach koncert. Co było śmieszne w sumie. Później wygłupiając się, stwierdziliśmy, że zrobimy kawałek 'Sport to zdrowie” i nazwiemy się PFK Kombatanty. W zasadzie spoczęło jedynie na pomyśle. Ja napisałem ten kawałek, trafił chyba na mixtape Perwer Squad. Nie pociągnęliśmy dalej tematu i poprzestaliśmy na tym.

A współpraca z Ego, jest coś w planach?

Szansa pewnie jest, bo nie jest to kwestia chęci, tylko bardziej tego, że chłopcy gdzieś tam zaginęli.

Ostatnio, chyba w 2010 puścili jakiś mixtape.

Faktycznie, był taki mixtape. Liczyłem wtedy na reanimację składu. Wiem, że zrobili sobie studio. Uniezależnili się. Jak wiadomo Haem poszedł w swoją drogę i zaczął grać z Ostrym, a chłopcy działali na własną rękę. Wiesz, może spowodowane jest to dorosłym życiem, może brakiem sukcesów. Wydali kilka płyt, a żadna z nich nie uzyskała poważnego statusu, nigdy nie dostali super feedbacku. Ich chyba najpopularniejszym krążkiem był projekt Pijani Powietrzem. Odpuścili sobie chyba z braku takich efektów namacalnych, po prostu. Śliwkę dość trochę namawiałem na solową płytę, ale z czasem mi się już też trochę odechciało. Obok siebie mam tylu artystów, którzy chcą tworzyć, że odpuściłem. Jeśli poczuje, że chce coś zrobić to na pewno może liczyć na moje wsparcie, drzwi ma otwarte.

Cztery lata temu, z okazji siódmych urodzin wytwórni MaxFlo, wydaliście na siódemce winyl (picture disc), który przy okazji jest pierwszym w historii polskich winyli hip-hopowych. Dlaczego akurat w ten sposób postanowiliście uczcić siódme urodziny?

Pomysł podsunął nam nasz grafik. Pomyślałem, że w sumie fajny pomysł, bo ludzie zazwyczaj świętują tylko te okrągłe rocznice – piąte, dziesiąte. My dla odmiany możemy zrobić sobie siódemkę. Potem np. dwunastkę (śmiech). Jeszcze dziesiątka była po drodze, ale w związku z tym, że winyle w Polsce super się nie sprzedają, to jest to raczej inwestycja ideologiczna. Nie chcieliśmy robić zwykłej siódemki, zależało nam by wyglądało to ładnie i estetycznie, było nietypowe i stąd picture disc. W końcu ma być to jakiś unikat. Dorzuciliśmy do tego jeszcze kawałek, w którym udział wzięło siedmiu naszych artystów, a DJ BRK dołożył skrecze – taki „ptaszek” oznaczający cale (śmiech). Zrobiliśmy do tego teledysk. Winyl to nie jest rzecz, którą ludzie kupują. Podejrzewam, że gdyby był to limitowany kompakt to zszedłby na pniu.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy puściliście taką instrumentalną serię na winylu. Pierwsza część to instrumentale od DJ’a BRK. Kto pojawi się jako następny?

Szczerze, to się nad tym trochę zastanawiam.

Przypuszczam, że to się raczej słabo przyjęło.

W Polsce na palcach jednej dłoni można policzyć winyle, które się naprawdę sprzedały. Poczynając od Paktofoniki, przez album Grammatika, a kończąc na Biszu.

Ostry.

No i Ostry. No, ale wiesz, on jest raczej poza konkurencją, poza wszelkimi rankingami. Człowiek, który w dwa tygodnie robi złotą płytę i to rok w rok – wiadomo. Wracając do tematu. Zaskoczyła mnie sprzedaż płyty BRK. Wydawało mi się, że taki winyl, który raz że będzie instrumentalami, dwa bardzo uniwersalny, do tego bity dość przekrojowe – nie na jedno kopyto, ale i klasyczne, energiczne, bangerowe. Sprzedaż to nie dramat, ale też nie sukces. Miałem w planach zrobić kolejne części, miały być chociażby bity GrubSona. Problem jest taki, że bardzo ciężko jest o małe serie winyli. Uważam, że 100 sztuk da się sprzedać bez problemu, 500? Jest już trochę ciężej. To takie trochę topienie pieniędzy bez sensu. Powiem szczerze, że jak mam robić takie inwestycje to wolę zrobić fajny teledysk, bo jeśli klip się fajnie przyjmie, to ta inwestycja jest w stanie się zwrócić.

