Wywiad: Diox – część 1

Z Dioxem spotkałem się na warszawskiej Woli, kilka dni przed jego premierowym, warszawskim koncertem, promującym album „7 minut po śmierci”. Zapraszam na pierwszą część wywiadu.

Ok, pytanie na rozgrzewkę. Śledzisz wciąż warszawską scenę graffiti? Takie ekipy jak Wtk, Tna, Htp czy Rmf wciąż są aktywne?

Na wstępnie chciałem zaznaczyć, że jestem totalnym amatorem i nie jestem częścią sceny graffiti w Warszawie. Jestem tylko i wyłącznie zajawkowiczem, który sobie z boku gdzieś tam istnieje. Mam świadomość, że moje umiejętności malarskie pozostawiają wiele do życzenia. Zapewne wiele osób irytuje, że nie dość, iż jestem raperem to jeszcze się wpierdalam (śmiech) na scenę graficiarską. Doszły mnie słuchy od znajomych malarzy, że środowisko graficiarzy w Warszawie ma dość negatywne zdanie o mnie, co jest, uważam, zupełnie niepotrzebne. Jest też oczywiście sporo pozytywnych głosów ze  środowiska – piszą do mnie „stary zajebiście, że Ci się chce, pomimo że nie musisz tego robić, bo ludzie i tak kojarzą Twoją ksywkę.” Jak wiadomo w graffiti z założenia chodzi o ksywki, imiona i litery, a nie o twarze. Przynajmniej ja znam taką definicję graffiti. Odsuwam się od łączenia mnie ze sceną graffiti w Warszawie jakkolwiek. Ja nie reprezentuję sceny, ja reprezentuję swoją zajawkę i fanaberię na pomazanie czegoś.

A jakbyś miał wskazać ekipę, która dominuje obecnie w Warszawie?

Ja nie znam statystyk, nie do końca tez wiem, co się aktualnie dzieje. Myślę, że moje informacje na ten temat są szczątkowe. Nie jestem w tym na tyle na bieżąco, bym mógł to oceniać. Poza tym, to ja się nie znam, ja nic nie wiem (śmiech).

W okolicach 2008 roku pojawiłeś się gościnnie w kawałku „Miejskie pozory” Razzimowski/Bdz z Katowic. Jak doszło do tej współpracy? Z tego co wiem, to album „Logika Gry” miał pierwotnie ukazać się nie z The Returners, a z producentem z Katowic właśnie.

Z jednej strony szkoda, że do tego nie doszło, a z drugiej strony to dobrze. Szkoda, bo uważam, że BDZ na tamten okres pozwalał sobie na takie zagrania muzyczne, które dopiero później stały się fajne i modne. On czasami miał zajawkę na wpierdalanie jakiś elektronicznych rzeczy. Miał patenty, które jeszcze wtedy mogły się wydawać dziwne. Na tamte czasy mogłaby to być ciekawa płyta. To, że jej nie wydaliśmy sprawiło, że zrobiłem ją z duetem The Returners, co w konsekwencji rzutowało na mój i ich sukces, bo niewątpliwie mój sukces, to też sukces The Returners. Do mojej współpracy z Razzimowskim doszło naturalnie. Oni robili wtedy razem jakieś rzeczy i po prostu BDZ zaproponował mi dogranie się do tego numeru z Razzimowskim. Uważam, że nie trzeba się znać z wszystkimi, z którymi chce się robić muzykę. Gdyby tak było to myślę, że Ci którzy mówią, iż muszą się z kimś znać, by zrobić z nim kawałek, w momencie w którym zaproponowałby im to Nas prawdopodobnie musieliby przeprosić wszystkich, którym to wmawiali. Czasami po prostu biznes nie musi tego warunkować, a sama muzyka. Dziś pewnie zastanawiałbym się nad tym, bo mam inne podejście do muzyki i biznesu muzycznego z perspektywy tego by chodzić i nagrywać wszędzie swoje zwrotki. Trzydzieści zwrotek rozdanych w ciągu roku na różne projekty, tworzy moją płytę, z którą mogę grać koncerty i zarabiać – naturalna rzecz. Mój kontakt z Sebastianem (BDZ) był bardzo bliski – gadaliśmy o różnych rzeczach, nie tylko o muzyce. Skumplowaliśmy się dzięki muzyce, ona nas połączyła. Jak jechałem np. na Hip-Hop Kemp, to wpadałem do Katowic, by się z nim na chwilę spotkać, gadaliśmy już niekoniecznie o muzyce.

Projekt Marathon to pierwszy krok do całkowitej niezależności?

