Siedem Cali: Dj JanMario

Siedem Cali: Dj JanMario

Po blisko dwu miesięcznej przerwie na stronę powraca cykl „Siedem Cali”, i to powraca nie w byle jakim stylu! Dzisiejszym gościem jest jeden z pierwszych polskich didżei hiphopowych, legendarny Dj JanMario! Warszawski didżej na rodzimej scenie obecny jest od końcówki lat 90tych. Zadebiutował w 1994 roku na płycie Acid Drinkers „Infernal Connection”, w tym roku także wraz z Dj’em 600V założył legendarny skład – 1Khz. Był członkiem Warszafskiego Deszczu i didżejem Tedego. Pracował m. in. przy kasetowym nielegalu „WuWa”, gdzie zrobił m. in. bit do kawałka „40 stopni w cieniu”. Udzielał się także na albumie „Nastukafszy”. Wiele lat spędził grając w Radiostacji. Autor pionierskich miksów „Dawaj Mario” oraz autor pierwszego legalnego mixtape na CD „Black Power Mixtape”. Uczestniczył w zawodach DMC gdzie zdobył tytuł vice mistrza. Wraz z Dj’em Deszczu Strugi założył pierwszy polski skład turntablistyczny o nazwie Polfejder. Pracował w emitowanym na MTV programie Rap Pakamera. Pisał do magazynów: „DosDedos”, „Hiro”, „Machina”, „Klan”. W 2004 dograł swoje skrecze na debiutancki album Hemp Gru „Klucz”. W ubiegłym roku ukazała się płyta zespołu Instynkt w skład, której to grupy poza Djem Mario wchodzili Waco i Czarny. Przeczytajcie „Siedem Cali” z absolutną legendą polskiej sceny hiphopowej! Dj JanMario!

Wszystko wskazuje na to, że JanMario pojawi się jeszcze w te wakacje na blogu, ale o tym niebawem.

1.Wytwórnia z której płyty możesz kupować w ciemno?

Nie kupuję obecnie żadnych płyt. To co chciałem kupić, kupiłem już lata temu. Ale były kiedyś takie wytwórnie, które lubiłem szczególnie. Na początku mojego Djowania pamiętam, że wysoki poziom trzymały vinyle z żółtym logo Nervous Records: wykonawcy tacy jak Smif N Wessun, Mad Lion, Black Moon, Funkmaster Flex, poza tym dużo fajnych party breaków. Potem mocno trzymał się u mnie Loud. Jedna z tych legendarnych wytwórni, która mimo artystów takich jak Wu Tang, Alkaholiks, Pete Rock, Three Six Mafia czy Xzibit niestety nie poradziła sobie na zmieniającym się rynku muzycznym. Ale naprawdę „jak leci” kupowałem vinyle z logo Bad Boy. To była naprawdę potęga. Do pewnego momentu Puff Daddy miał takiego nosa, że nie wypuszczał żadnej słabizny. Jeśli coś nie pasowało do klubu to na pewno pasowało na mix tape. Osobną sprawą jest to, że jako wielki fan Notoriousa B.IG.kolekcjonowałem wszystko gdzie tylko się pojawił. Oczywiście 90% kolekcji to nagrania właśnie z Bad Boy. Muszę wspomnieć jeszcze o Ruff Ryders, bo kupowałem wszystko czego dotknął się Swizz Beatz i jak widzę po jego dzisiejszych produkcjach, dobrze wtedy wyczułem, że to nieprzeciętny talent, który nie zniknie po pięciu minutach.

2.Płyta która według Ciebie ma najlepszą okładkę?

Wymienię dwie. Po pierwsze debiutancki Ol Dirty Bastard „Return to the 36 Chambers: The Dirty Version” z tym mistrzowskim kuponem z socialu na okładce. Druga to The Notorious B.I.G. „Ready To Die”, chodzi mi o oryginalną wersję okładki, czyli tą z dzieckiem na białym tle, bo była jeszcze wersja druga, ze zdjęciem Biggiego i złotym liternictwem. Zarówno ODB jak i Biggie to skromny, oszczędny i elegancki design, w sumie dość nietypowy jak na hip hop, zwłaszcza ten z dawnych lat. Po latach wciąż wyglądają nowocześnie i stylowo. Czyli po prostu dwa dobre, ponadczasowe projekty.