Twoja współpraca z Natalią Nykiel.

To jest dość świeży temat. Nagraliśmy z Buką pewien numer na płytę. Buka, jak tylko usłyszał bit, stwierdził, że to będzie singiel. Mnie ten podkład znów jakoś nie umiał porwać, moim zdaniem był z cyklu ckliwych, a ja takie nie za bardzo lubię. Poza tym, ostatnimi czasy, chce mi się pisać tylko numery pozytywne i tryskające energią, a nie patetyczne i smutne. Jako, że jest to nasz wspólny album i mój kolega strasznie w ten numer wierzy, starałem się też jakoś tą wiarę zdobyć. Generalnie, projekt rodził się w bólach. Nagraliśmy to, napisaliśmy, pojawiły się jakieś problemy, bit uzupełniliśmy o żywe pianino, podejmowaliśmy próby z wokalistkami itd. Cały czas jednak to nie było to. W końcu mieliśmy już taką wersję, z której obaj byliśmy zadowoleni, ja zacząłem czuć moc tego numeru, ale wciąż brakowało mi takiej wisienki na torcie. Pewnego dnia byłem na treningu i w tle leciała jakaś polska stacja muzyczna. Leciał akurat kawałek „Bądź duży” Natalii Nykiel i strasznie spodobał mi się jej wokal. Nie wiedziałem jednak wówczas, kto jest autorem tego kawałka, pierwszy raz spotkałem się z tym numerem. Liczyłem jednak, że jeszcze gdzieś ten kawałek usłyszę. Na drugi dzień tak też się stało. Przyszedłem do firmy i powiedziałem do naszego PR’owca, by sprawdził tą dziewczynę, bo uważałem, że jej wokal idealnie pasowałby do naszego utworu. Odezwaliśmy się do Natalii z nadzieją, że się zgodzi i podejmie z nami współpracę – nie wiedziałem jaki ma status, na jakim etapie jest jej kariera, usłyszałem tylko jej głos, który czułem, że uzupełni nasz numer w stu procentach. Natalia zgodziła się z nami współpracować, bardzo się ucieszyła, że zapraszamy ją na naszą płytę. Wyjechałem na urlop, pierwszy dzień po urlopie i już musiałem jechać do studia, bo Natalia przyjeżdżała nagrywać z nami kawałek. Moim zdaniem, to Natalia Nykiel jest właśnie taką wisienką na torcie w tym numerze.

Wytwórnię MaxFloRec założyłeś z naturalnego powodu – chciałeś być niezależnym i samodzielnym artystą, czy po prostu byłeś zawiedziony dotychczasowymi warunkami jakie zapewniali Ci inni wydawcy i nie chciałeś pracować dla kogoś?

Bardziej to drugie, ale to też nie było tak, że ja nie chciałem pracować dla kogoś. Tylko podejście i warunki obecnego wtedy rynku nie pasowały mi. My byliśmy przed wydaniem płyty Projektora i musieliśmy się trochę ścierać, walczyć o każdy przecinek w umowie. My wierzyliśmy w projekt, wytwórnia chyba nie do końca. Warunki, które nam przedstawiali, nie były zupełnie tym, czego my oczekiwaliśmy. Ja już wtedy miałem doświadczenia z różnymi wydawcami, bo wydałem wtedy kilka płyt u różnych ludzi, miałem sumę doświadczeń i wiedziałem jak chcę by moje płyty były wydawane – w jakich warunkach, w jakich okolicznościach. Pomyślałem, że może spróbujmy to zrobić sami, na własną rękę i postanowiliśmy zaryzykować. Wydaliśmy płytę, udało nam się spokojnie zwrócić całą inwestycję, kokosów na tym nie zrobiliśmy, ale udowodniliśmy sobie samym, że ten ruch był słuszny. Zaczęliśmy wydawać kolejne płyty, z czasem się to rozpędziło i udało się znaleźć takich artystów, którzy spowodowali jeszcze większy rozwój i popularność naszej wytwórni. Obecnie mamy dość dobry status.