Ten projekt nie powstał ze względu na perspektywy wydawania mojej muzyki. Powstał ze względu na to, iż Mosad z Kocurem (którzy koncertują ze mną i tworzymy ekipę) nagrali płytę, która moim zdaniem jest naprawdę zajebistą płytą. Przy ich płycie pracowały osoby, które się na tym naprawdę znają, jeśli chodzi np. o miks czy master. Wszystko, co było związane z tą płytą, było robione na sto procent. Uznaliśmy, że bez sensu byłoby wrzucanie płyty do sieci. Doszliśmy do wniosku, że zrobimy to razem. Ja, w jakiś sposób, sfinansuję powstanie tej płyty i w pewien sposób zostanę wydawcą. W sytuacji, w której decydujemy się na taki krok, że będziemy wydawać muzykę sami, bez sensu jest robienie tego incognito. W momencie, w którym postanowiłem, że pójdę za ciosem i chcę coś zrobić – pójdę o krok dalej i założę label, który będzie wydawał muzykę. Nie wiem co z tego będzie, na ile będzie działało to prężnie, bo nigdy wcześniej nie prowadziłem jakiejkolwiek firmy, składającej się z większej liczby osób niż ja sam i moi kumple, którzy mnie w tym wspierają. Tak naprawdę, wszystko co było związane z wydawaniem moich płyt i doświadczenie, które mógłbym zdobyć, zostawało po stronie wytwórni Prosto. Więc ja wiem tyle, że płytę muszę nagrać – tak to wyglądało z mojej perspektywy. Mam nadzieje, że fakt, iż ludzie mnie kojarzą (jednym moja muzyka się podoba mniej, innym bardziej, ale mimo wszystko nie jest to gówno, które brzmi chujowo, bo jest nagrane w szafie czy zrobione na odpierdol, kwestia tekstów, to kwestia gustów, do wszystkich się nie trafi) spowoduje, że ludzie uznają, że warto sprawdzić płytę np. Mosada i Kocura, a później kolejne płyty, które będziemy mogli wydawać jeśli będzie nas na to stać, po prostu.

Przypomniał mi się teraz wers Eisa „I tylko zawsze pamiętaj skąd jesteś, gdziekolwiek byś szedł, i pamiętaj wziąć ze sobą kumpla albo nawet dwóch czy trzech, tymi z którymi pamiętasz jeszcze pusty sklep…”.  Ale to tak na marginesie.

Czy po tylu latach jest realna szansa na Twoją wspólną płytę z Eldo?

Nie mam pojęcia. Nie rozmawialiśmy nigdy na poważnie o tworzeniu czegokolwiek razem, mam na myśli wspólne płyty. Nim wspierałem go na koncertach jako hypeman, grałem przed nim często supporty w postaci siedmiu numerów. Pomimo tego wszystkiego – wspólne koncerty, wspólne kawałki, wciąż mega się jarałem jego rapem. To nie było tak, że ja nagle przestałem szanować go jako twórcę.

Nie postawiłeś się z nim na równi?

Artystycznie robimy zupełnie inne rzeczy, dlatego ciężko jest to porównywać. Leszek jest dużo bardziej poetą niż chłopakiem z podwórka w swoim rapie. Nie oceniam prywatnie. Mówię o kwestii merytorycznej, doborze słów, metafor, wszystkiego, co jest związane z formą tego co tworzymy. Mam wersy, które nigdy w życiu nie przeszłyby Leszkowi przez gardło na swojej płycie, bo są według niego po prostu burackie, a dla mnie są po prostu podwórkowe. Uważam, że taki jest rap i jest to wkalkulowane w to, że takie coś może się zdarzyć. W momencie, w którym myśmy zaczęli wydawać płyty jako Hifi Banda i koncertować, Leszek mi powiedział: „Ziom, Ty nie możesz ze mną grać koncertów”. Ja nigdy nie uważałem, że granie koncertów z Eldo to dla mnie jakaś dyskredytacja, nawet w momencie, gdy wydawaliśmy płyty w Prosto. Nigdy nie czułem się gwiazdą, dla której dyskredytacją mojego jestestwa na scenie i mojej muzyczności będzie to, że ja z moim ziomkiem wychodzę na scenę i gram z nim koncert, podbijam jego wersy. Jeżeli ja te wersy szanuję, utożsamiam się z nimi, to o co chodzi? Przecież ja w 2001 roku przed Ostrym i Peją zagrałem swój pierwszy koncert. W 2005 roku zacząłem koncertować z Eldo. Przez te kilka lat też byłem raperem i wiedziałem na co się decyduję i nie zamierzałem się tego wstydzić. Eldo był moim kumplem, graliśmy razem w piłkę na boisku, rapowaliśmy razem na scenie. On mi kiedyś powiedział : „To jest moment, w którym powinieneś czuć, że jesteś już kimś więcej, niż tylko ziomkiem, który sobie coś tam rapował”. Z jego perspektywy wciąż było ok, bym jeździł z nim na koncerty, bo może przyszłoby więcej osób na koncert dzięki temu, może artystycznie to będzie na lepszym poziomie niż gdyby robił to ktoś inny, kto tylko podbijał by jego zwrotki – aspektów było wiele, które przemawiały za tym, że powinniśmy to jeszcze robić razem. Leszek mi wyraźnie zasugerował, że jestem Dioxem, a nie hypemanem Eldoki. Myślę, że wtedy z jego, nazwijmy to kolokwialnie „pozwolenia”, mogłem się poczuć na jednej, równej linii z nim. Do dziś uważam, że jest to gość, który bardzo mi pomógł i wiele lat inspirował do tego jak myślałem i jak żyłem. Gdy byłem małolatem, Eldo wpływał na to jakim byłem człowiekiem. Myślę, że nigdy nie będę się z nim stawiał w jednej linii.