3.Album który zabrałbyś na bezludną wyspę?

Płyt hiphopowych raczej bym nie zabierał, no może gdybym mógł zabrać nie jedną a dziesięć albumów to znalazło by się miejsce dla pierwszego Pete Rock i CL Smooth, „Life After Death” Biggiego i mojej ulubionej płytki RNB – „Full Moon” Brandy. Ciężko wybrać jeden album, ale na pewno wziąłbym pod uwagę „Automatic For The People” REM i „Substance” Joy Division.

4.Twój ulubiony producent ze złotej ery?

Jeśli mówisz o klasycznej definicji złotej ery, czyli przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku to będzie to Hank Shocklee i The Bomb Squad. Nikt tak nie rozwinął techniki samplingu jak oni. Podczas gdy inni producenci zadowalali się zapętleniem pojedynczego funkowego loopu, oni wrzucali do
jednego utworu Public Enemy dziesiątki różnych dźwięków (łącznie z tymi zupełnie nie muzycznymi) i robili z tego spójny, świetnie brzmiący rap. Warsztat i produkcja nie z tej ziemi. „Fear of a Black Planet” czy ostatnie ich wielkie dzieło – „Apokalipse 91 The Enemy Strikes Back” mówią same za siebie. W historii muzyki są dwa zespoły, które jako pierwsze wywindowały eksperymenty z samplami na poziom wirtuozerski – Depeche Mode (głównie dzięki albumowi „Black Celebration”) i Public Enemy właśnie. Z resztą to co mnie przyciągnęło do hip hopu to właśnie sampling. Sytuacja w której Rick Rubin brał stary utwór Black Sabbath i robił z tego na płycie Beastie Boys całkiem nową jakość była dla mnie czymś niezwykle futurystycznym. Rick Rubin to nawiasem mówiąc niesamowity fenomen, czego się nie dotknie zamienia w magię.

5.Płyta która zrobiła ostatnio na Tobie największe wrażenie?

Ostatnio zawsze mam przy sobie „American IV : The Man Comes Around” Johny Casha i „So” Petera Gabriela. Nie interesuję się raczej tym co wychodzi teraz. Mogę ewentualnie wymienić „Until One” Swedish House Mafia, bo muzyka klubowa to w zasadzie jedyne z czym jestem na bieżąco. Ale w tych gatunkach i tak królują single i remixy, ja też wolę długie wersje singlowe, ale skoro pytasz o płytę, to wymieniam płytę.

6.Raper z najlepszym flow w Polsce?

Nie mam pojęcia, nie interesuję się tym. Niech każdy rapuje jak najlepiej potrafi. Jak ktoś ma mieć dobry flow i pierniczyć głupoty to już wolę toporne, ale sensowne rymy.

7.Jak oceniasz kondycję polskiego vinyla?

Jeśli są nabywcy i jest towar to chyba kondycja też OK. Chociaż w czasach tych wszystkich Traktorów i Serato wydawcom nie jest chyba lekko. Od siebie dodam, że nigdy nie rozumiałem zajawki na kupowanie analogów hiphopowych po to aby słuchać ich w domu. Kupowałem vinyle
wyłącznie żeby grać z nich imprezy, nagrywać mix tape czy grać w radio. Albumy, które lubiłem naprawdę, kupowałem zarówno na CD jak i na vinylu. Nie widzę żadnej przyjemności w ciągłym bieganiu do gramofonu i przekładania płyty na drugą stronę, zwłaszcza kiedy godzinny album wydany jest na podwójnym vinylu. Wolę puścić sobie CD i poleżeć na kanapie. A opowieści,  że „hip hop z vinyla lepiej brzmi” nigdy mnie nie przekonywały. Z gramofonu brzmi dobrze i to rzeczywiście fajnie wygląda, jak się kręci płytka na Technicsie, ale z CD też brzmi nie najgorzej.