Lord Finesee w 2011 roku zapytany o to, czy internet szkodzi czy pomaga sztuce. Powiedział, że jego zdaniem internet szkodzi sztuce, ponieważ ludzie dostają wszystko za darmo i jak sztuka ma wtedy przetrwać? Powiedział takie fajne zdanie: „jeżeli za nic nie płacisz, to nie czujesz tych trudów przy wydawaniu muzyki i co za tym idzie, nie osiągniesz sukcesu, bo nie dajesz nic od siebie”. Pytam o to Ciebie, bo jesteś w tej branży niemalże od początku – sprzedawałeś płyty „z bagażnika” i sprzedajesz je teraz, w dobie internetu.

Wszystko się zmienia, to jest oczywista oczywistość. Zmieniają się też realia rynkowe. Pamiętam, że kilka lat temu firma Sony ogłosiła koniec nośnika CD. Złapałem się wtedy za głowę i pomyślałem jak to możliwe, ja otwieram wytwórnię, a oni mi głoszą koniec? Nie chciałem w to wierzyć, ale wiadomo ich analitycy byli trochę mądrzejsi ode mnie i znali realia rynkowe z krajów bardziej rozwiniętych niż wówczas Polska i wiedzieli, że internet – jego globalizacja, dostęp do choćby nielegalnych wersji utworów, powoduje ten kryzys i śmierć nośników fizycznych. Był moment takiej dziury na rynku. Była opcja – płyta legalna albo np. rapidshare. Ale nie było nic pomiędzy. I teraz tak: stare pokolenie było przyzwyczajone, że jak się kogoś szanuje to należy kupić jego muzykę, docenia się jego pracę itd., znowu młode pokolenie było przyzwyczajone do tego, że muzykę się ściąga z internetu, do tego ograniczenia finansowe itd. Niemniej jednak, spowodowało to, to że piractwo w naszym kraju bardzo się rozwinęło i tak jak Ci mówiłem, nie było nic pomiędzy, była nisza. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, by stworzyć serwisy streamingowe. Kiedy pierwszy raz dostałem propozycję współpracy z takimi serwisami i usłyszałem np. o kwotach jakie są za mój album, typu złotówka, z czego ja mam mieć tylko jakiś procent, to złapałem się za głowę. Minęło pół roku i zadzwoniła inna kobieta z podobną ofertą. Mówię jej, że to urąga pracy moich artystów, mojej pracy, jak mam oddać album za złotówkę? Ona powiedziała, bym spojrzał na to z innej strony. Po pierwsze, ktoś płaci za ten album w ogóle, a nie ściąga go za darmo, a po drugie, w efekcie skali jak pomnożysz tą złotówkę razy ileś tysięcy pobrań, to nie wygląda już to tak źle. Trochę to do mnie przemówiło. Zaczęło to tworzyć nowe realia, może nie takie fajne jak sprzedanie płyty CD, ale wiesz, taki jest popyt, więc trzeba zapewnić temu podaż. Z dwojga złego, dobrze, że to jest i zapełnia to tą dziurę. Teraz młodzi ludzie nie chcą już ściągać nielegalnie, bo przecież ma abonament i sobie tego albumu posłucha. Jedyne co mi pozostało, to wiara w to, że jednak Ci ludzie (jeśli ten album im się spodoba) to pofatygują się do sklepu i wydadzą kolejne 30 zł na kompakt. Bywa to momentami utopijne, ale jest to lepsza alternatywa niż nic. Model YouTube z reklamami – na początku też się oburzałem i nie chciałem mieć reklam na kanale. Z drugiej strony, sprzedaż płyt spada, na koncertach nie ma wcale więcej ludzi, robi się też taki przepych wszystkiego – jest milion kapel, milion raperów, wszyscy cisną swoje rzeczy. Te zasięgi zaczęły się robić takie lokalne i ciężko jest się przebić gdzieś dalej. Dla jednych stało się to drogą łatwiejszą, bo oni nie muszą przyjść do mnie, wysłać swojego demo i prosić mnie o promocję, bo on zrobi sobie street-video i wrzuci na swój kanał.

