Siedem Cali: Andrzej Cała

Osoba, która tym razem przyjęła moje zaproszenie i zgodziła się wziąć udział w „Siedem Cali” to człowiek, który w ogromnym stopniu ukształtował mój gust muzyczny i dzięki, któremu dowiedziałem się, że najpiękniejsza muzyka to nie ta, która jest na wyciągnięcie ręki, ale ta, którą trzeba odnaleźć samemu. Calak obecny jest w polskich mediach od 2002 roku, pisząc m. in. dla takich magazynów jak 'Ślizg”, „Machina”, „Klan” czy „Dos Dedos”. W roku 2005 wspólnie z Radkiem Miszczakiem napisał książkę „Beaty, Rymy, Życie” będącą dla wielu osób kopalnią wiedzy na temat hip hopu. Rok 2008 to kolejna książka tym razem wspólnie z Hirkiem Wroną i Radkiem Miszczakiem popełnili leksykon muzyki R&B i Soul – „Dusza, rytm i ciało”. Andrzej jest nałogowym kolekcjonerem płyt – swoją kolekcję szacuje na około 3 500 tysiąca sztuk.

Zachęcam wszystkich do regularnego odwiedzania Jego mistrzowskiego bloga, który znajduję się pod tym adresem – http://andrzejcala.blox.pl

1.Wytwórnia z której płyty możesz kupować w ciemno?

Obecnie nie ma takiej oficyny, ani w Polsce ani zagranicą. Kiedyś Rawkus, ABB, londyńska BBE czy koncentrująca się na bardziej klubowych brzmieniach A Naked Music były dla mnie takim stuprocentowym gwarantem. Teraz jest wiele wytwórni, które niezwykle cenię i szanuję, ale nie na tyle, by wyciągać z portfela kilka dyszek i kupić w ciemno album jakiegoś debiutanta, którego ksywa jest mi kompletnie obca.

2.Płyta która według Ciebie ma najlepszą okładkę?

Och, wiele jest takich! Nie sposób przejść obojętnie wobec „Midnight Marauders” ATCQ czy  „Like Water For Chocolate” Commona. Kilka wersji okładki do płyty The Roots „Things Fall Apart” tez robi na mnie kolosalne wrażenie. Zawsze piękne covery, niezależnie czy na płytach czy singlach, mają The Foreign Exchange. Z polskich produkcji zawsze szacunek za okładkę i całą oprawę dla Ostrego i Tytusa, ale mnóstwo uroku i takiego naturalnego ciepła ma też  2Cztery7 ze „Spaleni Innym Słońcem”. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Mógłbym tak godzinami sobie przypominać.

3.Album który zabrałbyś na bezludną wyspę?

Że niby mam wybrać jeden? Nie żartuj sobie nawet (śmiech)! Gdybym miał do wyboru tylko sto to byłoby mi ciężko. Wolę nie jechać na bezludną wyspę i żyć sobie w niewielkim pokoju zawalonym  od podłogi po sufit płytami.

4.Twój ulubiony producent ze złotej ery?

Dzisiaj powiem Pete Rock, jutro Erick Sermon, w środku nocy może powiedziałbym Dj Premier, a gdybym akurat słuchał Slum Village to postawiłbym na J Dillę, nie zapominając przy tym o Dj-u Spinnie, Marley Marlu oraz Large Pro. Złota era właśnie dlatego była złota, że zostawiła nam tyle wspaniałej muzyki, tyle nie odkrytych skarbów, że zwyczajnie nie sposób postawić na jeden album/ jedeno nazwisko producenta/ jednego rapera. Łatwiej byłoby mi ułożyć takie top 10, ale mogłoby zabraknąć miejsca dla Kutmasta Kurta, Daza Dillingera, więc nie chcę tego robić.

5.Płyta która zrobiła ostatnio na Tobie największe wrażenie?

Tu będzie mi stosunkowo najłatwiej. Od kiedy tylko dostałem promo najnowszego Pharoahe Moncha „W.A.R. (We Are Ranegades)”, którego oficjalna premiera będzie miała miejsce lada dzień, nie przestaję się zachwycać tym materiałem. Klasa, klasa i jeszcze raz wielka klasa! Pharoahe nigdy jeszcze mnie nie zawiódł. Wciąż rapuję niezwykle mądrze, ma niewiarygodne flow, styl, talent do malowania słowami obrazów i coś, co stawia go w moich oczach wyżej niż np. Nasa – mistrzowskie ucho do bitów. Polecam wszystkim nowego Pharoahe, jak i poprzednie solówki oraz albumy nagrane w ramach duetu Organized Konfusion. Miód dla ucha!

6.Raper z najlepszym flow w Polsce?

Ktoś z piątki Eros, Ten Typ Mes, Sokół, O.S.T.R. i Gural.

7.Jak oceniasz kondycję polskiego vinyla?

Patrzę na to z boku, ponieważ sam nie kupuję regularnie wosków (chociaż mam gramofon i jakąś tam kolekcję, liczącą mnie więcej 250 albumów i singli), ale wydaje mi się, że jest dużo lepiej niż kiedyś. Mistrzowską robotę wykonuję Groh ze swoim JuNouMi, zawszę szanuję Tytusa za to, że mu się wciąż chce w to inwestować. Widzę, że część klasyków wychodzi na winylach i to też jest świetna tendecja.

Jedyny problem w tym, że z tego co usłyszałem od jednego ze znajomych muzyków, nie wszyscy twórcy tych legendarnych materiałów w ogóle wiedzą o wydawanych teraz winylowych reedycjach i co za tym idzie nie mają z tego żadnych profitów. Ktoś za ich plecami kupił po latach prawa do płyt od wytwórni  i zbija pieniądze. Nie powinno tak być. Nawet jeśli w świetle, nomen omen, prawa jest to legalne i czyste, pozostawia duży niesmak.