W swoich tekstach, i nie tylko tekstach, często podkreślasz swój szacunek do starszych graczy, którzy na scenie byli przed Tobą. Goście, którzy wchodzą teraz na scenę mają nieco inne podejście niż Ty.

To nie wynika z tego, że oni ich nie szanują. Oni raczej nie szanują większości rzeczy, które można uszanować. Dla mnie czymś naturalnym jest, że jeśli jest jakaś historia, czegoś w czym biorę udział, to ta historia w pewnej części mnie tworzyła. Żaden z tych kurwa małolatów, którzy ubliżają gościom, którzy zaczynali rapować jak być może ich jeszcze nie było na świecie. Każdy z tych gości ani razu się, kurwa, nie zastanowił, że gdyby nie osoby, które były na scenie przed nimi, ich myśli, poglądy, dobór sylab, stylistyka, nie wyewoluował by do takiego poziomu jaki mamy dzisiaj. Ludzie nie zastanawiają się nad tym, co jest backgroundem tego co mają. To jest tak, że jak ktokolwiek idzie po sukces, to myśli jak mu jest ciężko, a jak osiąga sukces to pierdoli wszystkich tych, którzy idą po sukces. Dzisiaj, jak świat tak szybko pędzi, to te dzieciaki myślą, że im się to kurwa należy. Wiesz o co chodzi. Jak oni chcą Playstation, to im mama dzisiaj kupi. Jak chcą sukces, to chcą go kurwa teraz. Ja w pewien sposób to rozumiem i szanuję, no bo po prostu takie jest dzisiejsze życie i społeczeństwo. Dziś już nikt się z nikim nie pierdoli w tańcu. Ja byłem wychowywany w ten sposób, że jeśli czegoś nie miałem to moi rodzice mi tłumaczyli, że muszę zrobić coś, by zapracować na to. Idealny jest tutaj wers Hadesa: „Czym byłaby ta gra beze mnie? Ważniejsze chyba, kim byłbym bez niej”. Ja traktuję tych wszystkich ludzi przede mną, jak coś, co stworzyło mnie tutaj. Młodzi ludzie uważają, że im się to należy, bo to oni zaczynają nowy etap. Ok, ale pomimo tego wszystkiego, do czego ja byłem przyzwyczajony i jak byłem wychowany, ja też to rozumiem, bo ja 10 lat temu myślałem, że wszyscy się muszą kurwa z wszystkimi patyczkować, a dziś jak mi coś nie pasuje, to mówię „dobra, wypierdalaj jeden z drugim, nara”. Widzę to sam po sobie, że świat poszedł do przodu, więc ja musiałem tez przyspieszyć. Domyślam się, że dzieciaki, które siedzą w szkole na ławce, żeby cokolwiek sprawdzić, co mi zajmowało pół godziny – bo musiałem wrócić do domu, sprawdzić to, w kurwa nie wiem, encyklopedii, robią to w pół sekundy. Oni mają dużo czasu, by pomyśleć jak rozjebać rynek muzyczny. Wiesz, co innego jeśli to wszystko jest podparte pracą nad swoją muzyką, spoko. Np. taki B.R.O., który jest hejtowany. Uważam, że on wykonał ogromną pracę, ten gość naprawdę ma umiejętności, to się nie bierze znikąd. Mi się może podobać lub nie, że on nawija o szkole podstawowej, boisku, kolegach, cokolwiek, ale gdyby był gościem ze Stanów i nawijał to samo, w ten sam sposób, tylko po angielsku, to w Polsce te dzieciaki kochałyby go jak typów zza oceanu, a hejtują go dlatego, że mu… zazdroszczą? Ludzie nie mają szacunku dla cudzej pracy, bo wydaje im się, że im się wszystko należy. Tak mi się wydaje, nie popieram.

To tyle jeśli chodzi o pierwszą część. Druga część wywiadu pod tym linkiem.

1 Komentarz

Dodaj komentarz