Nie jest przypadkiem teraz tak, że wytwórnie same zgłaszają się po artystów i łowią ich w internecie, a nie tak jak kiedyś, że to raperzy wysyłali swoje płyty do wydawnictw płytowych?

Ja sam ściągnąłem do wytwórni Bukę, bo usłyszałem jego demo na stronie internetowej jego zespołu. Sprawdziłem jego album i po prostu się nim zajawiłem. Jasne, że czułem, iż to jeszcze nie ta forma, którą chciałbym pokazać, ale  widziałem w nim potencjał i czułem, że jak się mu da profesjonalne warunki i doda skrzydeł to je rozwinie. Wiesz, taki nieoszlifowany diament. Rzeczywiście, to się sprawdziło, bo przy kolejnych albumach Buka pokazał zupełnie nowego siebie i zaliczył progres i z dykcją i z jakością tych nagrań.  Wracając do meritum. Faktycznie jest tak, że trzeba szukać, nie można tylko sprawdzać maila i czekać na demo. Bardzo często jest tak, że Ci, którzy mają największy talent mają najmniejsze parcie na karierę i szkło. Przykład z ostatnich miesięcy – Taco Hemingway, którego gdzieś trafiłem w internecie. Czuć w tym underground, czuć, że jest poza wytwórniowy, ale jestem prawie pewien, że za chwilę ktoś się o niego upomni.

Asfalt Records chyba już na nim położył łapy (śmiech).

Acha, swoją drogą, pasuje do nich. Trzeba być czujnym, nie można być ignorantem. Ja też staram się sprawdzać co się dzieje dookoła.  Tylko, że ja też nie mam turbo parcia, bo my tutaj w wytwórni mamy co robić.

Nie obserwuję Cię jakoś super wnikliwie, ale mam wrażenie, że jesteś bardzo skromnym człowiekiem. Nie wozisz się z tym co osiągnąłeś, a na dobrą sprawę mógłbyś. To, że jesteś taki skromny przyszło do Ciebie z wiekiem? Musiałeś do tego dorosnąć? Czy może jednak miałeś takie momenty w karierze, że uderzyła Ci woda sodowa?  Sukcesy, które osiągałeś, osiągałeś w dość młodym wieku, a wtedy postrzeganie świata jest raczej inne.

Wydaje mi się, że gdyby moja kariera potoczyła się inaczej, to faktycznie mogłaby mi sodówka uderzyć do głowy. Gdyby sukces Paktofoniki, który był największy w mojej karierze, poszedł w parze z tym, że zarabiałbym bardzo duże pieniądze, zaczął się wozić po bankietach i sprzedał duszę takiemu sztucznemu światu, to może by tak było. Ja byłem o tyle w takiej komfortowej sytuacji, że miałem kolegów starszych stażem na scenie, wspomniany na początku Kaliber, którzy wydali już płytę przede mną i osiągnęli sukces. Ja mogłem ich obserwować jak zachowują się w stosunku do swoich bliskich, całego otoczenia, kiedy ten sukces mają. Byli w stanie zachować swoją skromność, swoje dotychczasowe ja, nie tworzyli sztucznej kreatury i nie czuli się od innych lepsi. To mnie umotywowało i pokazało mi, że to nie jest tak, że osiągasz sukces i jesteś nie wiadomo kim. W tamtym czasie, jedna z dziewczyn pracująca w S.P. Records powiedziała do mnie takie zdanie: „Rahim, woda sodowa dotyka każdego, tylko pytanie czy Ty popłyniesz z tym nurtem, czy się temu przeciwstawisz”.  To były święte słowa. Ja miałem takie okresy w życiu, kiedy udawało mi się coś,  co napawało mnie radością, optymizmem, dodawało mi siły. Były to momenty, że faktycznie czułem się lepszy – nie lepszy od ludzi, tylko takie wewnętrzne poczucie, to nawet nie jest świadomość. Pamiętam, że przyszedł do mnie mój przyjaciel i powiedział, iż coś ze mną jest nie tak, że zrobiłem się wybujały. U nas w Mikołowie ludzie obnoszą się raczej skromnie, nikt nie kozaczy, nie tędy droga, nie lubimy tego tutaj. Lubimy swojaków. Zacząłem się zastanawiać nad swoim zachowaniem i wyciągałem z tego wnioski. Tym bardziej, że mój przyjaciel znał mnie z tego, że jestem skromny. Wokół siebie spotykam mnóstwo wożących się ludzi – na każdym koncercie, festiwalu hip-hopowym, zawsze są raperzy lepsi od innych. Ja wychodzę z założenia, że ludzie są równi, a jedyne co nas różni to poziom własnej kultury,  intelektu, tego jak się zachowujemy w stosunku do innych ludzi. Nie mówię tutaj o jakimś mega wykształceniu. Znam ludzi, którzy nie są wykształceni a są bardzo kulturalni, inteligentni, a znam tez bardzo wykształconych, którzy zachowują się totalnie aspołecznie. Żyjąc w takich realiach jest mi dobrze. Tak jak mówisz, niejednokrotnie mógłbym wykorzystywać swoją pozycję, ale dla mnie nie tędy droga.

Osobiście uważam, że status legendy nie powinni sami sobie nadawać artyści, a fani, odbiorcy, znawcy tej muzyki, ewentualnie inni raperzy. Zdobywałeś złote płyty w swojej karierze, grałeś na największych festiwalach, można spokojnie powiedzieć, że masz ten status. Nie znudziło Ci się już to wszystko, co jest w stanie zaoferować Ci rodzimy hip-hop? Chcesz być w ogóle kategoryzowany jako polski raper? Czy chcesz iść gdzieś dalej, szerzej?

Ja to wszystko przechodzę mentalnie, to nie tylko kwestia samych przemyśleń. Bardzo często słucham innej muzyki, głównie dlatego by się rozwijać, by poszerzać swoje horyzonty. Jak słucham po raz enty płyty rapowej utrzymanej w stylistyce lat dziewięćdziesiątych to raczej już mnie to nie kręci, bo słyszałem tych płyt naprawdę ogrom. Poza tym, jest tyle muzyki na świecie, że to jest wręcz nie do ogarnięcia. Wiesz, kiedyś się słuchało tego, co ktoś polecił, co zobaczyłeś w „Yo! MTV Raps”, czy innym programie muzycznym, teraz wygląda to zupełnie inaczej. Cieszę się trochę, że wyszedłem poza te ramy, pomogły w tym też te nowoczesne narzędzia – płacę abonament i mam dostęp do wszystkiego. Podsyłają mi różne propozycje muzyczne i się zastanawiasz czy kliknąć, czy nie –  często jest tak, że słucham kilka numerów i stwierdzam, że to nie dla mnie, ale równie często trafiam na rzeczy genialne. Najczęściej to algorytmy podsyłają mi propozycje. Bardzo wiele genialnych rzeczy pochodzi z Francji. Mega mnie jara to, że Francuzi nie trzymają się takich kurczowych, korzennych brzmień hip-hopowych i nie idą w jakąś kosmiczną stronę, jak chociażby amerykański mainstream, tylko robią po prostu zajebistą muzykę. Często teraz trafiam na albumy, gdzie nie ma rapowania, czuć tą wibrację i klimat hip-hopowy, ale nikt nie rapuje. Kiedyś takich rzeczy nie słuchałem, bo musiał być ten rap, ta nawijka. Ale wracając do tego naszego gruntu. Ja odbijam już od tych szufladek, mnie męczy podejście wielu ludzi w tej subkulturze hip-hopowej. Pomijam już to, że kiedyś walczyliśmy o jakąś jedność. Wywalczyliśmy sobie pozycję i gdy już ją w końcu mamy to napłynęły fale chorych zachowań – popisywanie się, dissowanie się nawzajem, hejtowanie. Dla mnie są to zupełnie rzeczy niekonstruktywne. Wiadomo, że fajnie, że małolaci chcą zaistnieć, ale nie podoba mi się to, że są podbitki do starszych raperów. Uważam, że w polskim hip-hopie brakuje fundamentalnej rzeczy jaką jest szacunek. Myśmy nagrywali o tym kawałki, bo tego szacunku potrzebowaliśmy. Ludzie nie wiedzieli, że to jest częścią składową. Obecnie respekt dla ludzi stał się passe – szczególnie widać to w tej młodej gwardii. Oni mają wszystko gdzieś, ważne dla nich są poszóstne rymy i tylko to. Nie ważny jest przekaz, nie ważna jest fajna energia, nawet kontakt międzyludzki dla nich nie jest ważny. Ważne jest to, że „ja wszystkich zjadam”. Nie identyfikuję się z tym. Cieszę się, że przed sceną stoją ludzie, którzy mają otwarte głowy, nie słuchają tylko rapu i potrafią z nami poskakać, pośpiewać teksty, wyszaleć się.

Wydaje mi się, że byliście jedną z pierwszych wytwórni w polskim hip-hopie (pierwszą wytwórnią po dłuższej przerwie), której udało się trafić do mainstreamowych rozgłośni radiowych. Tam rzeczywiście trzeba płacić pieniądze, by zagrali Wasz kawałek? Ja nie mówię, że to jest złe, bo np. taki Jay-Z otwarcie mówił, że płaci pieniądze za promocję.

Też słyszałem o takich praktykach jak płacenie pieniędzy za granie w radiu. Wydaje mi się, że praktykują to duże wytwórnie, których budżety na promocję są kolosalne. To wszystko działa na trochę innych zasadach. My załatwiamy to normalnie z ludźmi, którzy odpowiadają w rozgłośniach za sprawy programowe itd.

A nie jest tak, że Ci dyrektorzy mają w większości po 50, 60 lat?

Pewnie tak. Pierwszym elementem jest to, by przekonać ich do tego, że to co im wysyłasz jest wartościowe. Oni to sprawdzają i wiadomo, że jeśli im się to nie spodoba, no to jesteś na przegranej pozycji. To, że kawałek im się spodoba, też nie oznacza, że poleci. Potem jest jeszcze coś takiego jak badanie rynku. Kawałek jest wrzucany na antenę i jest badana reakcja ludzi. Zaczyna się od puszczania nocnego, wieczornego, porannego. Jeśli jest odpowiedni feedback to dostajesz się na listę, a jeśli kawałek stanie na podium na tej ich liście, to zazwyczaj wbija na super rotację, a gdy to się już stanie, to później wszystko idzie już lawinowo. Takim przykładem jest nasz hit z zeszłego roku K2 – „Jeden moment”. To co się z tym numerem stało zupełnie przerosło nasze oczekiwania. Czułem, że ten numer ma potencjał i że może jakieś rozgłośnie go podchwycą. Dla mnie np. utwory Bob One były bardziej radiowe (śpiewane itd.) aniżeli rapowany numer Buki i K2. Społeczeństwo to przyjęło. Oczywiście z czasem ludziom zaczęło przeszkadzać i stwierdzili, że K2 to nie raper.

Ale to tak zawsze jest.

No dokładnie. Ostatnio miałem nawet taką rozmowę ze znajomym, który stwierdził, że ten numer jest słaby. Puściłem mu inne kawałki K2 i stwierdził, że „faktycznie ten K2 potrafi rapować”. Zapytałem go, czy to jest mój problem, że rozgłośnie nie chcą puścić dobrego rapu? Ludzie nie chcą w radiach słuchać takiej muzyki, bo ktoś komu się podoba „Jeden moment” nie musi się zupełnie jarać rapem. Ja po prostu wychodzę z założenia, że dobra muzyka obroni się sama.

Żadną nowością nie jest, że masz ugruntowaną pozycję na scenie i jesteś jej ważnym elementem. Tobie naprawdę są potrzebne takie rzeczy jak występy u Kuby Wojewódzkiego czy programach śniadaniowych? I nawet nie chodzi mi już o ten słynny program, gdzie pytano Was o Magika. Oglądałem ostatnio odcinek, gdzie gościem był Vienio. Kuba Wojewódzki, w 2014 czy tam 2015, pyta się go czy pali marihuanę. Dla mnie to jest po prostu żenada, a Vienio w to idzie i dyskutuje z nim na ten temat. To nie jest też tak, że ja mówię, że jest w tym coś złego, bo ja szanuję wybory innych ludzi, ale jakie Ty masz z tego korzyści? To sprawi, że będziesz sprzedawał więcej płyt? Będziesz grał częściej koncerty? Czy może chcesz trafić do środowiska poza hip-hopowego?

To było dla mnie trochę nowe doświadczenie. Teraz już np. wiem, że do telewizji śniadaniowej nie pójdę, a propozycji dostałem co najmniej kilka, jak nie kilkanaście. Nie chcę, nie czuję tego. Jeśli mam opcję ciekawego wywiadu, w ciekawym miejscu, bo to głównie chodzi o rozmówcę, to jestem na to chętny. Pójść gdzieś, gdzie nie byłem. Niezależnie czy to telewizja regionalna, czy nawet na cały świat. Kiedyś dawałem nawet wywiad do telewizji Trwam i w czym problem? Wszystko weryfikuje mój rozmówca. Kubę Wojewódzkiego znam z czasów 3-X-Klan. On przeprowadzał kiedyś ze mną wywiad dla TVP. Więc znałem go dużo wcześniej. Nie ukrywam, że parę jego programów obejrzałem. Poszliśmy do jego programu przy promocji filmu i zdeklarowaliśmy się dystrybutorowi, że wesprzemy też produkcję z naszej strony i pokażemy się w kilku programach. Bardzo zależało im też na tym, by był wśród tych programów Kuba Wojewódzki. Byliśmy chwilę po albo chwilę przed wydaniem płyty Pokahontaz. Chłodna kalkulacja. Stwierdziliśmy, że bardzo nas tam ciągną i zależy im na tym, a my możemy wykorzystać to jako narzędzie i poinformować ludzi, że ukazała się nasza nowa płyta. Chcieliśmy taki komunikat ludziom nadać. Oczywiście, że gadaliśmy o filmie, bo to było podłoże, ale to był dla nas darmowy kanał promocyjny i wszystkie miejsca, gdzie się pojawiliśmy, wykorzystaliśmy skrzętnie by poinformować o naszej nowej płycie. To sprawdziło się bardzo dobrze. Wszyscy w kraju wiedzieli, że wróciliśmy z nową płyta. Gdybyśmy wykorzystali tylko nasze kanały – YouTube, portale hip-hopowe, o płycie dowiedziało by się tylko środowisko hip-hopowe, a nie np. osoby, które słuchały nas kilka lat wcześniej. To wykorzystanie z premedytacją było potrzebne. Niemniej jednak, ja nigdy nie miałem na to parcia. Te rzeczy są potrzebne by trafiać do ludzi, to na pewno. Ale to nie jest moja potrzeba wewnętrzna, że ja muszę się tam pojawić i wyświetlić.

Tak naprawdę od samego początku, na Śląskiej scenie hip-hopowej są te same twarze. Dziwi mnie to troszkę, bo w latach dziewięćdziesiątych byliśmy jednym z najsilniejszych regionów w kraju. Myślisz, że czym jest to spowodowane, że nie ma takich osób, które się przebijają bardzo szeroko?

GrubSon, K2, Kleszcz…

No tak, ale to są osoby, które się pojawiły kilka lat temu. A od pierwszego Kalibra minie za chwile 20 lat. A jest Rahim, Fokus, Abradab, Miuosh i na tym koniec.

Ja nie sadzę, że to jest tak, że ich nie ma. Może oni nie aspirują do tego by wydać płytę, może walczą na własnych frontach. Powstały takie inicjatywy jak Silesia Crime, Brudne Południe, gdzie pokazywani są podziemni śląscy raperzy. To wszystko funkcjonuje, ale czemu nie mają siły przebicia? Może to co powiedziałeś, kiedyś stanowiliśmy siłę, ale to było kiedyś, dużo mniejsza była świadomość, dużo mniej osób grało rap itd. Dużo łatwiej było odcisnąć piętno na mapie. Zobacz sobie stary, ilu popularnych raperów teraz pochodzi z mniejszych miast. Okazuje się, że nie trzeba już mieszkać w Warszawie, Katowicach czy Poznaniu by osiągnąć sukces. Może po prostu wystarczy trafić w odpowiednie kręgi albo kanał muzyczny i tyle?

Biorę to na siebie. Nie jest przypadkiem tak, że to jest taka charakterystyka regionu? Na Śląsku jest mnóstwo zmarnowanych talentów. Np. dla mnie Joka, Hst i Jajonasz to zmarnowane talenty. Oni dziś mogli być na tym poziomie gdzie Ostry.

Ale czy to jest moja albo Twoja wina? Każdy ma swój wybór.

Rozumiem, ale to nie jest charakterystyka naszego regionu? Że ludzie się łatwo poddają, że nie są w stanie się wybić.

Nie sądzę, że jest to kwestia możliwości. Prywatne wybory nie mnie oceniać – każdy ma swoje życie i robi po swojemu. Weźmy na ruszt chociażby wspomnianego Hst. Ja tutaj znajduję analogię podobną do Śliwki. Obaj zrobili płyty, które były dobre, które trafiły do odbiorców. Ale jednak nie zyskały choćby ogólnopolskiej popularności. Robisz jedną płytę i trafiasz w swoje miasto, robisz drugą trafiasz w swoje miasto, robisz trzecią i jest to samo. Co dalej? Kończysz stary. Nie widzisz wtedy w tym sensu, tego światełka. To światełko widzisz przy pierwszej płycie. Wiesz, sukces napędza. Ale w momencie, gdy ty poświęcasz temu coraz więcej czasu, trwasz w tym kilka już lat, a efektów nie widać, to po prostu się poddajesz. Myślę, że tutaj jest problem, że brak wymiernych efektów. Alternatywnie, Hst pewnie patrzy na mnie, na Fokusa, czy innych raperów i widzi, że wydają płyty, że co płytę jest o nich głośno, grają koncerty, utrzymują się z tego, a ja wydałem dwie płyty i tych efektów nie ma. Myślę, że gdybym był na ich miejscu to byłoby ze mną to samo.

Uważasz, że nasza Śląska scena jest podzielona i w tych największych ośrodkach nie ma współpracy?

Jakby tak spojrzeć na całą historię Śląskiej sceny, to zawsze były jakieś animozje. To nawet nie kwestia Śląska, a każdego dobrze rozwijającego się obszaru. Zawsze są ambicje i niespełnione ambicje. Są ludzie, którzy coś osiągają, są tacy którzy też chcą to osiągnąć. Jak oglądałem sobie film „Beef” i zobaczyłem o co oni się tam kłócą, jakie są podłoża ich konfliktów, to złapałem się za głowę, przestałem to oglądać, bo nie umiem znieść takich głupot. U nas na szczęście takich beef’ów nie ma, ale działa to trochę na podobnych zasadach – ktoś zostanie uznany, drugi jest zazdrosny. Myślę, że gdybyśmy się wspierali, zaszlibyśmy dużo dalej. Ta współpraca była chyba tylko na samym początku, kiedy wszyscy siedzieliśmy w podziemiu i chcieliśmy zaistnieć, wtedy każdy każdego wspierał.

Ostatnie pytanie. Jakie plany na najbliższy czas?

Przede wszystkim mój wspólny album z Buką, który będzie się nazywał „Optymistycznie”, premiera krążka odbędzie się 30 października. Chcemy puścić trochę teledysków, od Pokahonataz, przez Grubsona, aż po Skorupa. Bob One, K2 i Fokus piszą swoje nowe albumy. Osobiście polecam nowego Skorupa, dla mnie to naprawdę mocny strzał. Mamy kilku nowych zawodników, których będziemy chcieli pokazać światu. Pracujemy nad karierą Kleszcza, który szykuje swój nowy album. Bardzo w niego wierzę, bo jest dobrym raperem i mocno kontrowersyjnym.

Kontrowersja nigdy w rapie nie przeszkadzała.

Dokładnie. Co więcej, jego duet z DiNO to dla mnie coś rewelacyjnego, znakomicie się ze sobą dogadują i strasznie czekam na nowe rzeczy od nich. „Experyment Underground” chcemy dopiąć do końca i puścić w formie mixtape jeszcze w tym roku. Jest tego naprawdę sporo. O wszystkim na bieżąco informować Was będziemy na naszych kanałach.

Dzięki za wywiad

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz